– Nie każę ci… Och, do licha! Jamie, ty z nią porozmawiaj. Spróbuj jej przemówić do rozsądku.
Jamie milczał, wiec Ring odwrócił się i spojrzał na brata. W jego oczach dostrzegł naganę.
– Nie mów, że się z nią zgadzasz! – prawie wydarł się na niego Ring.
Jamie zacisnął usta.
– Przecież nie jesteś jedynakiem. Masz sześciu braci. Wiadomo, żaden z nas nie dorównuje ci, jeśli chodzi o prowadzenie Warbrooke Shipping, ale jakoś sobie radzimy. Co więcej, radzimy sobie zupełnie nieźle.
– Widziałem ostatnie raporty. Widziałem, jak świetnie w sześciu radzicie sobie beze mnie.
Na te słowa Jamie wstał. Jego twarz wykrzywiał gniew i przez chwilę wyglądało na to, że mężczyźni rzucą się na siebie, ale Jamie pierwszy się odwrócił. Spojrzał na Maddie.
– Lepiej ci będzie bez niego. Nie jest ciebie wart. Maddie ruszyła za Jamiem, ale Ring chwycił ją za ramię.
– Nie możesz teraz odejść. Musimy coś ustalić. Próbowała powstrzymać łzy.
– To już ustalone. – Popatrzyła na niego. Łzy niepowstrzymanie płynęły jej po policzkach. – Madame Branchini miała rację. Powiedziała, że mogę być albo śpiewaczką, albo stać się kobietą jak każda inna.
– Jesteś jak każda inna kobieta – powiedział cicho. -Potrzebujesz i pragniesz miłości, Maddie, tak jak każda kobieta, a ja ci ją ofiarowuję. Proszę, nie odrzucaj mnie. Proszę, nie myśl, że każę ci porzucić śpiewanie.
– Ale przecież to właśnie robisz i nawet nie zdajesz sobie z tego sprawy. – Wyrwała mu ramię. – Nie rozumiesz, że nikt mnie nigdy nie pytał, czy tego chcę? Nie siedziałam na chmurce i nikt nie podszedł do mnie z książeczką w ręku, pytając: „Maddie, właśnie planujemy twoje życie. Czy chcesz zostać śpiewaczką, czy też wolisz wieść normalne życie, mieć męża, dzieci i przyjaciół?" Nikt mnie nie pytał czego chcę.
– A co byś wybrała? – spytał cicho.
Z oczu popłynęły jej łzy.
– Nie wiem. Nie wiem. Co się stało, to się nie odstanie. Nie mogę siebie zmienić.
– Ani ja.
Nie mogła więcej mówić, w gardle dławiły ją łzy. Zasłoniła usta dłonią i uciekła.
Ring stał, patrząc za nią.
Przecież musi być jakiś sposób przemówienia jej do rozsądku – myślał. Musi być jakiś sposób wytłumaczenia jej.
– Au! – zawołał i chwycił się za goleń, potem spojrzał zdumiony na Laurel, która właśnie go kopnęła. – Za co to było?
– Przez ciebie moja siostra płacze, a Jamie jest wściekły. Nienawidzę cię.
Po czym odwróciła się i pobiegła za siostrą. Ring odwrócił się do ognia i Toby'ego. który nadal tam siedział. Drżącą ręką Ring nalał sobie kawy i usiadł.
– Nie wygląda na to, żeby cię tu kochano – stwierdził Toby.
– Przejdzie jej – odparł Ring. – Do rana otrzeźwieje i…
– I co? – spytał Toby.
Ring nie odpowiedział. Wpatrywał się w kubek.
– Zresztą nieważne – pocieszał Toby. – Kobiet jest na pęczki. Zawsze jakaś się znajdzie. Wiecznie się kręcą w pobliżu. Założę się, że za tydzień znajdziesz sobie inną. Córka pułkownika Harrisona świata za tobą nie widzi. Założę się, że z ochotą wróci z tobą do Warbrooke. Cieszyłaby się, gdybyś kupował jej brylanty i jedwabne suknie. Czasem wydaje mi się nawet, że to, co najbardziej u ciebie lubi, to Warbrooke Shipping. Prawdę mówiąc, to nieraz myślę, że to się kobietom u was najbardziej podoba. Trochę by mnie to gnębiło, gdybym chciał się żenić.
Rozumiesz, gdybym był tak bogaty i oddany tradycji, jak wy, Montgomery'owie, a kobieta chciała za mnie wyjść tylko dlatego, że mam tyli Torsy. Ale tobie to widać nie przeszkadza. Co więcej, jeśli kobita nawet nie chce twoich pieniędzy, ty i tak próbujesz jej dawać. To dobrze, dzięki temu wiesz, jak sprawy stoją. Ring wylał kawę na ziemię i wstał.
– Toby, za dużo gadasz i nic nie rozumiesz.
Odszedł od ogniska.
