Выбрать главу

– Nie umiera się? Nie mam pojęcia, o co panu chodzi.

Czyżby? Sadziłem, że zna się pani na tym doskonałe. Przecież tyle czasu przebywała pani w towarzystwie generała… Dopiero w tej chwili do Maddie dotarło, o co mu chodzi. Te przebieranki i przywiązanie do łóżka, żeby postawić na swoim, nie zdenerwowały jej, ale insynuacje, jakoby coś było między nią a generałem…

– Jak pan śmie! – wydusiła. – Powiadomię o wszystkim pańskiego zwierzchnika. I jeśli natychmiast mnie pan nie uwolni, dopilnuję, żeby pana zawieszono… powieszono, nieważne; poćwiartowano.

– Ostrożnie! W porównaniu z panią chór z… Z czego to było? Tra… coś tam?

– Traviaty, ty nudny, zacofany, prymitywny ośle! Uwolnij mnie natychmiast!

Wstał powoli i przeciągnął się szeroko.

– Gdybym był Indianinem, już dawno zdążyłbym panią oskalpować. Inny biały zaś zdążyłby zrobić wszystko, na co przyszłaby mu ochota.

– Jeśli chce mnie pan przestraszyć, to się nie udało. Dlaczego jakiś Indianin dla mojego skalpu miałby ryzykować wszczęcie wojny?

Przysiadł na krawędzi łóżka i przyjrzał się kobiecie.

– Nie słyszała pani, że Indianie atakują białe kobiety ani jak bardzo ich pożądają?

– Czyżby czytał pan wyłącznie nędzne powieścidła?

Odwrócił wzrok i zaciągnął się cygarem.

– Wygląda na to, że pani zna się świetnie na Indianach.

A skąd księżniczka z Lanconii mogłaby posiąść tak gruntowną wiedzę?

Maddie już chciała wyjaśnić, ale w ostatniej chwili zmieniła zdanie. Za nic się nie przyzna. Jeśli uda jej się wydostać z tej kabały, nie powie temu człowiekowi nawet która godzina.

– Cóż za przenikliwość, kapitanie – powiedziała, a raczej prychnęła jak kotka. – Prawda jest taką, że w Lanconii mieszkał u nas pewien starzec, który połowę życia spędził polując na zwierzęta na zachodzie. Jako dziecko godzinami przesiadywałam na jego kolanach i słuchałam cudownych opowieści – prawdziwych, opowieści – o Dzikim Zachodzie.

– I teraz przyjechała pani obejrzeć ziemie, o których opowiadał.

– Tak. I żeby śpiewać. Trzeba przyznać, że śpiewam całkiem dobrze.

Odsunął się, stał odwrócony plecami. Maddie korzystając z okazji zaczęła się szarpać, więzy jednak okazały się silne i dobrze zaciśnięte. Nagle spojrzał przez ramię, ale była szybsza: leżała spokojnie, uśmiechając się do niego.

– Ostrzegałem, że nie powinna pani zapuszczać się głębiej na te tereny. Ludzie tutaj są niebezpieczni, więc żywię o panią obawy.

Obawiasz się, że będziesz musiał za mną chodzić- pomyślała, ale nadal była uśmiechnięta.

– Nic mi się nie stanie, a pan może wrócić do swego oddziału. Obiecuję, że napiszę o panu do generała najpochlebniej jak potrafię. To przemiły człowiek.

– Byłem przekonany, że kto jak kto, ale pani dobrze o tym wie.

Zacisnęła zęby.

– Zapewniam pana, kapitanie, że zainteresowanie generała moją osobą ma charakter wyłącznie artystyczny.

– Artystyczny?

Tak, ty półnagi ptaku dodo – pomyślała. – Artystyczny. – Mimo to ponownie się uśmiechnęła.

– Chodzi o mój śpiew. Generałowi podoba się mój śpiew. Gdyby zechciał pan być tak uprzejmy i rozwiązać te sznury, to zaśpiewam i dla pana.

– Arię? Nie, dziękuję.

Posłał jej pełen wyższości uśmieszek, który sprawił, że gniew rozgorzał w niej na nowo. Prawie kipiała. Westchnęła ze znużeniem.

– Dobrze, kapitanie, do rzeczy; skończmy z tą zabawą. Udało się panu przechytrzyć moich ludzi, moją pokojówkę i mnie. Wygrał pan. Czego pan teraz chce?

Otrzymałem rozkaz towarzyszenia pani i to właśnie zamierzam zrobić. O ile nie okaże się przedtem, że ma pani dość rozumu, żeby wysłuchać rozsądnych argumentów.

