Выбрать главу

Wczoraj Maddie uznała, że jedynym sposobem wyrwania się spod opieki kapitana Montgomery'ego będzie zrobienie czegoś, żeby nie mógł przeszkodzić jej w wyjeździe. Wiedziała, że jej argumenty go nie przekonają. Postanowił jej pilnować i za nic nie spuści z niej wzroku. Długo myślała nad tym w czasie podróży i nie wpadła na mc oryginalniejszego, niż ponowne skorzystanie z opium. W ten sposób kapitan na dłuższy czas zostałby unieruchomiony, dzięki czemu Maddie zyskałaby nad nim wystarczającą przewagę. Edith zaś, jak się wydawało, miała nieograniczony dostęp do opium. Maddie wymyśliła sposób, żeby namówić kapitana do zjedzenia suszonych owoców, nafaszerowanych opium.

– Tak – powiedziała cicho. – Nadal ich potrzebuję.

Natychmiast ogarnęły ją wyrzuty sumienia. Nie czuła ich, kiedy kapitan pił whisky z opium, a przecież dziś jeszcze bardziej niż wtedy był niewygodny i stanowił przeszkodę w jej planach. Ale wtedy jeszcze nie ocalił jej z rąk mężczyzn, którzy porwali ją, by słuchać jej śpiewu. A dziś uzbrojony po zęby, gotów był w każdy sposób – pistoletem, szablą czy pięścią – bronić jej bezpieczeństwa. Potem zaś przyszedł jej z pomocą, kiedy mężczyźni unieśli ją na ramionach. I choć nie chciała się do tego przed sobą przyznać, gdyby nie świadomość, że Ring stoi na sali i ją ogląda, nie potrafiłaby w ten w sposób wystawić Carmen. Nie odważyłaby się zachowywać tak wyzywająco, gdyby mieli jej bronić wyłącz-[nie Frank i Sam. Oczywiście, skoro już była ze sobą szczera, musiała przyznać, że zapewne nie chciałaby wcielać się w Carmen i ocierać o słup, gdyby nie było tam kapitana Montgomery'ego, gdyby się temu nie przyglądał

– Przynieś je rano, gdzieś o piątej. To powinno wystarać, żeby przespał większość dnia. Znalazłaś konia?

– Tak jak kazałaś. Będzie na ciebie czekał. -Edith przez chwilę przyglądała się Maddie. – Naprawdę pojedziesz w te góry samiuteńka? Nie boisz się?

– Tam jestem bezpieczniejsza niż w tym mieście. Nie boję się puszczy, ale kiedy kapitan Montgomery się obudzi, będzie wściekły.

– To pewne!. Możliwe, że na jutro znajdę sobie jakieś zajęcie w drugiej części miasta. Nie chcę, żeby się dowiedział, że maczałam w tym palce.

– Całkiem rozsądna decyzja.

Kiedy Ring wrócił do namiotu, Maddie leżała schowana pod kołdrą na swojej twardej leżance, przysłuchiwała się jednak, jak kapitan się rozbiera i rozkłada koce na brezencie. Zastanawiała się, co ma, a właściwie czego nie ma na sobie. Zgasił lampę i wsunął się miedzy szorstkie, wełniane koce wojskowe.

– Dobranoc – powiedział cicho.

Maddie nie odpowiedziała, czekała, zastanawiając się, czy Ring powie coś jeszcze. Przypomniała sobie słowa Toby'ego, że kapitana kobiety nie interesują. Kobiety jako takie, czy tylko ona?

– Naprawdę byłam dobra dziś wieczorem, czy tylko tak mówiłeś?

– Byłaś więcej niż dobra.

Milczała przez chwilę.

– Nigdy wcześniej czegoś takiego nie robiłam. To znaczy; nigdy w ten sposób nie odgrywałam roli. W moim życiu nie było wielu mężczyzn. Tak naprawdę…

Nie potrafiła dokończyć.

– Wiem.

Jego spokojne stwierdzenie, że wie wszystko, oczywiście ja rozgniewało.

– Dlaczego zachowujesz się, jakbyś wiedział o mnie niemal wszystko, podczas gdy ja wiem o tobie tak mało?

– Jeśli człowieka coś interesuje, łatwo się uczy.

– Co to ma znaczyć?

Milczał i Maddie wiedziała, ze jej nie odpowie. Przypomniała sobie, jak ją uratował tego wieczoru, i pomyślała, co zamierza zrobić rano.

– King – wyszeptała.

Nie odpowiedział, ale wiedziała, ze słucha. – Czasem człowiek musi postąpić źle albo przynajmniej tak się wydaje, że źle. Jednak po pewnym czasie okazuje się, że trzeba było to zrobić, czy się chciało czy nie. Rozumiesz?

– Ani w ząb.

Westchnęła. Może to i lepiej, że nie rozumiał.

– Dobranoc – powiedziała, przekręciła się na bok i próbowała zasnąć.

