Выбрать главу

11

Przez dłuższą chwilę trzymała jego głowę wtuloną w swoją szyję. A więc tak wyglądał chłodny, idealny kapitan Montgomery. Tak wyglądał mężczyzna, który zawsze wszystko wiedział. Który rozkazywał innym, mówiła co i jak powinni robić.

Gładziła go po włosach, tuląc do siebie i nagle uświadomiła sobie, że nigdy do żadnego mężczyzny nie zbliżyła się tak jak do niego. Przez wszystkie te lata kiedy w towarzystwie Johna podróżowała po świecie, potrafiła trzymać ludzi na dystans. Łatwo było zachować fasadę księżniczki, ale z Ringiem nie udawały się żadne sztuczki.

– Co to jest? – spytał, odsuwając głowę i biorąc jej dłoń do ręki.

Chodziło mu o pierścionek Laurel, który wsunęła na mały palec.

– Nic – odparła, wyrywając rękę.

– Więc to tak? Ja mogę ci się zwierzyć, ale ty w zamian nic mi o sobie nie powiesz!

Chciała się bronić, że jest wobec niej nieuczciwy, że widać ona ma powody, dla których nie może mu o sobie opowiedzieć, ale milczała. Pamiętała słowa łącznika, że porywacze Laurel byli niezadowoleni z obecności kapitana. Zsunęła mu się z kolan.

Tysiąc razy powtarzałam panu, kapitanie, że ani pana nie chcę, ani nie potrzebuję. A teraz, jeśli pan pozwoli, wrócę do obozu.

Podniósł się i chwycił ja za ramię.

– Może nie zauważyłaś, ale jest noc, poza tym jesteś zmęczona i potrzebujesz odpoczynku. Przenocujemy tutaj.

Spędzić z nim noc? Co innego dzielić z nim namiot, a co innego spać pod gołym niebem, gdzie dzielić ich będzie jedynie górskie powietrze.

– Wracam do osady. Znowu chwycił ją za ramię.

– Nie, nigdzie nie wracasz. Wyrwała mu się.

– A właśnie, że tak. Wracam do obozu. Jeśli jest pan zmęczony, może pan tu pozostać, pańska sprawa. Ja nie narzucam innym swojej wolłi. Mógłby pan łaskawie zejść mi z drogi?

Nie ruszył się.

– Nadal nic mi nie powiesz, prawda? – spytał cicho.

– Nie mam nic do powiedzenia.

Patrzyła na niego, w ciemnościach z trudem dostrzegając jego sylwetkę.

– Kiedy znowu masz się z nim spotkać?

– Za trzy dni – odparła bez namysłu.

Sprawiał wrażenie, że myśli o czymś innym.

– Nie chcę wracać do obozu dziś wieczorem. Tam się dzieje coś złego. Nie podoba mi się ktoś z twoich. Ludzi, ale nie wiem jeszcze kto.

– Edith – powiedziała szybko Maddie. – Uważam, że jeśli dzieje się coś złego, to na pewno ona musiała maczać w tym palce.

– Toby próbuje się czegoś dowiedzieć, ale na razie wolałbym, żebyś się tam nie pokazywała.

– A wiec chce pan, żebym spędziła z nim tutaj noc Samotnie. Tylko my dwoje. Niech mi pan powie, kapitanie, czy koce też mamy dzielić?

– Ależ, panno Worth, nawet mi to nie przyszło do głowy. Niech mi pani powie, czy zawsze ma pani takie nieprzyzwoite myśli, czy tylko wtedy, gdy chodzi o mnie?

– Obyś zczezł – powiedziała i ruszyła w dół.

Słyszała, jak Ring idzie po konia. Nic próbował jej powstrzymać, więc -zrobiła kilka kroków, zanim ją zatrzymał. Niech, go licho, naprawdę potrafił się skradać! Ciekawiło ją, gdzie jest Dobre Ucho i czy zrobiły na nim wrażenie umiejętności tego młodzieńca. Uznała, że pewnie nie. Na Dobrym Uchu właściwie nic, co robił biały człowiek, nie wywierało wrażenia.

– O, kapitan Montgomery, cóż za niespodziewane spotkanie. Co prawda powinnam się była spodziewać, że się pan znowu pojawi. Od kiedy pan wkroczył w moje życie, niewiele chwil samotności było mi danych.

– Chcę ci coś pokazać.

Ujął jej prawą rękę i poczuła, jak coś ciężkiego zapina się wokół jej nadgarstka. Bransoletka? Dawał jej bransoletkę? Teraz, w środku nocy?

Kiedy opuściła rękę, przekonała się, że bransoletka jest cięższa, niż jej się początkowo wydawało i grzechocze,

– Co to, u licha… – mruknęła i w tej samej chwili zrozumiała, co Ring zrobił.

