– To ona? – spytał Toby zza jego pleców. – Jesteś pewien, że to ta?
Był o głowę niższy od Ringa, żylasty, z twarzą koloru orzecha.
– A słyszałeś o innej idiotce, która sama by się wybrała do miasta, zamieszkanego przez czterdzieści tysięcy mężczyzn?
Toby zabrał Ringowi lunetę i spojrzał w dół. Stali na szczycie wzgórza nad dolinką, w której zatrzymał się nowy, jaskrawoczerwony dyliżans, lśniący w promieniach zachodzącego słońca. Niedaleko od niego rozbito namiot. Przed wozem rozstawiono stół, przy którym siedziała kobieta. Jadła kolację, do której usługiwała jej szczupła blondynka.
Toby opuścił lunetę.
– Jak myślisz, co ona je? Ma coś zielonego na talerzu. Może to groszek? Albo fasola? A może po prostu zielone mięso, jak to w wojsku?
A co mnie to obchodzi? Niech sobie je, co chce. Żeby licho porwało Harrisona! Niech go piekło pochłonie! Głupi ciemięga! Tylko dlatego, że nie potrafi sam sobie poradzić z fortem wielkości Breck, wysyła mnie, żebym za niego odwalił tę brudną robotę.
Tony ziewnął. Słyszał to już tysiąc razy. Towarzyszył Ringowi od jego dzieciństwa. Inni mogli uważać go za stoika, ale Tony wiedział swoje.
– Powinieneś być mu wdzięczny. Dzięki niemu wyrwaliśmy się z tego przeklętego fortu i jedziemy do krainy pełnej złota.
– Mam misję i muszę ją wypełnić.
– Owszem, ty masz misję. Ja nie przynależę do armii.
Ring chciał przypomnieć Toby'emu o noszonym przez niego mundurze, ale wiedział, że szkoda wysiłku. Toby wstąpił do armii wyłącznie, dlatego, że zrobił to Ring. Wojsko jako takie, jego cele i zadania nic dla Toby'ego nie znaczyły.
Znaczyły jednak wiele dla Ringa. Wstąpił do armii jako młody chłopak i zawsze starał się robić wszystko jak należy, postępować uczciwie, szukać zadań i wypełniać je. Aż do ubiegłego roku to mu się udawało i niczego mu nie brakowało do szczęścia. Wtedy jednak jego bezpośrednim przełożonym został pułkownik Harrison. Harrison – niedoświadczony głupiec, który całe życie spędził za biurkiem i nie miał pojęcia, jak wygląda życie na zachodzie. Gniew za własną nieudolność wyładowywał na kapitanie, zrzucając na niego winę za wszystko, czego nie umiał zrobić.
– I jeszcze coś tam ma – ciągnął Toby, patrząc przez lunetę. – Może to sałata, jak uważasz? A może marchewka? Myślisz, że to coś innego niż suchy prowiant?
– A co mnie, u licha, obchodzi, co ona je?
Cofnął się znad krawędzi.
– Musimy wymyślić jakiś plan. Po pierwsze albo jest dobrą kobietą albo złą. Jeśli dobrą, to nie ma powodów, żeby zapuszczać się tu samotnie. A jeśli złą, nie potrzebuje eskorty. Ani w pierwszym, ani w drugim wypadku nie jestem jej potrzebny.
– Co tam stoi wypisane na drzwiach?
Ring przystanął i uśmiechnął się krzywo. – La Reina, Śpiewająca Księżniczka,
Znowu spojrzał na czerwony wóz.
– Toby, musimy coś zrobić. Nie możemy pozwolić, żeby la młoda kobieta zapuściła się w te okolice. Jestem przekonany, że nie zdaje sobie sprawy, na co się porywa. Gdyby nasza primadonna wiedziała, ile niebezpieczeństw ją czeka, z pewnością wróciłaby do domu.
– Nasza, kto?…
– Primadonna, śpiewaczka operowa.
– Wiesz, zastanawiałem się, jak jej się udało dojechać samej aż tak daleko. Jak myślisz, sama kieruje tym wozem?
– Skąd! Concorda trudno prowadzić.
– W takim razie, gdzie się podziali jej woźnice?
– Nie wiem – machnął lekceważąco ręką Ring. – Może ją porzucili, żeby szukać złota. Może będzie mi wdzięczna, jeśli jej wyjaśnię, jakie niebezpieczeństwa czyhają na nią w tej podróży.
– Phi! – prychnąl Toby. – Nie słyszałem jeszcze o kobiecie, która byłaby za coś wdzięczna.
Ring zabrał mu lunetę i znowu przyjrzał się kobiecie.