Rankiem, o piątej, do namiotu weszła zaspana Edith, niosąc drewnianą skrzynkę

– …dobry, kapitanie – powiedziała.

Maddie odwróciła się i zobaczyła, że kapitan – już ubrany w swoją brudną, zakrwawioną koszulę i spodnie – siedzi na stołku, pijąc kawę.

– Dawno wstałeś? – spytała.

– Jakiś czas temu. Co pani tam ma, panno Edith?

– Suszone owoce. Przysłał je jakiś człowiek – wyjaśniła, pokazując na Maddie – w podziękowaniu za wczorajszy występ. Nazywają się chyba figi. Sama nigdym ich nie jadła, zresztą nie wyglądają smacznie, ale jedna z dziewcząt mówiła, że to bardzo drogie.

Ring wziął od niej skrzynkę i zajrzał.

– Rzeczywiście, to figi. – Podał Maddie pudełko. – Spróbujesz?

Usiadła na łóżku, demonstracyjnie przecierając oczy.

– Nie. dziękuję, ale poczęstuj się.

Starała się nie przyglądać zbyt natarczywie, kiedy wkładał rękę do skrzynki, a potem się zawahał.

– Nie, chyba zaczekam. Podniósł się ze stołka.

– Poczekam na zewnątrz, aż się ubierzesz, a potem odprowadzę cię w ustronne miejsce. Nie opuszczę cię dziś ani na krok.

– I co teraz zrobisz? – spytała Edith, ledwie Ring wyszedł z namiotu.

– Nie mam pojęcia. Lepiej pomóż mi się ubrać, wtedy się zastanowię.

Kapitan Montgomery, tak jak obiecał, czekał na zewnątrz, aż Maddie się ubierze. Podał jej ramie, ale je odepchnęła.

– Potrafię iść o własnych siłach.

– Jak sobie życzysz.

Nie chciała rozmawiać z Ringiem, bo musiała się zastanowić, w jaki sposób się go pozbędzie, jeśli nie będzie chciał zjeść fig. Zapewniła go, że trafi sama do ustępu, i ruszyła, przodem. Ledwie jednak znalazła się w środku, z zewnątrz dobiegły ją syknięcia.

– To my, psze pani. Pamięta nas pani?

Rozejrzała się. Czy w budce są dziury po sękach, i szybko doliczyła się aż pięćdziesięciu- Westchnęła.

– Czego chcecie?

Byli to ci sami czterej mężczyźni, którzy porwali ją, żeby dla nich zaśpiewała. Oczywiście, postąpili źle, ale nie potrafiła znienawidzić nikogo, kto równie gorąco jak Oni pragnął słuchać jej śpiewu. Porwali ją przecież, żeby jej glos usłyszeli również ich towarzysze. Teraz przyjechali, żeby poprosić, by pożyczyła im pieniędzy, za które mogliby kupić sprzęt, W zamian obiecywali jej prawo do połowy zysków z ich trzech działek.

Czemu, nie – pomyślała, równocześnie zdając sobie sprawę, ze kapitan Montgomery byłby oburzony. Ale z drugiej strony, to jego wina, że w ogóle wzięła to pod uwagę. Kto jeśli nie on przypomniał, że kiedyś się zestarzeje i nie będzie mogła Śpiewać? Przez niego zaczęła się martwić o pieniądze. Bo co właściwie zrobił John z zarobionymi przez nią pieniędzmi? Zawsze pokrywał wszystkie rachunki i Maddie nigdy nie przyszło na myśl spytać, co się dzieje z resztą pieniędzy.

Zgoda – postanowiła. – Pójdźcie do Franka i powiedzcie, że kazałam wam dać po sto dolarów.

– Dziękujemy pani – odparli chórom. – Dziękujemy. Zrobimy z pani bogatą kobietę, obiecujemy.

Odetchnęła z ulgą kiedy wreszcie sobie poszli i miała chwilę samotności. Kapitan Montgomery stal na straży przed niewielką wygódką.

Czuję się jak więzień – pomyślała. Nie wiem dlaczego odebrano mi wolność.

Kiedy z powrotem znaleźli się w namiocie, kapitan Montgomery podał jej pudełko z figami.

– Spróbujesz?

– Nie, dziękuję, nie przepadam za figami. Ale jeśli chcesz, możesz sobie zjeść.

– Z przyjemnością. – Przyglądała się, jak wziął dwa owoce i szybko połknął. – Są naprawdę smaczne. Zjedz trochę.

– Nie, nie mam ochoty.

Z uśmiechem przypatrywała się, jak zjadł jeszcze jedną figę, ale zmarszczyła się, kiedy pochłonął czwartą. Nie miała pojęcia, ile opium Edith dodała do owoców, ani ile można zjeść, żeby nie zasnąć na wieki. Kiedy podniósł do ust piątą, rzuciła się na niego.