– Chyba nawet pan, kapitanie, wie, co znaczy miłość Kocham tego człowieka, mimo że źle postąpił.
Przysunęła się do niego bliżej. Ręce trzymał opuszczone koszulę miał rozpiętą, z lewej strony dostrzegła rozdarcie. Przeciągnęła palcem po nagim torsie.
– Nie odmówi mi pan kilku chwil sam na sam z moim ukochanym, prawda?
Milczał. Maddie uniosła wzrok. Patrzył na nią z takim przemądrzałym, zarozumiałym uśmieszkiem, że aż się cofnęła.
– Niech mi pani powie: czy kłamie pani z przyzwyczajenia, czy żeby postawić na swoim? I czy ludzie dają się nabrać na pani kłamstwa?
Zmierzyła go wściekłym spojrzeniem.
– A co taki mydłek jak pan może wiedzieć o prawdzie i kłamstwach? Co pan wie o prawdziwym życiu?
I nim zdała sobie sprawę, co robi, ruszyła na niego z opuszczoną głową, uderzyła go w żołądek, a kiedy dobiegł ją syk wypuszczanego powietrza, z całej siły kopnęła go solidnym, skórzanym butem i ugryzła.
Chwycił ją w pasie, przewrócili się na ziemię. Dłonią zablokował jej szczękę, żeby go znowu nie ugryzła. Potem przygniótł sobą jej drobną, szczupłą figurkę i popatrzył na Maddie.
– Co tu się naprawdę dzieje? Co pani knuje? Po co pani przyjechała w te góry?
– Moje gardło – wyszeptała. – Może pan zrobić ze mną, co zechce, ale niech pan puści moją szyję.
Dostrzegł w jej oczach łzy. Wypuścił jej brodę, ale nadal przygniatał ją swoim masywnym ciałem. La Reina odwróciła głowę, żeby nie widział jej łez. To go zdziwiło. Zwykle kobiety chciały, żebym widział, jak płaczą – pomyślał.
– Niech mi pani powie, co tu się dzieje – powiedział cicho, przysuwając twarz do jej twarzy.
– Tak mnie pan przygniata, że z trudem oddycham, a co dopiero mówię. Poza tym plami mi pan ubranie. Spojrzał aa ramię i zobaczył krew, która skapywała na jej drogi strój do konnej jazdy.
– Przepraszam. Za te plamy. Trudno było się do pani dostać. Musiałem się wspiąć na tamtą skałę.
Maddie wykręciła się, żeby spojrzeć. Zobaczyła ostrą, stromą grań. Popatrzyła na mężczyznę.
– Niemożliwe. Nawet mój ojciec by przez nią nie przeszedł. Zerknął na nią dziwnie.
– A ja owszem, przeszedłem.
Kiedy się jej tak przypatrywał, leżąc na niej twarz przy twarzy, dostrzegła jego pociemniałe oczy i próbowała się spod niego wyślizgnąć.
– Nie wyrwie mi się pani, choć nie powiem, to całkiem przyjemne czuć, jak się pani tak pode mną kręci. Powie mi pani wreszcie, o co tu chodzi?
Już otworzyła usta, ale nagle przekręciła głowę i nasłuchiwała.
– Już jest – szepnęła. – Czeka na mnie.
– Jest tu już od jakiegoś czasu. W porównaniu z nim chór z Traviaty…
Popatrzyła na niego błagalnie.
– Proszę, niech mnie pan puści. Proszę, błagam. Błagam pana na wszystko, niech mnie pan puści i pozwoli do niego pójść.
– Może ten mężczyzna to rzeczywiście pani kochanek? Może wymyka się pani na schadzki, żeby generał Yovington się o tym nie dowiedział?
– Czy naprawdę nie potrafi pan myśleć o niczym innym? Czy dla pana wszystko sprowadza się do tego jednego?
Wyglądał na zaskoczonego.
– Istnieje wiele rzeczy, które są dla mnie ważniejsze niż… to.
– Odjeżdża. Boże, on sobie jedzie.
Maddie ze wszystkich sił próbowała się wyrwać spod Ringa. Przyglądał jej się przez chwile. Bez trudu mógł ją powstrzymać, ale fascynowało go, że kobieta walczy z taką determinacją. Cokolwiek by to było, musiało jej straszliwie na tym zależeć.
– Co tylko pan zechce – wykrztusiła. W jej glosie brzmiały łzy, wściekłość i desperacja. – Dam panu wszystko, jeśli pozwoli mi pan się z nim spotkać. Pieniądze, biżuterię. Mogę… mogę… – spojrzała mu prosto w oczy. – Pójdę z panem do łóżka, jeśli da mi pan pól godziny z nim sam na sam.
Słysząc to, stoczył się z niej i usiadł,
– Niech pani idzie – powiedział cicho. – Daję pani pół godziny. Potem ruszam za panią. Zrozumiano?
