Przejechał przez obóz, całą uwagę skupiając na ignorowaniu bólu głowy i rozsadzającej go złości. Winił się za porwanie Maddie, za to, że nie dość bacznie obserwował i za mało widział.
Nie sposób było wytropić ją w ciemnościach, w osadzie, po której kilka setek mężczyzn kręciło się w najdziwniejszych porach dnia i nocy. Mógł tylko pytać. Po godzinie natknął się na paru mężczyzn, którzy potwierdzili, że rzeczywiście widzieli czterech jeźdźców zdążających na zachód. Jeden z nich trzymał przed sobą śpiewaczkę.
– Jak wyglądała? Nic jej nie było?
– Ślicznie – odparł jeden z mężczyzn. – Powiedziałem, że naprawdę pięknie śpiewa, lekko się do mnie skłoniła. Ale się nie uśmiechnęła.
– Domyślacie się, gdzie mogli ją zabrać?
– Nie pytałem, ale przy tej drodze jest najwyżej pięć obozów. Co prawda nie byłem tam od kilku tygodni, teraz może być i więcej.
Ring podziękował mężczyznom i ruszył stromym, wyboistym duktem. Na pniach drzew po obu stronach drogi zostało niewiele kory, bo poszukiwacze złota za pomocą bloków i krążków przeciągali swoje ładunki.
Wzeszło już słońce, a Ring nadal jechał, wypatrując na ziemi jakichś śladów, które powiedziałyby mu gdzie zabrano Maddie. Może znała się na tropieniu, przynajmniej na tyle, żeby zostawić jakiś znak, dzięki któremu łatwiej by ją odnaleźć. Słońce stało wysoko na niebie, a Ring nie dostrzegł niczego, co naprowadziłoby go na ślad. Koło jedenastej dotarł na rozstaje dróg. Zatrzymał konia, wyjął bukłak, wypił.
Szansa, że wybierze właściwą trasę, wynosiła pięćdziesiąt procent. Zniechęcony ruszył w prawo. Nie ujechał piętnastu metrów, gdy koło ucha świsnęła mu strzała. Utkwiła w pniu drzewa z lewej strony. Ring na chwilę znieruchomiał. To była strzała Indianina Kri, dokładnie taka sama, jak ta ostatnia.
Wolno zbliżył się do drzewa i wyjął strzałę z pnia. Czy to kolejne ostrzeżenie? Wpatrywał się w ostrze i nagle go olśniło: strzała zagrodziła mu drogę. Wybrał złą trasę. A wiec Kri musiał wiedzieć, gdzie zabrano dziewczynę. Wiedział, ale nie ruszy! jej na pomoc. Dlaczego?
Ring popatrzył na szczyt góry, jednak nikogo nie dostrzegł.
Bo nie jest w niebezpieczeństwie – pomyślał. Porwano ją, ale nic jej nie grozi.
Ring zawrócił, potem ruszył drugą ścieżką. Teraz czuł się pewnie. Po kilkunastu kilometrach dotarł do następnego rozwidlenia, a kiedy ruszył w prawo, nie pojawiła się kolejna strzała. Jechał dalej, wreszcie o zachodzie słońca zobaczył niewielką osadę, gdzie w szałasach, namiotach i pod skałami mieszkało nie więcej niż pięćdziesięciu mężczyzn.
Maddie nie trudno było znaleźć. Siedziała na pieńku. Otaczali ją smutni mieszkańcy.
– Chociaż jedną pieśń?
– Proszę pani…
– zapłacimy pani.
– Ofiarujemy pani złotonośną działkę.
– Prosimy.
Ring omal się nie uśmiechnął na widok tej sceny. Choć w zakurzonej sukni, potargana, z rozpuszczonymi włosami, Maddie wyglądała dostojnie niczym prawdziwa księżna.
– Dajcie sobie spokój, chłopcy – odezwał się Ring, stając za mężczyznami. – To najbardziej uparta kobieta na świecie. Nie sposób zmusić ją do zrobienia czegoś, na co nie ma ochoty.
Uśmiechnął się do niej nad ich głowami, a ona odpowiedziała lekkim uśmiechem, który mówił: wiedziałam, że przyjedziesz, ale dlaczego to tak długo trwało?
Przepchnął się przez tłumek, depcząc kilku wielbicieli| Maddie rozciągniętych na ziemi. Kiedy do niej dotarł, wyciągnął rękę. Ujęła ją i wstała, potem razem przeszli wśród mężczyzn. Poszukiwacze złota jęczeli, kilku ponawiało prośby, żeby dla nich zaśpiewała, nikt jednak nie przedsięwziął bardziej zdecydowanych kroków.
Ring powoli doprowadził Maddie do konia, posadził na siodło, a sam wskoczył za nią.
