„Urządzę przyjęcie dla młodzieży – postanowiła w drodze do domu. – Lord Flore zyska okazję, by się uważnie przyjrzeć tej milutkiej panience”.
Nagle przypomniała sobie o hrabim Andoverze.
„Chyba powinnam zaprosić także pannę dla niego – pomyślała kładąc się spać. – Dowiem się od babci, czy jest jakaś ładna bogata panna, która by chciała zostać hrabiną”.
Roześmiała się do siebie.
„Jak tak dalej pójdzie, to jeszcze zostanę swatką! Ach, lepsze to niż walka o własną niezależność z kolejnymi absztyfikantami, którzy chcą mnie usidlić i zaciągnąć przed ołtarz”.
Zanim zasnęła, zorientowała się, że powtarza szeptem w ciemnościach:
– Chcę miłości… prawdziwej miłości. I nie wyjdę za mąż, dopóki jej nie znajdę.
ROZDZIAŁ 4
Następnego dnia Malvina zupełnie nieoczekiwanie natknęła się na sir Mortimera podczas proszonego obiadu, na którym była obecna, oczywiście wraz z babką. Przyjęcie nie należało do szczególnie interesujących, a na dodatek dziewczyna poczuła się lekko zirytowana, gdy sir Mortimer usiadł przy stole u jej boku.
Najwyraźniej zdołał to ukartować.
Musiała jednak przyznać, że na wszelkie możliwe sposoby starał się jej przypodobać, a i ona nie miała nastroju do sprzeczki.
Rozmowa przy stole dotyczyła najróżniejszych tematów.
– Pani babka zechce, mam nadzieję, zaszczycić swoją obecnością przyjęcie, które wydaję w Vauxhall Gardens w sobotę wieczorem? – rzeki sir Mortirner w pewnej chwili. – A może przynajmniej pozwoli pani wziąć w nim udział? Zaprosiłem nową gwiazdę opery, primadonnę z Italii. Podobno zadziwia magicznym tembrem głosu.
– Bardzo to uprzejme z pana strony – podziękowała Malvina – lecz wyjeżdżamy na wieś.
– Znowu?! – wykrzyknął sir Mortirner zdumiony.
Malvina bez trudu odgadywała jego myśli.
Z pewnością się spodziewał, że lord Flore nie omieszka skorzystać z jej bliskiej obecności.
– Wydaję niewielkie przyjęcie – powiedziała szybko – dla osób, które podobnie jak ja uwielbiają jazdę konną.
– Nie jestem zaproszony?
Malvina pokręciła głową.
– Dlaczego?
– Proszę nie mieć mi za złe szczerości, ale nie pasowałby pan wiekiem do reszty towarzystwa.
Jako gościa honorowego zaprosiłam Rosette Langley, której ciotka jest bliską przyjaciółką mojej babki. Chcę, by debiutantka czuła się jak najswobodniej i była szczęśliwa.
– Ja pragnę jedynie uszczęśliwiać panią – nalegał sir Mortirner.
– Przykro mi, lecz tak czy inaczej lista gości zaproszonych na moje przyjęcie jest już definitywnie zamknięta – ucięła Malvina.
Dostrzegła gniew w oczach mężczyzny, więc rozmyślnie odwróciła się od niego i zaczęła rozmowę z drugim swoim sąsiadem.
A jednak musiała później wrócić jeszcze do rozmowy z sir Mortimerem.
– Mam pani do powiedzenia coś, co z pewnością panią zainteresuje – zagaił.
– Co takiego?
– Jeden z moich przyjaciół, markiz Ilminster, w przyszłym tygodniu wystawia u Tattersalla na sprzedaż kilka koni. To okazy naprawdę wiele warte. Z pewnością byłaby pani nimi zainteresowana. Poprosiłem markiza o przysługę i za jego pozwoleniem może je pani obejrzeć jako pierwsza.
Malvina spojrzała na rozmówcę zdumiona.
Dopiero po chwili zrozumiała, że za sprzedaż koni, nim dotrą one na publiczną licytację, sir Mortirner z pewnością otrzyma od markiza niemałą prowizję.
Markiza Ilminstera znała z opowiadań ojca.
Pewnego razu rozegrał się ostry finisz pomiędzy koniem markiza a wierzchowcem ojca Malviny.
– Czy te konie naprawdę są aż tak wyjątkowe? – zapytała z lekkim niedowierzaniem.
– Gdyby pani ojciec żył, bez wątpienia chciałby je włączyć do swojej stajni i skorzystałby z okazji, by je zobaczyć jako pierwszy.
Dziewczyna ociągała się z podjęciem decyzji.
Nie chciała mieć żadnych zobowiązań w stosunku do sir Mortimera.
Zdecydowała wreszcie, że nie może przepuścić takiej okazji.
