Выбрать главу

Maddie nie patrzyła na niego. Na wspomnienie dotyku tamtego strasznego człowieka zaczęła drżeć. Nigdy wżyciu nikt jej nie dotknął, jeśli sobie tego nie życzyła. Już od dziecka wiedziała, że jest inna, wyjątkowa i odnosiła się do siebie z szacunkiem. Jako dwudziestolatce zdarzyła jej się krótka szamotanina na kanapie z francuskim księciem, uznała jednak to doświadczenie za tak nieprzyjemne, że nigdy nie chciała go powtórzyć. Mężczyznom wystarczał jej śpiew; nie musiała dawać im niczego więcej.

Ale dzisiejszej nocy… Dobry Boże, dzisiejszej nocy ten mężczyzna jej dotykał. I możliwe, że posunąłby się dalej, gdyby do namiotu nie wpadła Edith.

Teraz, czując, jak opasuje ją ramię mężczyzny, przeraziła się i zaczęła wyrywać.

– Ciii… To tylko ja – uspokajał ją Ring. – Nic już pani nie grozi. Ma pani cudowny głos, prawdziwy dar Boży. Nigdy nie słyszałem nic równie wspaniałego jak pani śpiew dziś wieczorem. Co to była za aria o tej kobiecie, która oszalała?

– Tui la voce sua soave – odpowiedziała z głową wtuloną w jego tors.

– „To najpiękniejszy…"? – zaczął, specjalnie źle tłumacząc.

– Nie. „W tych najczulszych słowach…"

– A, rzeczywiście. Moja ulubiona aria. Uśmiechnęła się do niego.

– Na razie. Jeszcze pan nie słyszał wszystkiego.

– Ależ tak. Słyszałem to w wykonaniu Adeliny Patti.

– Co! – Odsunęła się od niego gwałtownie. – Patti? Tego wyjca? Jej fis to istna rozpacz, ona się nadaje wyłącznie do chóru.

– Mnie się podobała.

– Ale bo co też pan może wiedzieć o operze. Jest pan zwykłym amerykańskim żołnierzem, podczas gdy ja…

– Jestem księżniczką z Lanconii?

Popatrzył na nią, unosząc jedną brew. Nagle zrozumiała, do czego zmierzał. Kiedy wszedł do namiotu, trzęsła się, była bliska łez, teraz jednak czuła się lepiej, znacznie lepiej.

– Co by pan powiedział na kieliszeczek porto, kapitanie?

Wiedział, że zrozumiała, i od razu poczuł się lepiej.

– Wołałbym pieśń. Ale tylko dla mnie.

– Ha! – zawołała, ale uśmiechała się do niego. – Aby na to zasłużyć, trzeba zgładzić kilka smoków. Dziś zarobił pan na kieliszek portwajnu. Ale jest to najlepsze porto na świecie.

Pochlebiało jej, że od wyśmiewania się z jej głosu przeszedł do pragnienia, by śpiewała tylko dla niego.

– W takim razie muszę się tym zadowolić, ale jeszcze zarobię na tę pieśń.

Wlała gęstego portwajnu do dwóch kryształowych kieliszków, które trzymała w specjalnej kasetce, chroniącej je przed stłuczeniem.

– Za prawdę – powiedział, wznosząc toast.

Maddie wypiła, cały czas czekała jednak na grom, który by ją poraził. Wątło uśmiechnęła się znad kieliszka do mężczyzny i poprzysięgła sobie, że za nic nie wyzna mu całej prawdy.

Następnego dnia wyruszyli w drogę i Maddie znowu utknęła w kołyszącym się powozie, gdzie towarzyszyła jej chrapiąca Edith. Kapitan Montgomery prosił, by pozwoliła mu się dosiąść, ale się nic zgodziła. Bardzo chętnie spędziłaby ten czas w jego kompanii, porozmawiała, ale i tak zbyt wiele rzeczy już z niej wyciągnął.

Późnym rankiem Frank zatrzymał powóz i do okna podszedł kapitan,

– Obawiam się, że muszę panią prosić o przysługę. Toby nie czuje się najlepiej, czy mógłby wsiąść do środka?

– Oczywiście, obok Edith jest miejsce.

– I o to właśnie chodzi – mruknął Ring.

– Przepraszam?

Pokazał, żeby się ku niemu nachyliła,

– Moim zdaniom są w sobie zakochani – wyszeptał jej do ucha.

– O?

Wyprostowała się i powiodła wzrokiem od Edith do Toby'ego, który wyglądał zupełnie zdrowo. Ring znowu na nią skinął.

– Chcą zostać sami. Nadal nie rozumiała.

– Może pani jechać ze mną.

