– Na przykład?
– Dlaczego pan to robi? Dlaczego się mną opiekuje?
– Taki miałem rozkaz, zapomniała pani? Pani ukochany generał Yovington wysłał mnie tu z misją i spełniam tylko swój obowiązek.
– Nie, generał Yovington wysłał porucznika…
– Surreya.
– Właśnie, porucznika Surreya. A pan, kapitanie Montgomery, jest tu przez pomyłkę. Dlaczego pański zwierzchnik wybrał właśnie pana?
– O, ten to dopiero miał poczucie humoru. Zdaję się, że uważał za świetny dowcip wysłanie mnie do niańczenia jakiejś śpiewaczki operowej.
– Ile cierni tkwi w panu od pasa w dół
– Nie aż tyle, żebym się rozebrał przed damą.
– Niech pan nie będzie śmieszny. Zwłaszcza po tym, jak tamtej nocy, kiedy próbował mnie pan przestraszyć, wślizgnął się do mojego namiotu praktycznie bez ubrania.
– A skąd miałem wiedzieć, że nie przestraszy się pani napadu Czarnych Stóp?
– I tu się pan myli. Boję się ich śmiertelnie. Niech pan ściąga te spodnie. Obiecuje, że nie będę zszokowana na widok pańskich obnażonych pośladków.
Wstał i uśmiechnął się do niej.
– Z bólem muszę panią rozczarować, ale nosze bieliznę. I dobrze, bo inaczej mógłbym zamarznąć na śmierć, uganiając się za panią po górach.
Rozpiął spodnie, ściągnął buty. Spodnie opadły, ukazując drogie, czerwone letnie kalesony. Kiedy Ring się odwrócił, Maddie zobaczyła liczne Ciernie, tkwiące w jego nogach.
Uklękła i zaczęła wyciągać kolce. Stał spokojnie i Maddie nagle popatrzyła na dłonie, którymi dotykała jego nóg, Ring powiedział, że nigdy nikogo do siebie nie dopuszczała, Gdzieś w głębi tkwiła świadomość, że gdyby pozwoliła, sobie kochać coś poza muzyką, musiałaby zbyt wiele poświęcić. Przez te dziesięć lat, kiedy występowała publicznie, widziała zbyt wiele dobrych śpiewaczek, które porzucały karierę, wychodziły za mąż i miały dzieci Maddie nigdy nie chciała stanąć przed koniecznością takiego wyboru i dlatego skazała się na samotność, John Fairlie zaś bardzo jej w tym pomagał, tak zapełniajac jej czas lekcjami, próbami i występami, że niewiele go zostawało na życie towarzyskie. A zresztą i ono było kierowane przez
Johna, a on dbał o to, by spotykała się z bogatymi, wpływowymi ludźmi, którzy mogli jej pomóc w dalszej karierze.
Ale teraz, w górach, w których dorastała, w tych pięknych, dzikich stronach, salony Europy i wschodniej części kraju zdawały się takie odlegle! Wmawiała kapitanowi Montgomery'emu, że miała setki romansów, choć naprawdę nie miała atu jednego. Nieświadomie zacisnęła palce na mięśniach jego nóg.
– Koniec – oświadczyła wreszcie i pociągnęła dłońmi po nogach Ringa, chcąc się upewnić, czy nie został jakiś cierń. Nigdy przedtem nie dotykała w ten sposób mężczyzny i, szczerze mówiąc, nigdy nie miała na to ochoty, może z wyjątkiem tej jednej wiosny, kiedy skończyła szesnaście lat i zakochała się w kowboju. Wtedy jednak madame Branchini tak jasno uświadomiła jej, że ma do wyboru śpiew albo mężczyzn, że podjęła decyzję i nigdy jej nie żałowała.
Teraz, dotykając Ringa, była jak w transie. Nie potrafiła się powstrzymać. Mężczyzna stał bez ruchu, a ona wiodła dłońmi po jego twardych, umięśnionych udach, łydkach, kostkach. Żałowała, że ma na sobie kalesony, bo chciała poczuć dotyk jego skóry. Nagle wróciło wspomnienie tamtej nocy, kiedy pojawił się w jej namiocie ubrany wyłącznie w przepaskę na biodrach. Wtedy nie zwróciła na niego uwagi, ale teraz przypomniała sobie kolor jego skóry.
Nadal milcząc wstała, muskając palcami pośladki i docierając do nagiego pasa. Obiema dłońmi dotknęła gładkiej, ciepłej skóry jego pleców, wyszukiwała ledwo widoczne białe blizny i zaczerwienione ślady po cierniach.