Łzy napłynęły jej do oczu.
– Dziękuję – wymruczała.
Pobiegła w górę zbocza, potykając się o gałęzie, nie zważając na krzewy, które drapały ją po twarzy. Raz po raz upadała na skały, kalecząc sobie dłonie, ale nic nie mogło jej powstrzymać we wspinaczce.
Przyglądał się jej, dopóki nie zniknęła mu z oczu, potem oparł się o drzewo i nasłuchiwał. Kiedy usłyszał, że dotarła do mężczyzny, lekko się uśmiechnął. Dziwną satysfakcję sprawiała mu świadomość, że La Reina dostała to, czego tak bardzo pragnęła.
I czego ona tak bardzo chce? – zastanawiał się. – O co jej chodzi? Co się tu, u Ucha, w ogóle dzieje?
Im dłużej ją znał, tym bardziej mu przypominała oko cyklonu, wokół którego kłębią się ludzie i wydarzenia Ciekaw był, czy wie o śledzących ją mężczyznach, Indianinie i jeszcze jednym mężczyźnie, który szedł za nim.
Ring nie przestawał nasłuchiwać. Kiedy dobiegł go podniesiony głos mężczyzny, natychmiast zerwał się na nogi. Nieważne, kto to był – ktoś bliski, przyjaciel czy wróg – nie pozwoli, żeby ją skrzywdził. Nie przeszedł dziesięciu kroków, kiedy zza drzew ktoś wypuścił strzałę. Bez namysłu padł na ziemię i sięgnął po rewolwer, ale go nie znalazł. Rozejrzał się, lecz nikogo nie zobaczył, nie dobiegł go żaden odgłos. Zdawał sobie sprawę, że strzała była ostrzeżeniem, inaczej by go trafiła. Co jednak ono oznaczało? Że ma się trzymać z daleka od tej kobiety? W takim razie, dlaczego Indianin nie strzelił, kiedy Ring z nią walczył? Czy też, że ma zostawić śpiewaczkę w spokoju z tamtym mężczyzną?
Powoli, ostrożnie, nie przestając wypatrywać Indianina ukrytego wśród drzew, wstał i położył rękę na strzale. Wyciągnął ją z pnia.
Kri – pomyślał.
Dziwne, bo Indianie z tego plemienia nie byli wrogo nastawieni do białych. Co więcej, często chętnie się z nimi kontaktowali: biali mieli bowiem ze sobą wspaniałe rzeczy, które można by ukraść, a Kri, z tego co wiedział Ring, byli złodziejami pierwszej klasy. Podobno potrafili ukraść spod człowieka konia, zostawiając mu tylko siodło.
Przyjrzał się strzale, jej stalowej końcówce. Ostatnio Indianie chętnie używali broni palnej, ale często, jeśli nie chcieli robić hałasu, korzystali też z łuku. Temu Indianinowi najwyraźniej nie przeszkadzało to, że Ring wie o jego obecności, ale albo nie chciał, żeby kobieta zdawała sobie z tego sprawę, albo też działali razem. Na pewno jednak Indianin nie chciał, żeby Ring wtrącał się do jej spraw.
Uniósł strzałę w geście pozdrowienia. Kiedy wsuwał ją do cholewki mokasyna, usłyszał, że kobieta, która nazywa siebie La Reiną wraca ze spotkania. Krew na ubraniu zdążyła już wyschnąć, ręce i szyję miała podrapaną, ale Ringowi wydawało się, że widzi nowe sińce.
Milcząc podeszła do konia. Ring też się nie odezwał. Usłyszał i zobaczył już dość, by wiedzieć, że nie ma sensu pytać, co robiła i dlaczego. Ale on się jeszcze dowie. Nieważne, co będzie musiał zrobić albo powiedzieć, zdobędzie odpowiedzi na wszystkie swoje pytania.
4
Kilka godzin później Maddie siedziała samotnie w namiocie i wreszcie mogła sobie pozwolić na to, by się bać. Wysłannik, z którym się spotkała, był straszny. Miał chytre, twarde oczka i, co gorsza, był głupi. Natychmiast zdała sobie sprawę, ze nie da się z nim pertraktować ani w sprawie Laurel, ani w żadnej innej kwestii. Dał jej list, ale zażądał też jej broszki wysadzanej perłami i diamentami. Broszka nie przedstawiała szczególnej wartości, jednak Maddie dostała ją od matki, która z kolei otrzymała ją od swojej matki. Zapomniawszy o swoich postanowieniach, Maddie powiedziała, że nie da mu błyskotki, i dostrzegła w jego oczach gniew. Ryknął na nią i ze wstydem musiała teraz przyznać przed sobą, że się przestraszyła. Bała się o Laurel, to prawda, ale bala się także o siebie.