– Kiedy mogę je zobaczyć? – spytała. – Wyjeżdżam na wieś jutro z samego rana.
– Większość z nich dotarła już do Londynu.
Umówiłem się z markizem, iż pokażę je pani zaraz po obiedzie. – Widząc niezdecydowanie Malviny dodał pośpiesznie: – Oczywiście pani babka, w roli przyzwoitki, powinna udać się z nami.
Opuścili towarzystwo wkrótce, kiedy tylko pozwoliła na to grzeczność i uprzejmość wobec gospodarzy.
Gdy sir Mortimer wsiadł do powozu dziewczyny, hrabina obrzuciła go spojrzeniem pełnym nieskrywanego zdumienia.
– Sir Mortimer zaproponował mi obejrzenie koni markiza Ilminstera wystawianych na sprzedaż – wyjaśniła Malvina. – Są w stajniach niedaleko stąd, wiem, babciu, że także będziesz nimi zainteresowana.
Hrabina zgodziła się w milczeniu, ale kiedy, dotarli do stajen, zmieniła zdanie, – Jeśli nie masz nic przeciw temu, moje drogie dziecko, zaczekam w powozie. Jestem trochę zmęczona, a przecież mamy jeszcze jedno przyjęcie dziś wieczór.
– Dobrze, babciu. Wrócę jak najszybciej.
Stajnie markiza okazały się duże i naprawdę imponujące. Malvina do obejrzenia miała piętnaście koni. Już po pierwszym rzucie oka musiała przyznać, że sir Mortimer wcale nie przesadzał.
Stajenny prowadził przybyłych od jednego boksu do drugiego.
W końcu Malvina wybrała osiem koni. Kiedy sir Mortimer podał jej astronomiczną wprost cenę, dziewczyna nie miała wątpliwości, że spora część tej sumy miała trafić bezpośrednio do jego kieszeni. Z drugiej strony… gdyby te wyjątkowe okazy zostały wystawione na licytację, mogły łatwo osiągnąć cenę wymienioną przez sir Mortimera.
W dodatku Malvina w ogóle by nie wiedziała o możliwości ich kupna. Od przyjazdu do Londynu była tak zajęta nowymi strojami, balami i przyjęciami, że nawet nie co dzień jeździła konno. Nie zajrzała także do Tattersalla, jak zawsze czynił jej ojciec. Czuła się trochę winna, bo chociaż pan Cater położył na jej biurku katalogi sprzedaży, nawet do nich nie zerknęła.
Po krótkim namyśle zaoferowała sir Mortimerowi sumę znacznie mniejszą od żądanej.
Zaczęły się negocjacje.
Malvina niejeden raz była świadkiem, kiedy ojciec uzgadniał cenę. Zawsze prowadził rozmowę spokojnie, nieco znudzonym głosem.
W ten sposób sprzedawca nie miał nigdy pewności, do jakiego stopnia nabywcy zależy na towarze.
Teraz starała się zachowywać podobnie.
Pogrążeni w cichej rozmowie wyszli ze stajen.
Hrabina popatrywała na nich ze zdziwieniem.
Wraz z sir Mortimerem dziewczyna stała na tyle daleko, że nie można było usłyszeć, o czym rozmawiają, a dla postronnego obserwatora ich targi wyglądały na przyjacielską pogawędkę.
Uzgodnienie ceny zajęło im niemal kwadrans, lecz w końcu sir Mortimer skapitulował. Przystał na sumę znacznie niższą niż żądana początkowo.
– Niełatwo ubijać z tobą interesy, Malvino! – zauważył.
– Był pan zbytnim optymistą biorąc mnie za żółtodzioba – rzekła dziewczyna. – A przy okazji… przywykłam, by zwracano się do mnie „panno Maulton”.
– Nonsens! – oburzył się sir Mortimer. – Nie mogę przecież traktować pani tak formalnie.
Przy tym… jeśli już znalazłem dla pani tak wspaniałe konie, czy przypadkiem nie zmieniłaby pani zdania i nie przyjęła ich w prezencie ślubnym?
Malvina nie mogła się nie roześmiać.
Gdyby się rzeczywiście zgodziła na coś tak nieprawdopodobnego, bez wątpienia po ślubie zapłaciłaby za ten podarunek bardzo wysoką cenę.
Wróciła do stajni, zawiadomiła służbę, że przyśle po konie własnych stajennych, i rozdała szczodre napiwki.
Idąc do powozu myślała jeszcze o tym, że sir Mortimer jest zapewne całkiem zadowolony z odniesionych korzyści. Trzeba było jednak przyznać, że na nie zasłużył. W końcu przecież udzielił jej cennej informacji, dzięki czemu stała się właścicielką koni, z których posiadania byłby dumy nawet jej ojciec.