– Nie. Czemu nie powiedział, dokąd jedzie? Przynajmniej w którą stronę. Skąd mógł wiedzieć, dokąd się udać?
– Może pojechał za tamtym, którego miała pani spotkać?
Maddie głęboko zaczerpnęła tchu.
– Właśnie tego się obawiam. – Powiodła wzrokiem po drzewach. – Chociaż podejrzewam, że mógł kogoś ze sobą wziąć.
– Tego paninego Indiańca?
Spojrzała na niego ostro, ale nie odpowiedziała.
– Chłopiec niewiele mi powiedział, nie miał czasu, ale nim wyjechał, wspomniał coś o jakichś pamiętnikach i jakimś Indianinie z uchem.
– Myślę, że Dobre Ucho pojechał z Ringiem. Dobre Ucho się nim zaopiekuje.
Oby – dodała w duchu.
Toby o nic już więcej nie pytał, odwrócił się, żeby odejść, ale jeszcze się obejrzał.
– Aha, przyszli ci poszukiwacze, którym pożyczyła pani pieniędzy na narzędzia. Znaleźli te kamienie.
Wyciągnął rękę. W dłoni trzymał cztery czarne kamienie.
– Co to jest?
– Głównie ołów.
– Warte coś?
– Niewiele.
Maddie znowu skupiła całą uwagę na obserwacji drogi. Nie obchodziło jej, czy mężczyźni znaleźli złoto czy nie. Chciała tylko znowu zobaczyć siostrę i Ringa.
Trzeciego dnia mężczyźni z miasteczka dali jej spokój i przestali prób namawiania do śpiewu. Nie kusili jej obietnicami, że dostarczą fortepian, a nawet postawia go pod krytym dachem. Przechodzili obok niej, dotykali kapeluszy, ale niewiele mówili.
Maddie nie wiedziała, dlaczego wreszcie zostawili ją w spokoju i niewiele ją to obchodziło, ale była z tego zadowolona. Nie zdawała sobie sprawy, że za nią na wzgórzu niczym dwaj aniołowie stróże – albo szakale, jak woleli inni – ustawili się Sam i Toby. Toby miał przy sobie tyle broni, że wyglądał jak pirat, a gabaryty Sama wystarczały, żeby odstraszyć każdego, kto chciałby przeszkodzić Maddie,
Wieczorem trzeciego dnia Maddie zaczęła tracić nadzieję. Wiedziała, że teraz Ringa opuściło szczęście. Tym razem nie udało mu się ocalić siebie – ani kompanii wojska – od nieszczęścia. Maddie próbowała się na niego rozgniewać. Przecież tłumaczyła mu, że porywacze Laurel to niebezpieczni judzie, ale on nie słuchał. Nie, uważał, że wie lepiej. Sądził, że ze wszystkim sobie poradzi, że jest wszechmocny, Myślał, że nikogo nie potrzebuje, że sam da sobie radę.
Próbowała wzbudzić w sobie prawdziwą złość, ale na próżno. Powtarzała sobie, że przeżyła bez niego tyle lat, to i teraz będzie bez niego szczęśliwa, ale nie udało się jej siebie przekonać. Jeszcze niedawno myśląc o swoim życiu, nie uważała go za samotne, ale teraz odczuwała pustkę. Pamiętała, że jako dziecko była samotna i jako dorosła kobieta, też. Kiedy porwali ją rosyjscy studenci, wydawało jej się zupełnie naturalne, że John pozostawił ją własnemu losowi; teraz jednak bolało ją, że nikt nie przyszedł jej z pomocą.
Pociągnęła nosem i otarta łzę, która zakręciła się w kąciku oka. Nie będzie nad nim płakała! Sam podjął tę decyzję, zrobił, co chciał.
Próbowała myśleć racjonalnie, co ma teraz robić. Jeśli Ring nie wróci do jutra, wyruszy do ojca, żeby wraz ze swoimi towarzyszami odszukał Laurel… i Ringa. A raczej to, co z niego zostało, poprawiła się w duchu. Jeśli Ring do jutra nie wróci, będzie wiedziała, że nie żyje. Może ojcu udałoby się trafić na jego ślad i go odszukać. Może tamci wzięli Ringa na zakładnika, a nie zabili, tak jak grozili, Może…
Nie mogła dłużej myśleć, bo miała wrażenie, że wokół piersi zaciska jej się twarda obręcz.
– O, Ring – wyszeptała.
Oparła się o drzewo i zamknęła oczy. Na nic próby pogodzenia się z jego śmiercią, nie będzie mogła jej przyjąć spokojnie.