– Racja – zawołał za nim Toby. – Nie jestem taki mundry jak ty. – Spojrzał w płomienie i prychnął. – Byle kamień jest mundrzejszy niż on.
15
Maddie odepchnęła Edith i osiodłała swojego konia. Kiedy zwierzę wciągnęło powietrze, dźgnęła je w brzuch i mocno zacisnęła popręg. Był wczesny poranek, panował jeszcze chłód, ale ona go nie czuła. Nie spała tej nocy. Leżała wpatrując się w dach namiotu, wsłuchana w oddech Laurel i odgłosy nocy. Ring nie przyszedł, zresztą nie oczekiwała, że to zrobi. Przez całą noc przeklinała siebie, pytała, czemu w ogóle się łudziła, ze będzie miała życie jak inni ludzie.
Na chwilę przytuliła głowę do końskiej szyi i pomyślała o matce. Cała chwała i sława za podróże i dzienniki przypadła ojcu, jednak członkowie rodziny wiedzieli, jak wiele ojciec zawdzięczał matce. Gdyby nie cicha, spokojna Amy Littleton, Jefferson Worth zmarłby zapomniany, jak setki innych traperów przed nim.
Maddie czuła ogromną potrzebę spotkania z matką, porozmawiania z nią, poproszenia o radę. Czuła nieprzepartą chęć, by matka po prostu utuliła ją w swych mocnych ramionach. Dziewczyna zamknęła oczy i przy* pomniała sobie, co matka powiedziała jej tamtej nocy, kiedy pierwszy raz zaśpiewała dla ojca, tej nocy, kiedy kazała mężowi pojechać na wschód i sprowadzić dla Maddie nauczycielkę. -Kiedy Amy Worth otuliła córkę kołdrą, Maddie spytała
– Co teraz ze mną będzie?
Amy głęboko zaczerpnęła tchu.
– Z jakiegoś powodu Bóg pobłogosławił cię albo przeklął, zależy jak na to spojrzeć, wspaniałym talentem. Wybrał cię spośród innych. Sprawił, ze jesteś inna. Od tej pory nic w twoim życiu nie będzie już takie jak przedtem. Wiem, że jesteś jeszcze młoda, ale już teraz musisz postanowić, czy zamierzasz ten dar uszanować, czy też go ukryć.
– Och, oczywiście, że uszanować- odparła lekko Maddie.
Amy nie odpowiedziała uśmiechem. Chwyciła córkę za ramiona i przyciągnęła do siebie, tak że patrzyły na siebie twarzą w twarz.
– Posłuchaj, Maddie, posłuchaj uważnie. Jeśli postanowisz uszanować ten dar, nigdy, nigdy nie będziesz prowadziła takiego życia jak inni. Czekają cię cudowne wzloty, ale i męka, jakiej inni nie doświadczają. I będziesz musiała przyjąć jedno i drugie, rozumiesz?
Maddie nie miała pojęcia, o czym matka mówi. Dla niej śpiew był samą przyjemnością, niczym więcej. Oznaczał pochlebstwa i uwagę dorosłych. Oznaczał uściski, całusy i pochwały.
Matka wzrokiem badała twarz córki.
– Pozwolę ojcu sprowadzić odpowiednią nauczycielkę tylko pod warunkiem, że ty tego chcesz.
– Chcę. Lubię śpiewać.
Amy lekko potrząsnęła dziewczynką.
– Nie, nie możesz tego tylko lubić, musisz to kochać. Maddie, ktoś obdarzony takim talentem, jak twój ma tylko jeden wybór wszystko albo nic. Najbardziej na świecie musisz pragnąć śpiewać.
Maddie wreszcie zaczynała trochę rozumieć. Już teraz śpiew był dla niej całym życiem. Zastępował naukę i zabawy, ładne ubrania i koleżanki, i to, co inni uważali za ważne w życiu. Maddie zaś zawsze wolała śpiewać.
– Chcę śpiewać – powiedziała cicho. Amy dostrzegła w dziecięcych oczach Maddie żar. Wypuściła powietrze i mocno przycisnęła do siebie córeczkę.
– Niech cię Bóg strzeże – szepnęła.
Dopiero teraz Maddie ostatecznie pojęła, o co chodziło jej matce. Do tej pory nie było konfliktu między tym, co miała, a co chciała mieć. Och, oczywiście zdarzało się, że czuła się zmęczona i chciała zostać sama, a tymczasem ludzie żądali od niej śpiewu. Czasem z całego serca pragnęła znaleźć się w samotnych górach z ojcem, złościła się, że ludzie pragną jej za to, co im daje, a nie za to, czym naprawdę jest. Ale te chwile rozdrażnienia mijały. Zresztą zawsze wiedziała, że gdyby bardzo chciała opuścić Paryż, Wenecję czy inne miasto, mogłaby to zrobić. Teraz jednak wyglądało na to, że nie ma żadnego wyboru.