Roześmiała się słysząc lekki niepokój w jego głosie, potem z torby, w której przyniosła kurczaka, odcięła zapuszczony kawałek płótna i owinęła go sobie wokół palca.
– Niech się pan nie rusza – powiedziała, klękając przy nim i przygniatając jego ramię. – Nie pierwszy raz wyjmuję ciernie, wiem, co robię.
Za pomocą kciuka owiniętego w materiał i tępego końca noża wyjęła pierwszy cierń, a po nim wiele innych, Kiedy oczyściła już cześć jego pleców, tak że mogła na nich położyć dłoń, dotknęła blizn.
– Mimo pańskiej nonszalanckiej pozy domyślam się, jak bolesna musiała być taka chłosta. Wiem coś o cierpieniu.
Słyszał łzy w jej głosie.
– Niech mi pani nie mówi, że się nad sobą użala. Cóż pani może wiedzieć o cierpieniu czy choćby wysiłku? Nie sadzę, żeby śpiewaczka operowa doświadczała w swoim życiu śmiertelnego bólu. Jak pani zwykle spędza swój dzień? Na śpiewaniu? A może raczej na wizytach u krawcowej?
– Nic pan nie wie o życiu śpiewaczki mego kalibru. Jeśli pan będzie grzeczny, powiem my, jak nią zostałam. Miałam wtedy chyba jakieś siedem 1at. Mój ojciec pomagał grupce osadników. Przyjechali na zachód, żeby otworzyć sklep i…
– W Lanconii?
– Wystarczy, że pokręcę jednym z tych cierni, a porządnie pana zaboli, więc niech pan leży spokojnie i słucha.Wśród nich była chora kobieta. Jej maż zginał w drodze, zaś ona…
– Indianie?
– Nie, o ile dobrze pamiętam, ugryzł go grzechotnik, choć nie jestem pewna, ponieważ, jak już wspomniałam byłam wtedy mała. Jej towarzysze byli niezadowoleni, że mają wśród siebie samotną, a do tego chorą kobietę, i z tego, co mówił mój ojciec, wynikało, że dawali je] odczuć, że jest dla nich ciężarem. Ojciec nie współczuł im, bo uważał osadników za zmorę i istną plagę. Jego zdaniem…
– Ale przecież pani ojciec też był osadnikiem, prawda?
– Chce pan słuchać, czy gadać?
– Nie mogę się doczekać, żeby usłyszeć więcej o pani idealnym ojcu.
– Powinien, pan się czuć zaszczycony. Na czym to ja stanęłam?
– Że pani ojciec, osadnik, był niezadowolony z przybycia jeszcze większej grupy osadników.
– Och, przepraszam – powiedziała, leciutko kręcąc jednym z cierni. – Czyżby pana zabolało? Postaram się być ostrożniejsza, ale jeśli nie przestanie mi pan przerywać, mogę zapomnieć o delikatności – Zaraz… aha, mówiłam o pani Benson. Ojciec pomyślał, że matce przydałoby się towarzystwo, więc zabrał kobietę do nas do domu, zamierzając wiosną wysłać ją na wschód. Skończyło się na tym, że mieszkała z nami cztery lata, potem zakochała się w jakimś podróżniku ze wschodu i wyszła za niego za mąż No, ale wtedy miałam już madame Branchini.
– I ona uczyła panią śpiewu operowego?
– Za bardzo wybiegam naprzód. Pani Benson na wschodzie uczyła śpiewu i gry na fortepianie, więc matka pomyślała, że byłoby dobrze, gdyby spróbowała mnie trochę nauczyć, bo byłam straszliwie zazdrosna o moją starszą siostrę. Gemmę. Musi pan wiedzieć, że moja matka to artystka, a Gemma odziedziczyła jej talent. Już jako pięciolatka umiała dobrze rysować i malować, podczas gdy ja tego w ogóle nie potrafiłam. Zazdrościłam, że matka spędza tyle czasu z Gemmą.
– I dlatego matka przekazała panią w ręce nauczycielki śpiewu, a pani natychmiast zaczęła wyśpiewywać arie.
– Nie, śpiewałam zabawne ludowe piosenki, piosenki, których nauczył mnie ojciec i jego przyjaciele, a także…
– Pieśni o uwięzionej królewnie i tak dalej w tym stylu? Czy przyjaciele pani ojca także noszą książęce tytuły?
Zignorowała to pytanie.
