Выбрать главу

A kiedy zdała sobie sprawę, że chcą jedynie, by im zaśpiewała, ogarnęła ją wściekłość. Usiadła i czekała, aż odnajdzie ją kapitan Montgomery.

Wyprostowała się gwałtownie, gdy dotknął jej ramienia i podał kubek kawy.

– Nie mam wiele jedzenia. Wyruszałem w niejakim pośpiechu.

Obserwowała, jak dogląda ognia i konia, a potem pozkłada na ziemi derki. Dał jej kilka obrzydliwych wojskowych sucharów, a kiedy się z nimi uporała, wziął ją za rękę i poprowadził w stronę kocy.

– Gdzie pan będzie spał?

– Niech się pani o mnie nie niepokoi. To nie ja co chwila wpadam w tarapaty.

– Nie byłam w żadnych tarapatach! Absolutnie nic mi nie groziło, poza…

– Ale myśmy o tym nie wiedzieli. Sam miał krew na szyi. Szkoda, że pani nie widziała guza na mojej głowie. Zresztą do tej pory boli mnie tak, że ledwo patrzę na oczy, a pani twierdzi, że nic jej nie groziło. Jak…

– To niech pan pokaże – przerwała.

Wszystko, byle przestał gadać. Usiadła na kocu i skinęła, żeby się pochylił. Zanurzyła ręce w jego gęstych, ciemnych włosach i natychmiast poczuła ogromnego guza. Ogarnęło ją poczucie winy. Nie chciała, aby komukolwiek stała się krzywda z jej powodu. Pod wpływem impulsu nachyliła się i pocałowała zranione miejsce.

– I jak, trochę lepiej?

– Niewiele – odparł, a kiedy na niego spojrzała, dostrzegła, że nadal się marszczy.

– Doprawdy, kapitanie, czy pan nie ma za grosz poczucia humoru? Przepraszam, że sprawiłam tyle kłopotu, ale pozwoli pan sobie przypomnieć, że jeszcze ani razu nie poprosiłam pana o pomoc ani podejmowanie jakichkolwiek działań. Nie chciałam wojskowej eskorty i nie uważałam jej za konieczną. Może pan w każdej chwili wrócić do swego oddziału.

Siedział tuż obok posłania. Odwrócił się do ognia.

– A kto będzie pani strzegł? – spytał cicho.

– Sam i…

– Hal Pani sama potrafi się lepiej o siebie zatroszczyć.

– Czy to komplement? Jeśli tak, muszę to zapisać w pamiętniku.

– To nie pierwszy mój komplement. Już powiedziałem, te podoba mi się pani śpiew.

Zapatrzyła się w ogień.

– Tb prawda, podoba się panu mój śpiew, ale o mnie jako takiej mówił pan wyłącznie straszne rzeczy. Zarzucał mi pan, że kłamię…

– Jak na razie większość tego, co mi pani powiedziała, to kłamstwa.

– Nie rozumie pan, że bywają sytuacja kiedy człowiek musi kłamać? Czy też pańskie życie było zawsze takie proste, że nie musiał się pan uciekać do kłamstwa? Czy jest pan doskonały, kapitanie Montgomery, idealny?

Milczał tak długo, że odwróciła się, by na niego spojrzeć. Po wyrazie jego twarzy domyśliła się, że poruszyła w nim jakąś strunę.

– Nie, nie jestem doskonały – przemówił, – Mnie też zdarza się bać, tak jak każdemu.

– Na przykład czego? – wyszeptała.

W tej chwili nie byli żołnierzem i jego branką, ale dwojgiem ludzi, którzy siedzą sami nocą przy ogniu.

– Czego się pan boi?

Już otworzył usta, żeby odpowiedzieć, ale się powstrzymał.

– Kiedy pani dojrzeje do tego, żeby mi zdradzić swoje sekrety, ja zdradzę pani swoje. A na razie, niech zostanie tak jak jest. Teraz zaś, panno jak ją tam naprawdę zwał, niech pani wchodzi pod ten koc i śpi.

Wstał i zniknął w mroku, zostawiając ją samą, żeby mogła się przygotować do snu. Kiedy porywacze wtargnęli do jej namiotu, poprosiła o chwilę czasu, żeby zmienić koszulę nocną na suknię. Przebrała się w pośpiechu, nie zawracając sobie głowy gorsetem. Bez niego jednak nie mogła dopiąć spódnicy, ale na całe szczęście żakiet miał dłuższy tył, który to zasłaniał.