– Widziałeś ją, jak sobie spokojniej je? I o ile mnie wzrok nie myli, to je z wytwornej porcelanowej zastawy. Nie wygląda na kogoś przyzwyczajonego do twardych warunków życia w osadach poszukiwaczy złota.
– Jak dla mnie to wygłąda całkiem nieźle. Ma czym oddychać. Lubię kobiety, które mają to i owo na górze. Niżej zresztą też. Nie widać stąd jej twarzy.
– To śpiewaczka operową – burknął Ring – a nie jakaś tancerka.
– Rozumiem, tanecznice śpią z prostymi chłopami, a śpiewaczki operowe z generałami.
Ring popatrzył na niego srogo, ale Toby nie odwrócił wzroku. W końcu Ring oznajmił:
– Dobra, oto nasz płatu pokażemy jej, jak naprawdę wygląda życie na zachodzie, damy przedsmak tego, co ją może spotkać w obozach poszukiwaczy złota Chyba nie chcesz na niej potrenować?
– Oczywiście, że nie. Może ją tylko trochę przestraszyć, żeby wreszcie przejrzała na oczy.
– Świetnie – westchnął Toby. – A wtedy będziemy mogli wrócić do fortu i pułkownika Harrisona. Założę się, że na twój widok ucieszy się, jakby się natknął na bandę Apaczów. Nie można powiedzieć, żeby za tobą przepadał.
– Z wzajemnością. Tak, wrócimy do Fort Breck, ale zażądam przeniesienia.
– Doskonale. Za jakieś cztery, pięć lat może uda się nam stamtąd wyrwać. Ale jeśli nie przestaniesz odstawiać bohatera, do tego czasu na twoich plecach nie zostanie już nawet skrawek skóry.
– Ktoś to musiał zrobić, więc zrobiłem ja – wyrecytował Ring, jakby powtarzał to Toby'emu tysięczny raz. Bo i zresztą tak było.
– Dobra, a teraz jak chcesz przestraszyć tę damulkę? Dlaczego po prostu jej nie powiesz, że nie chcesz się z nią plątać wśród poszukiwaczy złota?
– Ona sama musi podjąć decyzję o powrocie do cywilizowanego świata. Inaczej będę nadal zobligowany rozkazem.
– A więc może to ty sam się boisz i wcale ci nie zależy na jej bezpieczeństwie?
– Masz bardzo pesymistyczne spojrzenie na świat. Powiadam ci, dla nas obu byłoby najlepiej, gdyby zdecydowała się zawrócić. No to jak? Jedziesz ze mną czy zostajesz?
– Zostaję? Za żadne skarby świata! Może da nam coś jeść. Choć mam nadzieję, że nie zacznie śpiewać. Nie lubię opery jak licho.
Ring wygładził mundur i poprawił długą, ciężką szablę u boku.
– Dobra, pora z tym skończyć. Mam wystarczająco dużo zajęć w forcie.
– Na przykład unikanie śmierci z ręki Harrisona, co?
Ring bez słowa dosiadł konia.
2
Maddie wyciągnęła z kuferka zdjęcie siostry i przyglądała mu się w zadumie. Tak była pogrążona w myślach, że nie usłyszała, kiedy Edith weszła do namiotu.
– Chyba nie zaczniesz beczeć? – powiedziała, rozkładając prześcieradło na twardej leżance, która służyła Maddie za łóżko.
– Jasne, że me – odparła ostro Maddie, – Ugotowałaś już coś? Umieram z głodu.
Edith odgarnęła z oczu pasmo popielatoblond włosów. Ani włosy, ani suknia nie grzeszyły szczególną czystością.
– I nie wycofasz się?
– Nie. Jeśli coś muszę robić, po prostu tę zrobię. Skoro w celu uratowania siostry mam śpiewać dla bandy brudnych, niepiśmiennych złodziei, to będę śpiewać. – Maddie przyjrzała się kobiecie, która była jej pokojówką, towarzyszką i prawdziwym utrapieniem. – Chyba nie zaczynasz tchórzyć, co?
– To nie moją siostrę chcą zabić, a nawet gdyby moją, niewiele by mnie to wzruszyło. Ja zamierzam złapać dzianego poszukiwacza złota, zmusić go do ożenku i dobrze się ustawić.
Maddie po raz kolejny spojrzała na fotografię i odłożyła ją na miejsce.
– Ja chcę tylko jak najszybciej z tym Skończyć i odzyskać siostrę. Sześć osad. To wszystko, co mam zrobić, wtedy mi ją oddadzą.
– Taaa, nadzieję zawsze można mieć. Nie wiem, czemu aż tak im ufasz.