– Jest taki sam jak jego pan.
Uśmiechnął się do niej, wziął ją za rękę, poprowadził do konia i usiadł za nią. Przez całą drogę powrotną pieścił różne części ciała Maddie i powtarzał, że się nie może doczekać nocy i tych kilku chwil sam na sam…
– W wojsku, ze względu na, powiedzmy, brak odpowiednich kandydatek, musiałem korzystać z wyobraźni. Wymyśliłem kilka rzeczy, które chciałbym wypróbować.
– O? – stwierdziła Maddie i głos jej się załamał. Odchrząknęła. – A co to za rzeczy?
Przysunął wargi do jej ucha i zaczął szeptać o sprawach, od których zrobiło jej się tak słabo, że kiedy dojechali do obozu, nie mogła ustać na nogach i Ring musiał ją podtrzymać.
Toby przypędził do nich natychmiast.
– Co wyście robili?!
Próbował nadać głosowi ostre brzmienie, a jego pomarszczona twarz z niepokoju postarzała się o jakieś dwadzieścia lat. Ring jednym ramieniem obejmował Maddie, drugim otoczył barki Toby'ego.
– Głównie rozmawialiśmy.
Toby jęknął.
– I niewykluczone, że to prawda. Bo gdybym ja został sam na sam z tą śliczniutką damą…
Maddie me słuchała ich utarczek. Wysunęła się z objęć Ringa i poszła do Edith, każąc jej nastawić wodę i przygotować kąpiel. Edith wyrzekała na późną porę, mówiąc, że już prawie noc i czas iść do łóżka.
– Właśnie o to chodzi – odparła Maddie tak, że tamta wreszcie zrozumiała.
Poszła mamrocząc pod nosem, ze to istny Dzień Sądu, skoro jej królewska mość postanowiła wreszcie spędzić noc z mężczyzną, ale nastawiła wodę. Maddie wykapała się za zasłoną z koców i wreszcie czysta wróciła do namiotu.
W środku panował mrok, wiec musiała zapalić lampę, żeby cokolwiek zobaczyć. Ring leżał na jej wąskim łóżku. Ramiona miał szersze niż leżanka, był dłuższy niż ona, więc stopy wisiały mu w powietrzu. Zaczął rozpinać brudną podartą koszulę, ale zasnął z ręką na trzecim guziku. Od czterech dni się nie golił, więc jego brodę pokrywała szorstka czarna szczecina. Maddie podeszła i pocałowała śpiącego mężczyznę w usta. Uśmiechnął się lekko, ale spał dalej. – Ring – szepnęła, ale nawet nie drgnął. Żegnajcie wymyślone przez Ringa rzeczy – westchnęła w duchu. Nie zapowiadało się, by cokolwiek mogło go teraz przebudzić. Westchnęła głośno i niechętnie spojrzała na zwinięte koce, które leżały w rogu namiotu. Znowu będzie musiała spać na ziemi; ale tym razem nie obejmą jej mocne ramiona Ringa. Była pewna, że nie potrafi zmrużyć oka, ale położyła się na derce i natychmiast zasnęła.
Obudziła się późnym rankiem i natychmiast wiedziała, że coś się nie zgadza. Choć zaspana, czuła, że coś jest nie w porządku. Kiedy nieco oprzytomniała, uświadomiła sobie, że leży na łóżku, a nie na podłodze. W którymś momencie Ring musiał ją przenieść na leżankę, ale sam nie spał na ziemi… W ogóle nie było go w namiocie.
Owinęła koc wokół koszuli nocnej i wyszła na dwór. Edith pochylała się nad ogniskiem, mieszając coś w garnku. Toby zaś siedział na ziemi, pijąc kawę.
– Gdzie on jest? – spytała Maddie tonem, który świadczył wyraźnie, że nie przyjmie żadnych kłamstw.
– Zostawił list do pani – powiedział Toby i z jednej z licznych kieszeni swej wojskowej bluzy wyciągnął kartkę.
Maddie nie chciała go czytać, ale wiedziała, że musi. Drżącymi dłońmi rozwinęła kartkę.
Nie śpiewaj dziś wieczorem. Czekaj na mnie. CHM.
Spojrzała na Toby'ego. Ponieważ list był tylko złożony, nie wątpiła, że i Toby, i Edith go przeczytali.
– To wszystko? To wszystko, co mi zostawił? Ile mam na niego czekać? Dzień? Tydzień? Rok? Czy był łaskaw powiedzieć któremuś z was, dokąd jedzie? Albo kiedy zamierza wrócić?
– Nie, psze pani – odparł Toby, patrząc w ziemię. -Ale on nigdy nikomu nic nie mówi, już taki jest
– Tylko wydaje rozkazy, to miałeś na myśli – stwierdziła Maddie, odwracając się i idąc do namiotu.