Kocą w górach było zimno, wsunęła się więc pod koc ubrana, położyła głowę na skórzanej torbie kapitana Montgomery'ego i zasnęła. Jako dziecko często tak spędzała noce: pod gołym niebem przy trzasku ognia.

W nocy obudził ją glos, zaskoczona siadła na posłaniu. Kapitan Montgomery podszedł do niej i z powrotem ułożył na kocu.

– To tylko sen – powiedziała niewyraźnie. – Śniło mi się, że jestem z ojcem.

– Nie ma go tutaj, może pani spać dalej. Chciał odejść, ale Maddie chwyciła go za rękę.

– Worth – wyszeptała.

– Nie rozumiem.

– Nazywam się Worth. Maddelyn Worth.

– A, rzeczywiście. M…W. na bagażach. Ziewnęła i przekręciła się na drugi bok.

– Dziękuję, kapitanie, że przyszedł mi pan z pomocą, choć jej nie potrzebowałam.

– Pozostaje mi żywić nadzieję, że nie będę musiał tego znowu robić.

– Mnie też – wymruczała i zasnęła.

Ring wrócił na swoje stanowisko pod drzewem. Było mu zimno, a ponieważ dał Maddie resztę swojego prowiantu, czuł głód. Dlatego spał bardzo lekko. Większość nocy spędził przyglądając się dziewczynie i próbując dopasować, ułożyć w jakaś całość to, co o niej wiedział.

Rankiem nadal bolała go głowa i plecy, humor mu się pogorszył.

– Niech pani wstaje – warknął. – To nie opera paryska, żeby się pani wysypiała.

Przeciągnęła się i ziewnęła.

– Widzę, że wstał pan z łóżka lewą nogą.

– Nie miałem z czego wstawać.

Oczywiście nie wiedział – bo i skąd? – że Maddie znaczną część życia spędziła w otoczeniu mężczyzn i szybko poznawała ich zły nastrój.

– Co się stało, kapitanie? Złości się pan, bo jakaś kobieta nie robi tego, co pan jej każe?

Uniósł brew i popatrzył na Maddie znad dzbanka z kawą.

– Przypuszczam, że nie ma pan najmniejszych kłopotów z kobietami, prawda? Jestem przekonana, że dzięki swe] wyjątkowej urodzie potrafił pan zyskać od nich, cokolwiek pan zechciał. Poruszył się, słysząc o swojej „wyjątkowej urodzie".

– Już to sobie wyobrażam. – Wzniosła oczy ku niebu i uśmiechnęła się afektowanie. – Och, Ring – powiedziała słodko, trzepocząc rzęsami, – Wspaniale pan tańczy. Cóż za rozkosz móc się wesprzeć na tak silnym ramieniu

Podoba się panu moja suknia? – Zerknęła na niego i ciągnęła: – Och, kapitanie, strasznie tu gorąco. Może byśmy wyszli na zewnątrz odetchnąć świeżym powietrzem? Tylko we dwoje. W świetle księżyca. – Spojrzała na niego i szeroko się uśmiechnęła. – Czy tak wyglądało pańskie życie?

Musiał przygryźć wargi, żeby głośno się nie roześmiać, bo scenka, którą przedstawiła, była bardzo bliska prawdy. W forcie Toby musiał ostrzegać Ringa, kiedy nadchodziła córka pułkownika czy jego żona, inaczej kapitan spędziłby większość czasu nosząc im koszyki albo wyrażając swoje zdanie na temat koloru szarfy czy po prostu robiąc uwagi na temat upału, zimna, kurzu czy świata w ogólności.

– Wcale a wcale – odparł, podając jej kubek z kawą.

– No i kto tu kłamie? Nie nadaje się pan na kłamcę. Pod tą męską opalenizną widać zaczerwienione policzki.

Roześmiała się, kiedy policzki jeszcze bardziej pociemniały. Przesiał się dąsać i uśmiechnął do Maddie.

– Właściwie to moje kłopoty z kobietami polegały na czymś zupełnie innym i właśnie dlatego mój ojciec zatrudnił Toby'ego. Gotowa do drogi? Musimy zaraz ruszać, jeśli chce pani…

– Sądziłam, że Toby wraz z panem służy w wojsku.

– Tak. Zaciągnął się, bo ja się zaciągnąłem. – Popatrzył na nią z wyrzutem. – Sam to przecież pani powiedział. Cieszę się, że jestem lepszym detektywem niż pani. Niech pani zapnie spódnicę – A może ostatnio się przytyło?