– Nie przytyłam. Zostawiłam gorset… – Urwała zła, że sprowokował ją do mówienia o bieliźnie. – Niech mi pan opowie o Tobym.
– Potrafi pani umyć dzbanek, czy też zna się pani jedynie na śpiewaniu?
– Znam się na wielu więcej sprawach, niżby mógł pan przypuszczać. Co ze śniadaniem?
– Musi poczekać. Zjadła pani cały prowiant, a nie mamy czasu na polowanie.
– Mogłabym zastawić wnyki na królika. Zastrzelić zresztą też.
Spojrzał jej w oczy.
– Czyżby? A gdzież to się pani tego nauczyła?
– Od ojca – odparła, biorąc dzbanek nad strumień i szorując go piaskiem.
Kiedy wróciła, ogień był zgaszony, posłanie zwinięte i przywiązane do siodła. Maddie pogładziła delikatne chrapy konia.
– Czemu pański ojciec najął Toby'ego?
Nie chciała go o nic pytać, ale zżerała ją ciekawość. Kiedy go poznała, stwierdziła, że wie o nim wszystko. Przekonała się na własnej skórze, że wszyscy ci wysocy, przystojni mężczyźni są właściwie tacy sami. Rzadko spotykali się z odmową i zawsze oczekiwali, że dostaną jeszcze więcej. Jednak kapitan Montgomery od początku ją zaskakiwał. A właśnie, gdzie się nauczył chodzić w skórzanej przepasce na biodrach i bezszelestnie wślizgiwać do namiotu?
Pomógł jej wsiąść na konia, potem wskoczył za nią.
– Jak pani sądzi, po co jakiś ojciec najmowałby dla swojego syna kogoś takiego jak Toby?
Uśmiechnęła się.
– To proste. Żeby trzymać go z dala od kłopotów. Bo mimo swego gderania. Toby opiekuje się panem jak matka. Martwi się o pana. Pewnie nieraz musiał pana bronić, jeśli ojciec jakiejś dziewczyny gonił za panem ze strzelbą. Czy wstąpił pan do wojska, żeby uniknąć małżeństwa z jakąś biedną, niewinną dziewczyną?
Obróciła się, żeby zerknąć na jego minę, przekonana, że zgadła, ale on się uśmiechał.
– Skąd to niskie mniemanie o mnie? Czy kiedykolwiek powiedziałem coś albo zachowywałem się wobec pani w niegodny sposób?
– Z wyjątkiem sytuacji, kiedy pan zażądał, żebym poszła z nim do łóżka w zamian za danie mi wolności, która i tak mi się należy?
– Tak, z wyjątkiem tego. – Jego oczy błyszczały.
– Nie, ale pan i tak mnie nie lubi.
– Zdaje się, że lubienie niewiele ma wspólnego z… hmm… tym, o czym rozmawiamy, prawda? Mogę pani nie lubić, ale to nie zmienia faktu, że przyjemnie na panią spojrzeć.
– Dziękuję – odparła cicho.
Co za dziwaczna rozmowa, zwłaszcza jeśli się weźmie pod uwagę, że siedzi tak blisko niego i są zupełnie sami w górach!
– Wiec dlaczego najęto Toby'ego?
– Żebym się znalazł w tarapatach.
Odwróciła się i popatrzyła na niego zdziwiona.
– Ojca niepokoiło, że obowiązek stawiam nade wszystko. – Uśmiechnął się. – Bał się też, czy nie brak mi poczucia humoru. Dlatego, kiedy miałem szesnaście lat, najął Toby'ego, żeby mnie zapoznał z… hmm… życiem.
– Życiem?
– Dziewczętami.
– Nie lubił, nie lubi pan dziewcząt?
– Sądziłem, że chciała się pani dowiedzieć czegoś więcej o Tobym.
Sama właściwie nie była pewna, czego naprawdę chce się dowiedzieć.
– I zrobił to? Poznał pana z dziewczętami?
– Mniej więcej,
Usiłowała zrozumieć, co to może oznaczać. Nigdy nie słyszałam, żeby jakiś ojciec najmował kogoś, kto wprowadzi syna w… życie.
– Po prostu niepokoiło go, że zbyt wiele czasu poświęcam na zajmowanie się rodzinną firmą. Dlatego wybrał człowieka, który znał życie lepiej niż ktokolwiek inny.
– Toby'ego?
– Toby'ego.
Przez chwilę milczała.
– I przypuszczam, że chyba mu się udało. Nie sądzę, żeby z pańską urodą i… – Nie sprawi mu tej przyjemności i nie doda: sylwetką. – Myślę, że był pan zdolnym uczniem.
– Robiłem to, czego ode mnie oczekiwano.
