Выбрать главу

– Będzie za mały w biuście.

– Doskonale. W takim razie będę musiała dopuścić, by znaczna cześć biustu z niego wystawała.

Edith przyglądała jej się szeroko otwartymi oczami.

– Tak, proszę pani – powiedziała i wymknęła się z namiotu.

Maddie zaczęła zdejmować swoją śliczną, prostą, jedwabną suknię.

Trzy kwadranse później kapitan Montgomery wszedł do namiotu, żeby zaprowadzić Maddie na zbudowaną przez Sama scenę. Chciał jeszcze raz przemówić jej do rozsądku, ale wystarczyło jedno spojrzenie na wysuniętą brodę. Nic nie powiedział. Szedł przed Maddie, która zastanawiała się, jak on w ogóle może się poruszać, tak był obwieszony bronią. Za nią kroczył poważnie zatroskany Toby.

Maddie starała się za wszelką cenę ukryć niepokój, który ogarniał ją na myśl o czekającej widowni i na myśl o tym, co zamierzała zrobić. Nie była pewna, czy ma na to dość tupetu.

Weszła na scenę, hałas zmienił się w pomruk. Nie zamierzali jej owacyjnie witać, chcieli, żeby dowiodła, na co ją stać.

Po ich oczach poznała, że myślą o mej dokładnie to, co im powiedziała owa Harry. Ale może jej głos przekona ich, że jest inaczej.

Przyjęła postawę której nauczyła jej madame Branchini, postawę, której oczekiwano od śpiewaczki operowej, i zaczęła śpiewać piękną arie z Don Giovanniego.

Nie minęło pięć minut, a widownia zaczęła gwizdać, rozległo się kilka strzałów, niektórzy mężczyźni głośno mruczeli. Maddie zerknęła, na kapitana Montgomery'ego. Wzrokiem przeszukiwał tłum, jedną rękę zacisnął na pistolecie, drugą na szabli, gotowy użyć ich w razie potrzeby. Przerwała arię. 0dwróciła się i podeszła do Franka.

– Masz nuty tej nowej opery?

– Carmen?

Potaknęła.

– Zagraj uwerturę, potem Habanerę. Graj trzy razy.

Graj, jakby twoje życie od tego zależało.

Niepewnym wzrokiem powiódł po tłumie.

– Tutaj może i zależeć.

Próbowała zwrócić uwagę mężczyzn, opowiadając im historię Carmen i streszczając pieśń, którą miała zaśpiewać, ale nikt jej me słuchał. Spojrzała na kapitana Montgomery'ego i dostrzegła na jego twarzy niepokój.

Ja im pokażę – pomyślała. Stanę się Carmen, namiętną dziewczyną, która pracuje w fabryce cygar.

Frank zaczął grać fragmenty uwertury, a Maddie powoli rozpinała bluzkę. Gdzie zawiódł jej śpiew, wygrała delikatna skóra. Mężczyźni w pierwszym rzędzie zaczęli się jej przygadać. A kiedy rozpuściła włosy, zdobyła uwagę kilku następnych rzędów.

Rola Carmen wymagała mezzosopranu, głosowi Maddie brakowało ciemnej barwy, jednak nie brakowało uczuć. Słowa Habanery brzmiały: „Bo miłość to cygańskie dziecię ani jej nie ufaj ani wierz, gdy gardzisz, kocha cię nad życie, lecz gdy pokochasz, to się strzeż".

Śpiewając, że miłość to cygańskie dziecię, starała się to przedstawić. Uniosła spódnicę, pokazując kostki obleczone w czarne jedwabne pończochy. A kiedy doszła do słowa 1'amour, zaśpiewała je najbardziej uwodzicielsko, jak po-trafiła.

Nigdy jeszcze tak się nie zachowywała, ale powtarzając pieśń po raz drugi, żałowała, że wcześniej nie zaczęła tego robić. Czuła na sobie wzrok kapitana. Wczoraj odsłoniła się przed nim, a on powiedział „nie", ale szeroko otwarte oczy mężczyzn na widowni mówiły, że żaden z nich by jej nie odrzucił.

Zeszła ze sceny, do mężczyzn. Bluzka była rozpięta do pasa i tak jak przewidywała Edith, znaczna cześć biustu wychylała się zza jaskrawego, wyzywającego czerwonego gorsetu. Opierając się o mężczyzn, Maddie śpiewała o miłości „Bo choć ci mówi, że cię kocha, lecz jak wielu zwiedzie cię i też'' i wysuwała się z rąk, które chciały się na niej zacisnąć.

Przy trzeciej powtórce Habanery prześlizgiwała się po sali, krążąc od stolika do stolika. Wcieliła się w bujną, nieuchwytną Carmen, która potrafiła zdobyć każdego mężczyznę – ale oni nie mogli jej mieć.