Kajdanki! Przykuł ją do siebie kajdankami! Szarpnęła ręka i przekonała się, że łączy ich prawie metrowy łańcuch.

– Puść mnie – wysyczała przez zaciśnięte zęby.

– Uwolnię cię rano, ale teraz muszę się przespać. A biorąc pod uwagę, jak chętnie się wyślizgujesz mógłbym przespać twoje odejście,

Wściekłość odebrała jej mowę.

– No, chodź – powiedziały jak gdyby nigdy nic, a kiedy ruszyli, jej ręka się wyciągnęła, choć Maddie stała w miejscu.

– Dajże spokój. Przecież nie będziesz się dąsać. Sama chyba. rozumiesz, że to jedyny sposób, w jaki mogę cię obronić w czasie snu. A nie puszczę cię samej. Nawet ty musisz to zrozumieć.

Z trudem przełknęła ślinę. Miała wrazenie, jakby w gardle wyrosła jej kula.

– Puść mnie – tylko tyle potrafiła wydusić.

– Do diabła?

W jego głosie brzmiała desperacja człowieka doprowadzonego do ostateczności. Podniósł ją i zaniósł z powrotem tam, gdzie stał jego koń. Nie wyrywała mu się. Przekonała się już, że to na nic. Leżała nieruchomo jak kłoda. Kiedy zatrzymali się przy koniu, postawił ją na ziemi i rozkulbaczył konia. Przy każdym ruchu łańcuch brzęczał, a jej ręka podnosiła się do góry.

– Ta sytuacja jest nie do zniesienia – przemówiła najspokojniejszym głosem, na jaki mogła się zdobyć.- Nie zamierzam się z tym pogodzić.

Zdjął siodło i poszedł, żeby je położyć na pniu, pociągając przy tym Maddie za sobą.

– Przyzwyczaisz się. – Odwrócił się do niej. – Słuchaj, nie chciałem tego robić. Długo się zastanawiałem, zanim się zdecydowałem na ten krok. Gdybyś była rozsądna, może dałoby ci się przemówić do rozumu, ale mówić do ciebie, to jak tłumaczyć coś mojemu koniowi. Uśmiechasz się, kłamiesz i śpiewasz tak pięknie, że – tak jak jemu – uchodzą ci płazem rzeczy, na które nie powinienem pozwolić.

Rozsądna? Ten człowiek mówi o rozsądku? Uważa, że j jego koń i kobieta, która z pewnością nie stanowi jego i własności, to jedno i to samo. I on będzie jej mówił | o rozsądku?

– Nie jestem pańskim koniem – oświadczyła. – Nie może mnie pan wiązać jak jego.

Wytarł garścią trawy spocony grzbiet wierzchowca.

– Wierz mi, nie chcę tego robić, ale nie widzę innego rozwiązania. Dojrzałaś już do tego, żeby się przespać? Bo ja padam na nos. Nie wiem, jak ty to robisz, że tak wytrzymujesz po nocach. Może to zasługa lat spędzonych w Europie?

Wolisz spać po prawej czy po lewej strome łóżka?

– Sama – odparła ostro.

– Zrobię, co w mojej mocy, żeby ci to zapewnić. Pociągnął ją w stronę jej konia i zaczął go rozkulbaczać.

– Muszę…muszę udać się w ustronne miejsce. Niech mnie pan na moment uwolini potrzebuję chwili samotności. – Starała się, żeby to zabrzmiało szczerze.

– A zaraz potem wrócisz i pozwolisz, żebym ci z powrotem nałożył kajdanki?

– Oczywiście.

Nawet w ciemnościach widziała błysk jego białych zębów, kiedy uśmiechnął się szeroko.

– Czasem może i wygląda na to, że się wczoraj urodziłem ale jednego nauczyłem się na pewno: że tobie, śliczna ptaszyno, nie można ufać. Możesz pójść za te krzaki.

Obiecuję, że nie będę patrzył,

Maddie zacisnęła wargi.

– Rozmyśliłam się.

– Jak sobie życzysz, ale przed nami długa noc. Dobrze, który koc wybierasz?

Wyrwała pierwszy, jaki jej wpadł pod rękę. I pomyśleć, że jeszcze niedawno się nad nim litowała! Chciała odejść, ale po kilku krokach musiała się zatrzymać. Miała wrażenie, że jest przykuta do drzewa. Jeśli Ring nie chciał się ruszyć, ona też musiała pozostać w miejscu.

– Och, zechce pan wybaczyć – powiedziała z największą ironią, na jaką się mogła zdobyć. – Na chwilę zapomniałam, że moja wolność została jeszcze bardziej ograniczona. Teraz nie mogę nawet pójść, dokąd chcę, ani spać, gdzie zechcę.