Co to, u licha, może znaczyć – dumała Maddie.
– Ale w wieku osiemnastu lat zaciągnąłem się do wojska. I to wszystko.
– Zapomniał pan o szeregach pogrążonych w żałobie kobiet – dodała ze śmiechem.
– Nic mi o tym nie wiadomo – odparł.
– Ale przecież…
– Dość już o mnie. Porozmawiajmy o pani. Ona jednak nie chciała mówić o sobie.
– Kapitanie, nic z tego nie rozumiem.
– Tak jak ja nie rozumiem nic z tego, co wiem o pani. Przez ten krótki okres, kiedy go znała, głównie był wobec niej uprzejmy. Z wyjątkiem tych kilku chwil, kiedy sądziła, że zmusi ją, by z nim spała, nie czuła się zagrożona. Teraz jednak wydawało się dziwne, że nigdy nawet nie pocałował ją w rękę, a nawet, choć siedzieli tak blisko, jego ręka ani razu nie zabłądziła gdzie nie trzeba. – Pański ojciec musiał nająć kogoś, żeby poznał pana z dziewczętami, bo ma pan skłonności w innym kierunku?
– Mój ojciec nie musiał najmować Toby'ego.
– Niech będzie, postanowił nająć Toby'ego. Nie w tym rzecz. Chodzi o to, czy interesują pana kobiety, czy nie.
– Komu chodzi o to?
– Mnie! – warknęła. – A więc tak czy nie?
– Co nie?
– Czy interesują pana kobiety, głupcze! – Interesują kobiety albo kto?
Chciała coś odpowiedzieć, ale zmieniła zdanie.
– Nie odpowie mi pan, tak?
– Kim był ten człowiek w pani namiocie, wtedy po występie? Kto zatrudnił Sama, Franka i rozkoszną pannę Słodką Edith?
– Czyżby była w pana typie?
– Czy mężczyźni w pani typie palą cygara i chowają się po namiotach? Dlaczego tak gwałtownie protestuje pani przeciw wojskowej eskorcie? Dlaczego podaje się pani za księżniczkę? Co się stało z pani broszką? Gdzie mieszka pani rodzina? Kto…?
– Dobrze – roześmiała się? – Wygrał pan. A może pouczyłabym pana śpiewu?
– Chciałbym, żeby pani dla mnie zaśpiewała – powiedział cicho.
– Nie, nie zaśpiewam, mogę pana nauczyć. Niech pan słucha. – Zaśpiewała jedną nutę. – To B z bemolem. C Fis.
– To, którego Patii nie umie śpiewać?
– To denerwujące, jaką świetna ma pan pamięć. A teras niech pan posłucha., zaśpiewam je razem. Ciekawe, czy usłyszy pan różnicę.
– C fis, B z bemolem – wyrecytował.
– Bardzo dobrze, bardzo. Dodam inne tony.
Śpiewała różne nuty, łącząc je i za każdym razem prawidłowo je odgadywał.
– Ma pan słuch absolutny – stwierdziła. – Potrafi pan bezbłędnie rozpoznawać nuty. Wiedział pan o tym?
– Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Nikt w mojej rodzinie nie zajmuje się muzykę.
– Niech mi pan coś zaśpiewa – zażądała Maddie. -Nie zgładziła pani smoków w mojej obronie,
– Wątpię, żeby pański niewyszkolony głos wart był choćby najmniejszego smoczka. Niech pan śpiewa albo będę dalej pytać o Toby'ego.
Zaśpiewał popularną piosenkę. Maddie odczekała do końca, wreszcie przemówiła:
– Zdumiewające, kapitanie, doprawdy zdumiewające.
– Nieźle, co?
– Zdumiewające, że ktoś obdarzony tak miłym głosem i uchem tak wrażliwym, że słyszy najmniejsze różnice w tonach, może…
– Może co?
– Może tak źle śpiewać.
– Uwaga! – zawołał i zepchnął ją z konia, łapiąc ją jednak, nim upadła.
Zarzuciła mu ramiona na szyję, żeby nie upaść, i spojrzała na niego, śmiejąc się głośno. On też się śmiał i nagle zapragnęła, żeby ją pocałował. Może to przez tę rozmowę o dziewczętach i o tym, że „robił to, czego od niego oczekiwano".
Przysunęła twarz do jego oblicza. Dostrzegła, że Ring się ku niej nachyla. Zamknęła oczy, ale nic się nie wydarzyło. Kiedy otworzyła powieki, zobaczyła, że mężczyzna przygląda jej się z miną, której nie potrafiła zrozumieć. Zawstydzona cofnęła ręce z jego karku, wyprostowała się i odwróciła tyłem.