W środku usiadła na łóżku i spojrzała na list:
CHM – pomyślała. Tylko inicjały, jakby była kimś obcym, jakby była podwładnym. Jakby…
Nie potrafiła powstrzymać gniewu. Doskonale wiedziała, dokąd pojechał: odnaleźć ludzi, którzy porwali Laurel. Od początku czuła, że tak się stanie, jeśli tylko powie mu. dlaczego śpiewa na zachodzie. Już od pierwszej chwili domyślała się, że Ring jest człowiekiem, który bierze na siebie odpowiedzialność. Uważał, że wszystko go dotyczy i że musi rozwiązywać wszelkie problemy.
Zaczęła się ubierać, ale palce lak jej drżały, że musiała zawołać Edith, żeby jej pomogła zapiąć guziki.
– I co zarobisz? – spytała Edith.
Maddie wiedziała, co tamta ma na myśli.
– Oczywiście, że wystąpię. Nie dopuszczę, żeby kapitan Montgomery rządził moim życiem. Zamierzam… – Umilkła i zaczerpnęła tchu. – Nie będę dziś śpiewała. Będę na niego czekać. Zrobię to, czego chce.
– Ludzie się wściekną. Przywlekli tu fortepian, specjalnie dla ciebie, i od rana ściągają ze wszystkich stron, żeby cię usłyszeć.
– I co z tego! Nie zaśpiewam – podniosła głos Maddie. – Jeśli on może ryzykować życie, ja mogę.,. – Urwała. Pierwej się zapadnie pod ziemię, niż pozwoli Edith dostrzec jej łzy. – Zostaw mnie samą. Powiedz ludziom, że zachorowałam.
Edith burknęła z niezadowoleniem i wyszła z namiotu.
Maddie przez dłuższy czas siedziała na łóżku, z twarzą w dłoniach. Nie płakała. Za bardzo się bała, by płakać. Dlaczego jej to zrobił? Czy me dość, że musi drżeć o życie Laurel? Musiał jeszcze ryzykować i swoje życie?
Słysząc, że ktoś wchodzi do namiotu, pomyślała, że to wraca Edith. Nie podniosła wzroku.
– Wynoś się.
– Przyniosłem jedzenie – powiedział cicho Toby.
– Nie chcę jeść.
– Znam doskonale to uczucie. Człowiek jest na niego taki wściekły, że nie chce się ani jeść, ani pić.
– Pojechał szukać mojej siostry. Ruszył sam przeciwko nie wiem ilu mężczyznom. Zabiją, jego i moją siostrę też. Maddie ukryła twarz w dłoniach.
– Może tak, może nie. A swoją drogą to aż zabawne, że w końcu tak pani przypadł do serca. Nigdym go nie widział tak wściekłego, jak wtedy, gdy pułkownik kazał mu eskortować jakąś śpiewaczkę. Odgrażał się, że panią porządnie wystraszy, żeby odechciało się pani podróży. Ale widać mu się nie udało.
– Za to teraz mu się udało.
– Taa, ale wtedy pani nie myślała, że jej zrobi krzywdę, co? Mogłaby pani potrzymać ten kubek? Parzy mnie w rękę.
Maddie wzięła kubeczek i automatycznie zaczęła popijać kawę.
– Dlaczego ktoś miałby się go bać?
– Bo ja wiem? Ale pułkownik z Fort Breck go nienawidzi.
– Nienawidzi Ringa? Jak można go nienawidzić?
Toby wykrzywił twarz w uśmiechu.
– Mogłaby pani przytrzymać tę kanapkę? Ręka zaczyna mi się pocić. Wie pani… Mogę usiąść? – Toby wziął składane krzesło i rozstawił je. – Bo musi pani wiedzieć, że pułkownik Harrison nie chce mieć pod sobą prawdziwego bohatera z krwi i kości, czuje, że brak mu odpowiednich…
– Kwalifikacji?
– O właśnie, tego samego słowa używa chłopiec- I inni. pułkownik nie zna się na niczym i boi się, że chłopak szybko awansuje i lada chwila to on będzie musiał pierwszy oddawać mu honory.
– Przecież aż tak szybko się chyba nie awansuję? Z pewnością nim Ring zdobędzie wyższą szarżę, pułkownik dawno już będzie na emeryturze.
– Nie, jeśli chłopak będzie awansował w tym tempie, co teraz. Jeszcze kilka lat temu był prostym szeregowcem.
Maddie ugryzła spory kęs kanapki z bekonem.
– Rzeczywiście, wspominał o tym, a wtedy jakoś nie pomyślałam, jak to się stało, że z szeregowca doszedł do kapitana.