– Może pan odetchnąć, nie będą za nami jechać.
– Łajdacy – warknął pod nosem, – Kiedy będziemy trochę dalej, wrócę i…
Położyła dłoń na jego ręce zaciśniętej na cuglach.
– Proszę, nie. Nie chcieli zrobić nic złego.
– Nic złego! Ja się czuję, jakby mi ktoś wozem przejechał po czaszce. Sama zranili w głowę, a pani mówi, że nie chcieli zrobić nic złego.
– Byli pijani, ale nie pierwszy raz znalazłam się w takiej sytuacji.
– Rozumiem, nieustannie panią ktoś porywa. Czy właśnie tego chciał ten człowiek ubiegłej nocy? Żeby pani dla niego zaśpiewała?
Nie zamierzała odpowiadać na to pytanie.
– Ci tutaj – powiedziała z naciskiem – chcieli mnie słuchać, a w życiu wybitnej śpiewaczki porwania nie należą do rzadkości. W Rosji, po moim występie dla cara, studenci wyprzęgli konie z mego powozu i zaciągnęli do jakiejś koszmarnej, nędznej stancji. Nie stać ich było na najtańsze bilety, ale ogromnie pragnęli usłyszeć mój śpiew.
– I zaśpiewała pani dla nich?
– Nie. Chciałam, bo pochlebiał mi ich podziw, ale bałam się, czyby nie zaczęto mówić, że jak ptak w klatce śpiewam i w niewoli. A wtedy ktoś mógłby na stałe zamknąć mnie w klatce.
Ring odezwał się dopiero po chwili.
– Niech się pani o mnie oprze – burknął.
Zawahała się, ale była tak zmęczona, że nie mogła się powstrzymać. Jej głowa wchodziła dokładnie pod jego brodę.
– Kto pani towarzyszył przez te wszystkie tata podróżowania? – W jego głosie nadal brzmiał gniew.
– John. John Fairlie, mój agent.
Na plecach czuła dotyk torsu Ringa, czuła miotający nim ciągle gniew.
– I gdzie są wszystkie zarobione przez panią pieniądze? A tak przy okazji, kto teraz pilnuje wpływów z koncertów?
– Nie wiem – odpowiedziała sennie. – John zajmował się kwestiami finansowymi, teraz może robi to Frank, może Sam. Nie sądzę, żeby powierzono to Edith.
– Co pani wie o tej trójce?
– Proszę, czy mógłby pan przestać wypytywać?
Nie odpowiedział, jego milczenie pozwoliło jej odetchnąć. Zamknęła oczy i odprężyła się, opierając o jego tors. Nie minęło parę chwil, a usnęła w jego ramionach. Wyprostowała się jednak gwałtownie, kiedy tylko się zatrzymał.
– Co się stało?
– Nic, ale koń się zmęczył, pani jest wyczerpana, a mnie też przydałaby się krótka drzemka.
Była bardziej zmęczona, niż się głośno przyznawała, więc bez szemrania zsunęła się w jego wyciągnięte ramiona. Przez chwilę siał tuż przy niej, potem wyjął jej z włosów liść.
– Potrafiłaby pani świętego wyprowadzić z równowagi, wie pani o tym?
Nie miała siły się kłócić.
– Wiedziałam, że pan mnie znajdzie. Jest pan najbardziej upartym człowiekiem, jakiego znam.
– Przypuszczam, że przyzwyczaiła się pani, że mężczyźni przez panią nie sypiają po nocach. Zapewne pani agent odszukał panią, kiedy porwali ją rosyjscy studenci?
– Nie. Zjadł kolację w miłym towarzystwie, później położył się spać. John zawsze uważał, że potrafię sobie sama poradzić. I miał rację. I tak by mnie niedługo odwieźli.
– Może tak, może nie – warknął, – Kto wie, co mogło się wydarzyć?
Poczuła, że się ku niemu nachyla. Może to przez ten księżyc?
– Nie odpowiada pan za ranie.
– Właśnie, że tak. Otrzymałem rozkaz.
Podtrzymując dziewczynę, objął ją ramieniem i poprowadził na niewielką polanę. Kiedy kazał jej usiąść i nic nie mówić, nie chciało jej się protestować. Oparła się o drzewo, zaplotła ramiona i przymknęła oczy.
Za nic by mu się nie przyznała, ale porwanie przez poszukiwaczy złota ją przeraziło. Dopiero jakiś czas po tym, jak wdarli się do namiotu, zrozumiała, że chcieli tylko, by im zaśpiewała. Gdyby wcześniej, uświadomiła sobie, że to zwykli pijacy, którzy szukają kogoś, kto by im zapewnił rozrywkę, wzywałaby pomocy, bała się jednak, że to wysłannicy porywaczy Laurel