– To znaczy, że no prostu siedzi i patrzy? Obserwuje wszystko, co robię?
Toby posłał jej słaby uśmieszek.
– Próbuje się dowiedzieć, co pani ukrywa. Powinna mu pani powiedzieć, wreszcie by się wyspał. Poza tym nie chce jeść nic poza suchym prowiantem, ale, dzięki Bogu, już nam się kończy.
– Powiedzieć – myślała Maddie. Powiedziałaby, gdyby to nie była tak poważna sprawa.
– Edith, włóż do koszyka resztę kurczaka i kilka pomidorów.
– Idzie pani do niego?
Postaram się, żeby zaczął myśleć o czymś innym, niż jadący za mną mężczyźni – obiecała w duchu Maddie.
– Tak. Może stęsknił się za towarzystwem.
– Woli czytać, niż rozmawiać z kobietą – stwierdził Toby, z trudem powstrzymując śmiech.
Mówił to już setce kobiet i każda uznała to za osobiste wyzwanie. Cieszył się, że ta śpiewaczka nie różni się od innych.
– Doprawdy? Może sprawię, że zmieni zdanie.
Wzięła od Edith torbę z kurczakiem oraz pomidorami i ruszyła w górę zbocza.
Kapitanie? – odezwała się.
Siedział na ziemi oparty o drzewo, udając pogrążonego we śnie. Ale Maddie nie dała się zmylić. Oddychał zbyt równo, zbyt głęboko. Usiadła obok niego. – Może pan przestać udawać. Za stary z pana wyjadacz, żeby pozwolić komukolwiek tak blisko podejść bez pańskiej wiedzy.
Powoli uchylił powieki, ale nie uśmiechnął się do niej.
– Co pani tu robi?
– Przyniosłam trochę pieczonego kurczaka.
– Dziękuję, już jadłem.
– Toby powiedział mi, z czego się składał pański posiłek. Co takiego zrobiłam, że się pan obraził?
– Oprócz tego, że pani kłamała i dała się porwać?
– I powiedziałam, że nie umie pan śpiewać? Wiem co prawda, że nie ma pan za grosz poczucia humoru, ale chyba nie zraniłam pańskich uczuć?
– Nie, nie zraniła pani moich uczuć. Czy mogłaby już pani wrócić do swojego namiotu?
– I zostawić tu pana samego, żeby mnie pan dalej szpiegował?
I nim zdążył zareagować, wyciągnęła mu zza pleców lunetę. Rzucił się, żeby ją odzyskać, ale Maddie schowała ją za plecami. Znowu oparł się o drzewo.
– Stara robota – powiedziała, przyglądając się pięknej, zużytej mosiężnej lunecie. – Czy nie z takich korzystają marynarze?
– Może.
Wciągnęła ją na pełną długość.
– A, tak, teraz sobie przypominam. Związał pan Franka i Sama marynarskimi węzłami. Zgaduję, że miał pan coś wspólnego z morzem, kapitanie. Czy dobrze?
Wyrwał jej lunetę z rąk, nie odpowiadając na pytanie.
– Co pan taki obraźliwy?
– Mam sporo zajęć i wolałbym, żeby pani wróciła do swego obozowiska.
Otworzyła torbę, którą dała jej Edith, i wyjęła skąpą porcję kurczęcej piersi.
Przyniosłam panu coś dobrego do zjedzenia.
– Czyżby? Czy to zatrute? Nie przyjmę od pani żadnego jedzenia.
– Pił pan porto, które mu dałam.
– Nalała pani do obu kieliszków z tej samej butelki i wypiła pierwsza.
– Zgoda – westchnęła z rezygnacją, oderwała kawałek mięsa i zjadła połowę. Drugą podała Ringowi.
– Dziękuję, ale już jadłem.
– Ależ to pyszne – mówiła, podsuwając mu pod nos mięso. – Nigdy nie jadłam nic równie smacznego. Mniam, mniam.
Uśmiechnął się przelotnie i próbował zębami chwycić kurczaka, ale Maddie ze śmiechem cofnęła rękę.
Rzucił się w jej stronę, złapał w pasie, przewrócił na ziemię, chwytając w usta kurczaka wraz z jej palcami.
Najpierw się śmiała, ale nagle zdała sobie sprawę, że Ring na niej leży, a jej palce są uwięzione w jego ciepłych ustach. Przestała się śmiać i spojrzała na mężczyznę. Nie cofnęła palców.
– Ring – wyszeptała.
Przez moment sądziła, że czuł to samo, co ona, ale chwila minęła, a Ring chwycił ją za nadgarstek i wyciągnął jej palce ze swoich ust.
– Kurczak bardzo chętnie, ale za ludzkie palce dziękuję.
