Выбрать главу

– J-jak?

Po pierwsze mówić. Dziewice uwielbiają słowa. Po- wiedz jej, że chciałbyś całować jej uszy i włosy. Dotykaj jej piersi. Nie za mocno, na to przyjdzie pora później, ale na początku delikatnie muskaj. Całuj jej zamknięte powieki. Dziewice za tym przepadają. Pieść jej ręce. – Uniósł rękę Maddie, zacisnął palce wokół jej palców, kciukiem drapiąc wnętrze jej dłoni. – Niektórzy nie zdają sobie, sprawy, jak. wrażliwe potrafią być dłonie, jak wiele mogą czuć opuszki palców czy inne części ciała, których można dotykać, gładzić i pieścić palcami. Ale przecież ty to wszystko wiesz, prawda? Nawet nie próbowała odpowiadać, tylko skinęła głową, wpatrzona w jego wielką rękę, zaciśniętą wokół jej drobnej dłoni,

– Tak, do dziewic trzeba się zalecać. Trzeba na nie zwracać uwagę. Musi im zależeć na mężczyźnie, inaczej się nie rozluźnią i nie odpowiedzą miłością na jego miłość.

Nagle wypuścił jej rękę i odsunął się od niej.

– No i widzisz? Tak się rozfilozofowałem, że zapomniałem o ognisku.

Maddie popatrzyła na Ringa nad wątłym płomieniem. W gardle miała sucho, drżała od stóp aż po koniuszki włosów. Bała się wstać, bo nie była pewna, czy nogi ją utrzymają. Ring usiadł i uśmiechnął się do niej szeroko.

– Co za dziwaczny temat do rozmowy.

– Tak – wydusiła.

– Zresztą, co ja mogę wiedzieć o kobietach? Wiesz, czemu mój ojciec najął Toby'ego, a Toby ci powiedział, że kobiety mnie nie interesują, więc skąd miałbym się znać na dziewicach czy innych rodzajach kobiet? I od czego w ogóle zaczęła się ta rozmowa? A, tak, pamiętam, od rozdmuchiwania ognia – Wiesz, właściwie najpierw powinniśmy byli skorzystać z tych wnyków, co to je ponoć masz, a potem rozpalać ogień. – Uśmiechnął się do niej. – Ale może z ogniem jest jak z dziewicami: można go znowu pobudzić, jeśli zna się odpowiednie pocałunki. Podniósł się i wstając pociągnął za sobą Maddie. Nogi odmówiły jej posłuszeństwa, więc chwycił ją pod rękę.

– Dobrze się czujesz? Nie wyglądasz najlepiej. Jesteś Wada jak widmo, cała spocona. Chyba nie chcesz się rozchorować?

– Zabierz, te ręce – szepnęła.

Nim zrobię z siebie idiotkę i rzucę ci się na szyję – dodała w ducha

– Och, przepraszam – odparł, puszczając ją tak gwałtownie, że omal nie upadła. Żeby nie osunąć się na ziemię, przytrzymała się jego paska. Ring zaś z obojętną, spokojną miną stał, patrząc na nią- Ręce trzymał przy bokach, żeby udowodnić, że jej nie dotyka. Zapanowała nad sobą. Wyprostowała się i odsunęła najdalej, jak na to pozwalał łańcuch.

– Cho-chodźmy…

Głos – ten do tej pory niezawodny instrument – znowu ją zawiódł.

– Może nie powinniśmy się nigdzie ruszać – powiedział z niepokojem. – Nie jestem przekonany, czy dobrze się czujesz.

– Królik – udało jej się wreszcie wydusić. – Chodźmy złapać królika.

Ruszyła pierwsza, pociągając za sobą Ringa, tak że nie widziała, jak wyciągnął z kieszeni chusteczkę, osuszył pot z czoła, potem wytarł dłonie i znowu twarz, włożył rękę w spodnie, poprawił coś, ponownie otarł twarz, przez chwilę wpatrywał się w ruch jej bioder, aż wreszcie zacisnął powieki tak mocno, że w kącikach oczu zalśniły łzy. Kiedy Maddie się odwróciła, uśmiechał się do niej beztrosko, jakby w ogóle nic go nie gnębiło.

12

Madzie nigdy jeszcze nie czuła się tak zagubiona. Do tej pory zawsze wiedziała, co osiągnąć, teraz jednak, kiedy pojawił się ten mężczyzna, nie potrafiła powiedzieć, co się wydarzy. Co więcej, nie potrafiła też wyjaśnić tego co się dzieje. Ciągle pytała kapitana Montgomery’ego, o co tu chodzi, ale on tylko się uśmiechał. To wyraźnie jej pragnął, żeby moment później traktować ją jak powietrze – jakby w ogóle nie istniała nie była kobietą.