Zachowywała się, jakby nigdy przedtem nie widziała obnażonego mężczyzny, a przecież spędziła dzieciństwo wśród mężczyzn, którzy latem chodzili tylko w przepaskach na biodrach. Wtedy jednak muzyka znaczyła dla niej więcej niż jakiś dobrze zbudowany mężczyzna. Jej dłonie zatrzymały się na jego silnych, umięśnionych barkach. Przeciągnęła palcami po jego prawym ramieniu, po ręce, wróciła do barku. Nie patrzyła na twarz Ringa. Równie dobrze mógłby być żywą, ciepłą rzeźbą. Kiedy znowu dotarła do barku, przesunęła dłonie na jego pierś. Poczuła twardy, muskularny tors człowieka, który dużo ćwiczył, spędzał czas na powietrzu. Jej palce bawiły się włoskami porastającymi jego pierś, potem zsunęły się ku twardemu, płaskiemu brzuchowi. Kiedy zbliżyły się do pasa. Ring chwycił Maddie za nadgarstki. – Nie – szepnął. Spojrzała mu w oczy. To przerwało trans. Odsunęła się od niego, straszliwie zawstydzona. Odwróciła się.
– S-sprawdzałam, czy nie ma więcej cierni.
– Nie ma już żadnych cierni – odparł spokojnie.
– Mu-muszę już iść – powiedziała i popędziła w dół zbocza. Najchętniej zapadłaby się pod ziemię i nigdy więcej go nie oglądała na oczy.
8
Następnego ranka Maddie obudziła się ze świadomością, że coś nie jest w porządku. Przez chwilę nie wiedziała co, ale wtedy wrócił wstyd na wspomnienie kapitana Montgomery'ego.
Edith przyniosła jej wodę do obmycia.
– Coś długo wam się gawędziło wczoraj wieczorom.
I wróciłaś w takim pośpiechu. Czyżby próbował czegoś, na co nie miałaś ochoty?
Maddie aż nazbyt dobrze pamiętała, że zachowania kapitana Montgomery'ego w żaden sposób nie można nazwać nieprzyzwoitym, podczas gdy ona wyszła na idiotkę. W uszach ciągle jej brzmiało jego „nie", kiedy jej ręce za daleko zawędrowały.
Odwróciła się do Edith.
– Absolutnie nic się nie stało. Kapitan Montgomery cały czas zachowywał się jak prawdziwy dżentelmen.
– A wiec dlatego jesteś taka wściekła.
– Wcale nie jestem wściekła – ucięła ze złością. – Nie powinnaś się aby zająć szykowaniem śniadania?
– Chcesz, żebym go jeszcze karmiła?
– Jeśli masz na myśli kapitana Montgomery'ego, będziesz musiała go spytać, czy zechce z nami zjeść. Bo mnie to nic nie obchodzi.
Edith chichocząc wyszła z namiotu.
Myjąc się i wkładając strój podróżny z solidnego materiału, Maddie powtarzała sobie, że się nie gniewa, a Edith j to głupie babsko pozbawione moralności i rozumu. Jednak im dłużej nad tym myślała, tym mocniej zaciskała szczeki. Jak śmiał potraktować ją jak byle dziewkę? Wyjmowała mu z pleców ciernie, a ten sobie wyobraził, ze robi mu jakieś awanse. Co za bezczelność! Wcale jej nie obchodzi. Jeśli zwróciłaby uwagę na jakiegoś mężczyznę, wybrałaby kogoś kogoś bardziej romantycznego. Kogoś, kto darzyłby ją komplementami, a z pewnością czymś lepszym niż: przyjemnie na panią spojrzeć.
– Kiedy się ubrała i wychodziła z namiotu, nie była już zawstydzona, ale po staremu rozzłoszczona na kapitana Montgomery'ego, który ją wykorzystał i opacznie zrozumiał jej intencje. Na dworze Edith smażyła jajka i szynkę. Dorzuciła też do tłuszczu kawałki chleba. Frank, Sam, Toby oraz kapitan Montgomery siedzieli na ziemi i ochoczo zajadali.
Pierwszą osobą, z którą spotkała się wzrokiem, był kapitan Montgomery. Maddie wydawało się, ze posłał jej spojrzenie pełne wyższości
A więc – pomyślała – uważa mnie za jedną ze swych kobiet? Sądzi, że tak jak inne kręcę się za byle przystojnym mężczyzną, posyłając mu uśmiechy i starając się zwrócić na siebie uwagę?