– Czyli robić, co się panu podoba, tak? Przepraszam, nie chciałam tego powiedzieć. – Zaczerpnęła tchu. – Kapitanie, może pan należeć do owej nielicznej garstki ludzi, którzy nie mają ochoty słuchać wykonawczyni mojej klasy, jednak zapewniam pana, ze miliony ludzi na całym świecie, nie tak… – Chciała powiedzieć: ograniczonych, upartych, głupich, ale się powstrzymała. -…nieuświadomionych, wiele by dało, żebym dla nich zaśpiewała.

– Świetny pomysł. Oczywiście, nie mam nic przeciw muzyce, uważam…

– Jakże miło z pańskiej strony.

Zignorował jej uwagę.

– Uważam jednak, że powinna pani wrócić do bardziej cywilizowanych stanów, odczekać kilka lat, dopóki te ziemie nie zostaną zasiedlone, i wtedy przyjechać tu z występami.

Po raz kolejny zaczerpnęła tchu, żeby się uspokoić. Kiedy się odezwała, przemawiała jak do nierozgarniętego dziecka.

– Kapitanie Montgomery, może obito się panu o uszy, że głos śpiewaczek operowych nie jest wieczny. To bardzo przykra prawda, ale nie zawsze będę mogła śpiewać. Teraz mam dwadzieścia pięć lat i jeszcze nie osiągnęłam pełni swych możliwości, ale muszę śpiewać, dopóki mogę, i chcę śpiewać dla tych biednych samotnych mężczyzn. Co więcej, ja będę dla nich śpiewać.

Popatrzył na nią.

– Potrafi pani być uparta.

– Ja? Ja uparta? To panu na wszelkie możliwe sposoby powiedziano, że nie jest pan. mile widziany ani potrzebny, a oto siedzi pan tu w środku nocy bawiąc się w Indianina i przywiązując biedną, bezbronną kobietę do łóżka.

Prawie się uśmiechnął, ale rzeczywiście usiadł na łóżku i pochylił się, żeby rozwiązać jej ręce. Od jego opalonej skóry biło ciepło i Maddie pomyślała, że, aby tak się opalić, wiele czasu musiał spędzić w tej przepasce na biodrach jako swym jedynym ubraniu.

Kiedy uwolnił już jej ręce, usiadła rozcierając nadgarstki i przyglądała się, jak rozwiązuje więzy u kostek. Poczuwszy ze sznury opadły, pchnęła go i zerwała się z łóżka, Nim zdążyła dobiec do płachty, chwycił ją w pasie i rzucił na łóżko, potem pochylił się nad nią, gniewnie się jej przyglądając.

– Ma pani whisky? – spytał wreszcie po dłuższej chwili. – Chyba potrzebuję wzmocnienia.

– Podawanie Indianom wody ognistej jest zakazane.

– Niech pani nie przeciąga struny. Już i tak jest naprężona do ostateczności.

– W kuferku znajdzie pan butelkę.

Podszedł do kufra, odwrócił się do niej plecami, ale wystarczyło, żeby poruszyła nogą, a natychmiast na nią spojrzał. Uśmiechnęła się niewinnie;

Oprócz butelki wydostał i szklankę, nalał sobie solidną porcję, wychylił jednym haustem, po czym wlał kolejną.

– Z tego, co widzę, ma pani dwa rozwiązania: albo pani da sobie spokój z tymi występami, albo ja będę panią eskortował.

– To tak jakby mi pan dawał prawo wyboru rodzaju śmierci

Uniósł brew.

– Zapewniam panią, że do tej pory nie uskarżano się mu moje towarzystwo.

– Proszę mi darować listę pańskich romantycznych podbojów. Niezbyt mnie one obchodzą.

Whisky widocznie zaczynała już działać, poczuł, że się odpręża.

– A co panią obchodzi?

– Śpiew, śpiew i jeszcze raz śpiew. I moja rodzina. To chyba wszystko.

– Na tyle się odprężył, że uznał, że chyba może usiąść. Rozsiadł się więc na ziemi, opierając się o kufer. Pani rodzina. Książątka i księżniczki. Czy oni też śpiewają?

– Niewiele, ale świetnie sobie radzą ze strzelbami.

– Aha, rozumiem, polują. – Powieki mu ciążyły. – Jeśli musi pani jechać z tymi występami, pojadę z panią, żeby jej bronić.

– Kapitanie Montgomery, pan zdaje się nie rozumieć, że nie chcę, by pan mi towarzyszył. Nie prosiłam o wojskową eskortę, nie chciałam jej. A już szczególnie nie życzyłam sobie kogoś takiego jak pan W żadnym razie nie zgodzę się, żeby pan ze mną pojechał.