Nie zwróciła uwagi na Toby' ego, który stanął na wzgórzu i zmrużonymi starymi oczami wpatrywał się w długą, wyboistą drogę. Nie widziała, jak Sam podążył za wzrokiem Toby'ego i też się podniósł. Zbyt była pogrążona we własnym bólu, żeby cokolwiek zauważyć.
Poczuła jego obecność, zanim jeszcze zdążyła go zobaczyć. Odwróciła się powoli i oto stał przed nią Ring! Brudny, w podartym ubraniu, w ramionach trzymał owinięty w derkę tobołek. Ale Maddie widziała tylko jego. Podeszła, uniosła rękę do jego policzka. Był podrapany, z jednej strony biegła długa szrama, niektóre rany pokrywała zaschnięta krew.
Maddie stała, dotykając go bez słowa i wpatrując się w niego, póki w jej oczach nie zalśniły łzy. Uśmiechnął się do niej.
– Walczyłem dla ciebie ze smokami.
W pierwszej chwili go nie usłyszała. Zbyt się cieszyła, że widzi go żywego, żeby słuchać.
– Trzymaj – powiedział, rzucając jej w ramiona ciężki tłumok.
Ugięła się pod jego ciężarem, ale Ring przytrzymał ją, nim upadła. Dopiero po dobrej chwili Maddie uświadomiła sobie, co jest w tobołku.
Ring odsłonił koc i Maddie zobaczyła uśpioną twarz swojej ślicznej, dwunastoletniej siostry. Nie widziała jej od lat, ale rozpoznałaby Laurel na końcu świata, poza tym dziewczynka miała broszkę wysadzaną brylantami i perłami którą podarowała Maddie jej babka. Maddie popatrzyła na Ringa, ze zdumieniem i uwielbieniem.
– To diabeł wcielony – odezwał się, trąc policzek. – Nikt przy zdrowych zmysłach nie odważyłby się jej porwać. Osobiście wolałbym stawić czoło kilku niedźwiedziom grizzly niż tej jednej dziewczynce.
Maddie wodziła wzrokiem od siostry do Ringa. Ciągle nie potrafiła uwierzyć, że żadnemu z nich nic się nie stało!
– To… to ona cię podrapała?
– Omal nie wydrapała mi oczu. Powtarzałem, że to ty mnie przysyłasz, ale zdaje się, że to samo mówili porywacze. Ugryzła Jamiego.
– Pomóż mi ją przytrzymać – powiedziała Maddie.
– Nic jej nie jest? Nikt jej nie skrzywdził? Czy nikt nie próbował jej zranić? Jak ją znalazłeś? Och, Ring, myślałam…
Nie dokończyła, bo łzy okazały się silniejsze.
Ring chwycił Maddie i Laurel pomógł im usiąść: Maddie na jego kolanach, a na jej kolanach śpiąca Laurel. Maddie oparła się o niego i mocno przytuliła siostrę.
– Musi być strasznie zmęczona.
– Terroryzowanie dwóch dorosłych mężczyzn to rzeczywiście ciężka praca.
– Naprawdę nie dala ci się zabrać? – Oparta mu głowę na ramieniu.
– Podrapała mnie do krwi w kilkunastu miejscach.
– Opowiedz, jak to było.
– Nie, nie teraz. Teraz chcę jeść i spać, a ty będziesz pewnie chciałaś porozmawiać z tą twoja, siostrą-diablicą. Znajdzie się miejsce i jedzenie dla dwóch mężczyzn?
– Choćbym miała sama upolować bawołu.
– Roześmiałbym się, gdyby nie to, że wcale nie żartujesz.
– Kto ci pomógł?
Ring ruchem głowy pokazał na drogę. Maddie uniosła głowę i zobaczyła nadchodzącego ku nim lekko kulejącego mężczyznę. Natychmiast go rozpoznała. To był ten sam człowiek, który ich obrabował i zostawił bez niczego w górach. Ledwo się zbliżył, wyciągnął pistolet i wymierzył w Maddie i Ringa. Zesztywniała.
– Schowaj natychmiast ten pistolet – warknął ostro
Ring i mężczyzna z uśmiechem włożył broń do olstra.
– Poprosiłeś o pomoc rabusia? Młodzieniec uśmiechnął się do Maddie.
– Rozbójnik bardziej mi odpowiada.
– Ha! – parsknął Ring. – To mój młodszy brat, Jamie. Uwielbia się przebierać i straszyć kobiety.