Miała wrażenie, że specjalnie ją odrzucał przy każdej okazji. Najchętniej cisnęłaby w niego torbą z kurczakiem i wróciła do namiotu. Przypomniała sobie jednak, że przez wzgląd na Laurel musi być dla niego miła. Jeśli ma się spotkać z porywaczami po jutrzejszym przedstawieniu, musi zdobyć zaufanie kapitana Montgomery'ego. Zmusiła się, żeby się do niego uśmiechnąć.
– Jeśli skończył już pan rozgniatać mnie tym swoim olbrzymim cielskiem, to chętnie wstanę.
– Jasne – odparł pogodnie, staczając się z niej. – Przypuszczam, że kurczak jest nieszkodliwy, ale wolę, żeby pani za każdym razem skosztowała kęs, nim ja to zrobię.
– Doprawdy, kapitanie, można by pomyśleć, że jestem zawodową trucicielką.
– Drugą Lukrecją Borgią?
– A kto to?
Spojrzał na nią znad resztek kurczaka.
– Iloma językami pani włada?
– Łącznie z amerykańskimi?
Z zadowoleniem spostrzegła jego rozszerzone ze zdziwienia oczy.
– Łącznie z tym, w którym używa się określeń typu mydłek i wyjadacz. A przy okazji, co to znaczy wyjadacz?
Rzeczywiście, kapitan był najbardziej spostrzegawczym człowiekiem, jakiego kiedykolwiek widziała. Podejrzewała, że wiedział też, jak szybko bije jej puls.
– Wyjadacz oznacza przywódcę albo doświadczonego trapera. Mówiłam panu, że znałam kilku mieszkańców gór.
– A, tak, w Lanconii. Czy kiedykolwiek była pani w Lanconii?
– Jak tam pański kurczak? Poczęstuje się pan pomidorem?
Wziął pomidora i ugryzł.
– To dziwne, że wie pani tyle o muzyce, zna tyle języków, a historia jest jej zupełnie obca. I z tego, co zauważyłem, nie ma pani bladego pojęcia o arytmetyce.
– Przeszłam taki kawał drogi pod górę, żeby przynieść panu kurczaka, a pan mi jeszcze ubliża. Nie wiem, dlaczego w ogóle staram się traktować pana jak przyjaciela.
– Ja też. Jestem przekonany, że nie przyszła tu pani wyłącznie po to, żeby dać mi kurczaka. Co czekało na panią w namiocie, kiedy wróciliśmy?
Odwróciła wzrok. Nie mogła mu spojrzeć w oczy.
– Mam nadzieje, panno Worth, że nadejdzie dzień, kiedy zrozumie pani, ze można mi zaufać.
– Ojciec nauczył mnie, że ludzie muszą sobie zasłużyć na zaufanie.
– A wszystko, co mówi tatuś, jest święte, prawda?
– O co panu tym razem chodzi?
– Wspominała już pani o swoim ojcu… i to dość często. – Włożył do ust kurczaka. – Czy zdaje sobie pani sprawę, że kiedy pani o nim mówi, ma się wrażenie, jakby mówiła o Bogu? Myślę, że pani ojciec to niezły wyjadacz.
– Mój ojciec jest najlepszy? Absolutnie najlepszy. Jest uczciwy, dobry, wyrozumiały i… – Działał jej na nerwy ten jego pogardliwy uśmieszek. – A poza tym ma poczucie humoru.
– Tylko człowiek obdarzony poczuciem humoru mógł przejść przez to, co ja przeszedłem przez ostatnie kilka dni, i nie postradać zmysłów,
– Sam pan to sobie ściągnął na głowę. – Mimo dobrych chęci poczuła, że ogarnia ją gniew. – Dlaczego pan nie wróci tam, skąd przyszedł i nie zostawi mnie w spokoju?
– I wyda panią na pastwę tych ludzi, którzy parną śledzą?
– Jedyną osobą, która mnie śledzi i która mi przeszkadza, jest pan.
Wstała i ruszyła w dół zbocza, ale chwycił ją za spódnicę.
– Co się stało? Nie ma pani poczucia humoru? Co pani taka obraźliwa?
Spojrzała na niego, nie wiedząc, czy mówi poważnie, czy sobie z niej żartuje.
– Już zgoda, przecież nie chce pani odejść i doskonale zdaje sobie pani z tego sprawę. Wie pani, co myślę, panno Worth?
– Nie i nic mnie to nie obchodzi.
– Myślę, że od lat traktowano panią jak żywą legendę, a nie jak człowieka. Przypuszczam, że nikogo pani nie dopuściła do siebie na tyle blisko, żeby podważył tę historyjkę o księżniczce z Lanconii. Miała pani tylko śpiewać, a taki głos jak pani wystarczy, żeby człowieka opuścił zdrowy rozsądek.