Pomógł jej rozpiąć guziki sukni do jazdy konnej (chociaż były z przodu), potem wyciągnął sznurówki jej gorsetu, z których zrobili wnyki na zające. Roześmiał się, kiedy w końcu nie mogła już wytrzymać i udała się za krzaki. Potem za każdym razem, kiedy szła za potrzebą, kazała mu śpiewać, choć uszy jej puchły od jego śpiewu.

Ciągle nie potrafiła go rozgryźć. Kiedy się jej wydawało, że go ostatecznie zaklasyfikowała jako przemądrzałego zarozumialca, niewartego jej czasu, ten opowiada jej o swojej siostrze, Addis. Traktował ją chłodno i obojętnie, żeby za chwilę kipieć od z trudem powstrzymywanych uczuć. To jej pragnął, to znów nawet na nią nie spojrzał.

Co to był za dzień – pomyślała Madzie, kiedy słońce chyliło się ku zachodowi.

Na haczyki, które miała w spódnicy, złowili kilka dużych pstrągów, później ponad godzinę leżeli obok siebie, czekając, aż podejdzie do nich dziki indyk, którego słyszeli w pobliżu, a gdy się zbliżył. Ring złapał go w sidła zrobione z jej sznurówek od gorsetu.

Późnym popołudniem Ring w ślad za rojem pszczół ruszył do ich gniazda i choć Maddie błagała, by dał im spokój, nie ustąpił. Zapalił gałąź uschłego cedru i dymem oszołomił pszczoły, ledwie jednak zanurzył rękę w dziupli, owady się przecknęły i zaatakowały intruza. Zszedł z drzewa i zaczął uciekać, wlokąc za sobą Maddie, a kiedy nie nadążała, chwycił ją pod pachę i dalej biegł w stronę strumienia. Umknęli pszczołom, ale mokli w lodowatej wodzie. Kiedy Maddie zaczęła mu robić awanturę, Ring z szerokim uśmiechem pokazał jej plaster miodu. Niestety, na plastrze siedziały rozwścieczone pszczoły.

Chwilę potem oganiali się od owadów, Maddie próbowała utrzymać równowagę, uchylając się i opędzając, na ile pozwalał jej łańcuch, który łączył ją z Ringiem. Mimo gwałtownego ataku pszczół, Ring nie puścił plastra.

Kuląc się w mokrych ubraniach, siedzieli teraz przy dużym ognisku, które rozpalił Ring. Nie mieli się w co przebrać, nie mieli czym przykryć, gdyby zdjęli ubrania. Nie mieli też nic ciepłego do picia, żeby się rozgrzać od środka.

– Przepraszam, że cię w to wciągnąłem – przemówił Ring. – Gdybym wczoraj w nocy był czujniejszy, ten człowiek nigdy by nas…

– Stało się. Nawet mojemu…

Chciała powiedzieć, że nawet jej ojcu zdarzyło się być zaskoczonym, ale ugryzła się w język.

– Nie jest tak źle. Zresztą dobrze się dziś bawiłam. Zapomniałam na chwilę o swoich problemach.

– Laurel – powiedział cicho.

Maddie gwałtownie wciągnęła powietrze. Nie będzie go pytała, ile wie, bo wyraźnie i tak już wiedział zbyt wiele. – Jestem zmęczona i zmarznięta. Idę spać.

Chciała wstać, ale wtedy zagrzechotał łańcuch. Niemal o nim zapomniała. Ring uniósł się razem z nią.

– Gdyby nic ja, leżałabyś teraz bezpiecznie w swoim namiocie, przykryta furą koców. – Spojrzał na nią. – Chcesz wrócić jutro rano? Dotarlibyśmy na miejsce do wieczora i Sam rozkułby te kajdanki,

– N-nie wiem – odparła, bo rzeczywiście nie wiedziała, czego chce. Nie pojmowała tego człowieka. – Dlaczego nie jesteś taki jak na początku? Jakże ja nie znosiłam tamtego mężczyzny! Ta noga oparta na stołku! Ten koń, Który próbował zeżreć mój wóz! Niech cię licho porwie, czy musiałeś się zmienić?

Uśmiechnął się do niej.

– Nie zmieniłem się. Po prostu wydawało ci się, że mnie znasz, ale myliłaś się, to wszystko.

Odsunęła się od niego najdalej, jak mogła,

– Nie wiem, kim naprawdę jesteś. Czy tym człowiekiem, o którym mówi Toby, czy tym wstrętnym wojskowym, którego poznałam.

– Pewnie jednym i drugim po trochu, i pewnie jeszcze kilkoma innymi osobami. – Zniżył głos. – Zresztą, co to ma za znaczenie? Za kilka dni wrócisz na wschód i pewnie już nigdy się nie spotkamy.

Odwróciła wzrok.

– Rzeczywiście, to prawda.