Dobre Ucho zniknął w lesie równie szybko, jak się pojawił.
– No i masz – odezwała się po obwili Laurel. – Czy to cię przekonuje? Sądzisz, że on może mnie odwieźć do domu?
Ring nie słuchał. Odwrócił się do brata i uśmiechnęli się; do siebie. To tak, jakby zobaczyli człowieka-legendę z ich dzieciństwa i ciągle nie wierzyli własnym oczom. Jamie podszedł do brata i objął go ramieniem.
– Następnym razem ja będę Dobrym Uchem – powiedział, powtarzając zdanie, które zapewne nieraz padało w ich zabawach.
– Pod warunkiem, że ja będę Jeffersonem Worthem -brzmiała odpowiedź Ringa.
Laurel popatrzyła na Maddie.
– O czym oni gadają? – Maddie się roześmiała.
– Chłopcy – powiedziała. – To wieczni chłopcy.
Nadal ją wypytują? – spytał Toby, kucając przy ognisku i biorąc kolejną dokładkę boczku.
Maddie ziewnęła, potakując. Zaraz po scenie z Dobrym Uchem Ring i jego brat zawołali Laurel do namiotu. Chcieli się dowiedzieć, gdzie ją przetrzymywano i dlaczego. Początkowo Maddie chciała bronić siostrzyczki, ale szybko zdała sobie sprawę, że Laurel jest zadowolona, że stanowi ośrodek zainteresowania dwóch dorosłych przystojnych mężczyzn – nawet jeśli Ringa traktowała bardziej niż chłodno. Maddie zauważyła, że dziewczynka szczególną sympatią darzy niebieskookiego Jamiego, który posyłał jej bardzo dorosłe spojrzenia. Kiedy Maddie wychodziła z namiotu, mijając Jamiego szepnęła:
– Skrzywdź ją, a złamię coś więcej niż twe serce.
Jamie tylko się roześmiał.
Teraz zaś Maddie chciało się śpiewać. Dopiero w tym momencie uświadomiła sobie, że przez ostatnie trzy dni pierwszy raz w życiu nie miała na to ochoty. Ale teraz pragnęła śpiewać. I to śpiewać dla Ringa!
– Mieszkańcy, zdaje się. wspominali coś, że przytransportowali tu fortepian i postawili chatę? – spytała Toby'ego.
– Tak, jest na górce. Stała tam wiata, dorobili do niej byle jaki dach i ścianę frontową.
– Dobrze – oświadczyła i ruszyła zboczem w górę.
Pomieszczenie było niewielkie, mieścił się tam jedynie fortepian i krzesło, ale tyle Maddie wystarczyło. Uśmiechnęła się. myśląc o czekającej Ringa niespodziance. Co innego bowiem słyszeć śpiew operowy ze sceny, a co innego słyszeć go w niewielkim pomieszczeniu.
Bez trudu namówiła Franka, żeby akompaniował jej po południu. Edith przygotowała lunch, który składał się z pieczonej szynki i sucharów. Maddie chciała porozmawiać z Laurel, lecz siostra całą uwagę poświęcała Jamiemu i nieustannie go obserwowała. Maddie przymrużyła oczy i popatrzyła groźnie na Jamiego, ale on uniósł tylko ręce w geście niewinności. Wreszcie Maddie wstała.
– Idę poćwiczyć – oświadczyła, jakby to nic nie znaczyło.
– Ring, może chciałbyś się przyłączyć?
Uśmiechnął się.
– Myślę, że chętnie skorzystam z zaproszenia – odparł i wraz z Maddie ruszył do chaty.
Kiedy doszli na miejsce, zamknął drzwi, a Maddie podeszła do fortepianu, zwracając się do Franka, który już siedział przy klawiaturze.
– Ah,fors'e lui, proszę – powiedziała cicho.
Ring usiadł na krześle, które postawiła naprzeciwko instrumentu i uśmiechnął się do Maddie. Śliczna aria z Trviaty i tak należała do jego ulubionych, słyszał ją już dwukrotnie. Jednak choć był na koncertach Maddie, nigdy nie słyszał jej śpiewu w niewielkim pomieszczeniu. Słuchając występów na scenie, łatwo sobie uświadomić, jak potężnego trzeba głosu, żeby dotarł do ostatnich rzędów, kiedy jednak siedzi się na widowni złożonej z setek ludzi, trudno docenić jego głębię i prawdziwą siłę.