– Rozumiem. Jeśli próbuje pan w ten sposób naciągnąć mnie na jakieś sam na sam…

– Może się pani przejechać na moim koniu.

Nie pytała, skąd wie, że poradziłaby sobie z jego ogierem, ani jak się domyślił, że o tym marzyła. Nie zamierzała odrzucić takiej propozycji. Tak szybko otworzyła drzwiczki powozu, że uderzyła Tob’ego w ramię.

– Przepraszam, nie…

Ring niemal ściągnął Toby'ego z konia i wrzucił do środka, po czym zatrzasnął za nim drzwi.

– Edith go opatrzy.

Zapraszającym gestem wskazał swojego wspaniałego wierzchowca. Uśmiechnęła się do konia.

– Do mnie. Diabeł – zawołała, ale koń ani drgnął. – Diabeł?

Ring zdjął kapelusz i podrapał się po głowie.

– Niech pani spróbuje… eee… Kary. Popatrzyła na niego.

– Kary?

– To nie był mój pomysł. To imię wymyśliła moja siostra. Bracia chcieli go nazwać Błyskawica. Uznałem, że z dwojga złego Kary będzie lepsze.

– Nie Diabeł?

Wpatrzył się w swój kapelusz.

– Rodzina by mnie wyśmiała. Gotowa do jazdy?

– Chodź tu, Kary! – zawołała i koń podbiegł do niej, minął wyciągniętą rękę i zaczął ogryzać czerwoną farbę powozu.

Roześmiała się, wzięła cugle i wskoczyła na siodło.

– Do tej pory tylko ja na nim jeździłem, więc początkowo może go dziwić taki lekki jeździec – mówił Ring, skracając strzemiona. Poklepała konia po karku.

– Poradzę sobie. Ojciec nauczył mnie, jak się jeździ konno. Jakoś się dogadamy, prawda, ty wielki, wspaniały mężczyzno?

Frank spojrzał na Ringa. Ring pokręcił głową. Kobiety i konie!

Maddie doskonale radziła sobie z wierzchowcem. Co za cudowne uczucie znowu siedzieć na grzbiecie wspaniałego, pełnego temperamentu konia! Tak szybko ruszyła w górę stromego zbocza, że Ring, który dosiadł konia Toby'ego, z trudem dotrzymywał jej kroku. Jakże chętnie wypróbowałaby Karego na otwartej przestrzeni, ale w Górach Skalistych trudno było o równy teren.

Kiedy Ring wreszcie do niej dołączył, uśmiechała się szeroko.

– To musi być wspaniałe uczucie, wrócić do krainy swego dzieciństwa – powiedział naturalnym tonem.

– O tak, czuję się niebiańsko. Powietrze jest takie chłodne i czyste, a…

Uświadomiła sobie, że znowu dała się złapać. Spojrzała na kapitana, który uśmiechał się zarozumiale. Odwróciła wzrok.

– Kapitanie, jak pan właściwie się nazywa? Oprócz „chłopca", jak o panu mówi Toby.

– Albo „diabła wcielonego", jak o mnie mówi pani? Nadal na niego nie patrzyła.

– Ring.

Odwróciła się i przyjrzała ze zdziwieniem. – Ring? Rozumiem. A ci pańscy liczni bracia i siostry jak się nazywają? Rękawice, Sznury, a może Talk? Zachichotał.

– Nie, tak naprawdę nazywam się Christopher Ring Montgomery. Moje drugie imię zaczyna się na "h", ale się go nie wymawia. Matka zawsze pisała zamiast „h" apostrof.

Przez chwilę milczała, rozkoszując się powietrzem i wspaniałym rumakiem, na którym siedziała.

– Skąd się wzięło to imię?

– Mój ojciec ma wielką, starą Biblię rodzinną, a w niej aż się roi od dziwacznych imion.

– Na przykład?

– Jarl. Raine. Jocelyn.

– Jocelyn to ładne imię.

– Ale nie wtedy, gdy nosi je chłopak, jak to ma miejsce w naszej rodzinie.

– Może powinniście wymyślić jakieś zdrobnienie, na przykład… nie wiem, może Lyn.

– Lyn! Od szóstego roku życia musiałby chodzić z pistoletem, żeby się jakoś obronić.

– Lyn jest równie dobre jak Ring. Dlaczego nie używa pan pierwszego imienia?

– Mój ojciec nazywa się Christopher. Byłbym albo „młodym Chrisem", albo, jak to zwykle w mojej rodzinie, „paniczem". Nie, Ring mi odpowiada. – Uśmiechnął się do Maddie. – A skąd się wzięło pani imię?

– Nadała mi je królowa. Wybiera imiona dla wszystkich naszych księżniczek.