– Przez lata nikt właściwie nie zwracał uwagi na moje śpiewanie, aż pewnego dnia pani Benson przejrzała zawartość kufra znalezionego przez ojca. Został wyrzucony z wozu jakiegoś osadnika; te półgłówki biorą ze sobą wszystko, a potem, kiedy droga robi się cięższa, połowę muszą wyrzucić.
Ring widział już takie „cięższe" drogi: jary głębokie na trzydzieści metrów.
– I co było w kufrze?
– Nuty. Ojciec przywiózł je do domu, bo pomyślał, że przydadzą się na coś mnie i pani Benson. – Maddie wyciągnęła kolejny cierń i uśmiechnęła się. – Na samym dnie leżały nuty muzyki, z jaką nigdy do tej pory nie miałam do czynienia. Była to Air des bijouxt wie pan, z Fausta.
– Aria klejnotów – przetłumaczył cicho.
– Tak, dokładnie.
– Nie znam tego, ale gdyby mi to pani zaśpiewała, może rozpoznałbym melodię.
Chciałby pan! Tak czy owak, pani Benson pomogła mi z tekstem, a ponieważ zbliżały się urodziny mojego ojca, pomyślałam, że nauczę się i zaśpiewam dla niego ten fragment
– I tak też się stało.
– Nie, nie tak łatwo. Pani Benson to Amerykanka.
– Nigdy nie słyszałem, żeby to było czymś strasznym.
– Nie rozumie pan. Amerykanie panicznie boją się opery. Uważają, że opera jest dla bogaczy, snobów. Gdyby Amerykanin przyznał się, że kiedykolwiek widział operę, prawdopodobnie by go wyśmiano. Kiedy spytałam panią Benson o nuty, które znalazłyśmy w kufrze, machnęła ręką, stwierdziła, ze to opera i nie nadaje się dla takich dziewczynek jak ja. Miałam wtedy jakieś dziesięć lat.
– I podziałało to na panią jak czerwona płachta na byka? Przecież pani nie można powiedzieć, ze czegoś nie wolno robić.
– Chce pan, żebym przysłała tu Edith, by się uporała z resztą cierni? Jestem pewna, że z rozkoszą by pana rozebrała.
Nic nie odpowiedział, ale odwrócił głowę i popatrzył na nią dziwnym spojrzeniem, którego nie umiała sobie wytłumaczyć. Podjęła swoją opowieść.
– Rzeczywiście, jej uwagę potraktowałam jak wyzwanie.
Byłam bardzo ciekawa, wiec zaniosłam nuty do Thomasa,
Nim Ring zdążył spytać, kim był ów Thomas, wyjaśniła.
– Mieszkało z nami wielu mężczyzn, przyjaciół mojego ojca. Thomas był jednym z nich. Grał trochę na fortepianie, znał się nieco na śpiewie. Oczywiście nie tak dobrze jak mój ojciec, ale…
– Jasne, że nie tak dobrze jak kochany tatuś…-mruknął Ring pod nosem.
– Thomas grał i znał się nieco na śpiewie – powtórzyła z naciskiem – wiec pokazałam mu nuty. Potrafiłam już wtedy dość dobrze czytać nuty, no i zawsze miałam doskonały słuch.
– Zdarza się w najlepszej rodzinie.
Uśmiechnęła się.
Razem z Thomasem odczytaliśmy melodię i nauczyłam się ją śpiewać. W dniu urodzin ojca, kiedy już wszyscy zjedli i dali mu prezenty, Thomas zagrał ją na flecie, a ja zaśpiewałam. – I od tej pory została pani śpiewaczką operową, Prychnęła zupełnie nie jak dama. – Nie tak prosto. Kiedy skończyłam, nikt się nie odezwał, Wszyscy siedzieli, wpatrując się we mnie. Zdawałam sobie sprawę, że źle wymawiałam włoskie wyrazy, ale sądziłam, że zaśpiewałam to nie najgorzej, wiec poczułam się zraniona, gdy nie zareagowali.
Umilkła na chwilę, przypominając sobie przełomowy moment swego życia.
– Po chwili, która wydawała mi się wiecznością, matka odwróciła się do ojca i oznajmiła: „Jeffrey, jutro rano pojedziesz na wschód i znajdziesz dla mojej córki nauczycielkę z prawdziwego zdarzenia. Najlepszą nauczycielkę śpiewu, na jaka nas stać. Nasza córka zostanie śpiewaczką operową". Kiedy to powiedziała, rozpętało się istne szaleństwo. Wszyscy wiwatowali, a ojciec posadził mnie sobie na ramiona
– Te niewiarygodnie potężne bary?
– A i owszem, zgadł pan. To była najwspanialsza noc w moim życiu,