Początkowo Ring po prostu rozkoszował się melodią, podczas gdy Maddie jako Violetta zastanawiała się, czy powinna czy też nie powinna pokochać Alfreda. Kiedy jednak przeszła do miejsca, w którym śpiewała, ze może ich dusze są dla siebie przeznaczone, Ring otworzył szerzej oczy. Głos Maddie – po części zasługa talentu, po części efekt ćwiczeń – dobywał się z głębi jej piersi, rodził się gdzieś głęboko, głęboko w niej. Kiedy zaśpiewała follia, co po włosku oznacza szaleństwo, od siły jej głosu zaczęło drżeć krzesło, a wraz z nim całe ciało Ringa.
Śpiewała o płonącym ogniu miłości, o miłości, która jest tajemnicza i nieosiągalna, o zagubieniu i radości jej serca.
A kiedy wspaniałym trelem wyśpiewała gioir, „raduję się". Ring wyprostował się na krześle i spojrzał na Maddie. Nigdy nie widział nic równie pięknego jak ta kobieta. Wiedział, że ją kocha, kochał ją już od jakiegoś czasu, ale w tej chwili patrzył na nią inaczej, nie jak na osobę, lecz na niewiarygodnie upragnioną kobietę.
Frank zaskoczył Ringa, włączając się jako Alfredo, który stał pod oknem Violetty i śpiewał, że miłość stanowi tętno całego świata.
Trele Maddie w jej pierwszej odpowiedzi Alfredowi sprawiły, że Ring zaczął dygotać. Było to powolne drżenie, które rodziło się gdzieś w środku, rozchodziło się po całym ciele, aż dotarło do nóg. Ring trzymał się mocno krzesła, jakby się bał, że inaczej się rozpadnie.
Maddie widziała pobladłą twarz Ringa i uświadomiła sobie, że ma wyjątkowego słuchacza. Kryształowo czystym głosem śpiewała nutę za nuta, jej A z bemolem były doskonałe.
Przy drugiej serii treli Ring zaczął się pocić. Jej głos go otaczał, przenikał, a kiedy śpiewała o przefruwaniu od przyjemności do przyjemności, czuł i jej słowa, i głos. Dopiero na samym końcu, przy tym wspaniałym wysokim C popatrzył na Maddie. Najpierw na stopy, potem wzrokiem powędrował w górę. Kiedy Maddie poczuta na sobie jego spojrzenie, ona także zaczęła drżeć, bo nie trzeba było wiele doświadczenia, by odgadnąć, że to, co płonęło w jego oczach, to pożądanie. W tej chwili nie było ważne, czy to ona je wzbudziła czy jej głos. Ważne było jego istnienie.
Nim ostatnia nuta umilkła w powietrzu. Ringowi udało się wsiać i wyjść z chaty. Zatrzasnął za sobą drzwi, oparł się o ścianę i próbował wyciągnąć cygaro z wewnętrznej kieszeni kurtki;
– A, tu jesteś – odezwał się Toby. – Szukałem ciebie, gdy usłyszałem te wycia i wiedziałem, że cię tu znajdę. Dobrze się czujesz?
– Wła… – szepnął Ring.
Toby natychmiast przeszedł do akcji. Podtrzymał Ringa i podprowadził do zwalonego pnia, i tam posadził. Kiedy tamten dalej grzebał w kieszeni. Toby wyjął cygaro, zapalił i podał mu, ale Ring tak się trząsł, że z trudem je trzymał w dłoni.
– Co ci się stało? – dopytywał się Toby.
– Mam wrażenie, że właśnie wróciłem z Edenu – odparł Ring.
– Zakosztowałem owocu z drzewa poznania dobra i zła.
Toby nadal nie pojmował, więc kiedy zbliżył się Jamie, chwycił go za klapy.
– Może ty zrozumiesz, co on bredzi.
Stali patrząc na Ringa, który siedział na pniu, ciągle drżąc i usiłując palić cygaro, żeby się uspokoić.
– Powiada, że był u jakiegoś Edena i zjadł jakiś owoc.
W tej samej chwili Maddie otworzyła drzwi. Zmierzyła wzrokiem Ringa i uśmiechnęła się pogardliwie.
– Jak śmiesz wychodzić, kiedy ja jeszcze śpiewam – powiedziała, zatrzasnęła drzwi, potem gniewnym krokiem ruszyła w dół, kierując się do namiotu.
Ring wychylił się zza Toby'go i przyglądał się idącej Maddie: pełne biodra, szczupła, ściągnięta gorsetem talia. Odwróciła się i dostrzegł zarys jej piersi, krągłą linię pośladków.