Kiedy skończyła śpiewać, Maddie spojrzała na Franka. Próbował nie okazywać zdumienia, ale niezbyt mu to Wychodziło. Kapitan Montgomery patrzył na nią ponuro. Uśmiechnęła się do niego i przeszła do następnej pieśni z „Carmen", tej, w której mówiła Don Josemu, że jej serce nie należy do nikogo.

Prawdopodobnie większość mężczyzn nie rozumiała francuskiego tekstu, ale Maddie wiedziała, że kapitan Montgomery rozumie. Śpiewała z prawdziwym uczuciem, dając z siebie wszystko, kiedy mówiła, że weźmie kochanka ze sobą, żeby się nie nudzić. W chwili gdy Carmen przypomina sobie, że właśnie nie ma nikogo, Maddie oparła się o słup i ocierała się o niego, uginając i lekko rozchylając kolana, jakby pytała, kto chce ją kochać. Kto pragnie jej serca? Mężczyźni mogli nie rozumieć słów, ale jej ton i za- chowanie wystarczyło, żeby pięciu rzuciło się w stronę Maddie. Wysunęła się z ich uścisku i zaśpiewała, że idąc do gospody Lillas Pastia, żeby pić manzanillę.

Pod koniec partii chóru Maddie przeżyła największą niespodziankę swego życia, bo oto z tłumu wynurzył się zaniedbany, brudny mężczyzna, który podszedł do niej i po francusku, całkiem niezłym tenorem zaśpiewał, żeby umilkła.

Maddie otrząsnęła się z zaskoczenia i odśpiewała, że będzie śpiewać do woli, że myśli o pewnym oficerze, którego mogłaby pokochać. Wzrokiem zawadziła o kapitana Montgomery'ego, który wpatrywał się w nią jak sęp w upatrzoną ofiarę.

– Carmen! – zaśpiewał siwowłosy mężczyzna.

Maddie odśpiewała, że jest Cyganką i kocha innego, że tamten zapewni jej byt. Nic potrzebuje żołnierza takiego jak Don Jose.

Mężczyzna, śpiewając partię Don Josego, spytał, czy mogłaby go pokochać, a Maddie odparła, że tak.

Widzowie szturchali się i robili miny, przyglądając się jak stary Sleb śpiewa z tą piękną kobietą. Wpatrywali siej w Maddie, która jako Carmen prowokowała go, wyrazem twarzy, całym ciałem okazując, że może go pokochać albo nie, zależnie od humoru. Biedny Sleb wyglądał jak wszyscy mężczyźni na sali i czuł to samo co oni: że oddałby duszę diabłu, byłe ją mieć, a jeśli jej nie zdobędzie, może odebrać sobie życie.

Sleb wyśpiewywał swoją, udrękę, podczas gdy Maddie odgrywała rolę kobiety, która jest panią sytuacji. Swoim silnym głosem dominowałai nad widownią, tak że każdą nuta przebijała się nad hałasy mężczyzn.

Wiwatowali, kiedy Sleb udawał, że rozwiązuje więzy, które krępowały dłonie Maddie, a potem przyglądali się, gdy znowu śpiewała, że idzie do gospody pić i tańczyć, biedny Sleb zaś patrzył za nią z pożądaniem 1 tęsknotą.

Wiwatowali jeszcze głośniej, kiedy ich dwa głosy połączyły się W krótkim duecie. Śpiewając końcowy fragment, Maddie wróciła na scenę, Bluzkę miała rozpiętą do pasa, wyszła jej ze spódnicy. Strzepnęła spódnicę i ostatni raz zaśpiewała, że idzie do tawerny, kończąc wspaniałym tralalala.

Kiedy brawa mężczyzn wstrząsnęły budynkiem, Maddie poczuła satysfakcję. Spojrzała na kapitana Montgomery'ego i z przyjemnością stwierdziła, że przypatruje jej się spod zmarszczonych brwi. Skłoniła się widowni i wyciągnęła rękę do mężczyzny, który tak nieoczekiwanie zaśpiewał partię Don Josego.

Jednak poszukiwacze złota nie pozwolili jej normalnie zakończyć występu. Gwałtownie niczym fala wtargnęli na scenę. Maddie widziała, jak Ring rzuca się w jej stronę, ale zniknął jej z oczu, kiedy mężczyźni chwycili ją i unieśli.

– Ring! – krzyknęła kilka razy rozpaczliwie, ale jej głos zniknął w hałasie i zamieszaniu.

9

Niesiona na ramionach Maddie drżała o swoje życie. Od mężczyzn bił odór whisky i nie mytych ciał. To nie to samo, co wtedy, gdy Rosjanie wyprzęgli jej konie. Ci ludzie byli tak pijani, że zupełnie przypadkowo mogli ją upuścić i zadeptać. Byli tak pijani, że gdyby ją upuścili, zapewne zauważyliby to dopiero po godzinie. Bala się także, czy niektórzy z nich nie wezmą na serio jej występu i nie uznają jej za rzeczywistą Carmen.