– Kiedy dotrą panie do Potters Bar, odnajdą dom po drugiej stronie miasteczka.
Bramy są specjalnie udekorowane, tak więc nie sposób go przeoczyć.
– Bardzo panu dziękujemy – rzekła Malvina.
– Czy obie panie są gotowe? – zapytał sędzia. – Proszę uważać przy starcie, żeby nie wejść w kolizję z drugim pojazdem.
Wziął w rękę dużą białą chustkę do nosa i uniósł nad głową, tak by obie zawodniczki dobrze ją widziały.
– Trzy… dwa… jeden… start! – krzyknął.
Oba faetony ruszyły.
Malvina bardzo ostrożnie i dosyć wolno poprowadziła w stronę wyjścia z parku. Zerknęła na lady Laker. Przeciwniczka rzeczywiście powoziła z dużą wprawą, choć… było w jej gestach sporo przesady, niepotrzebnego rozmachu, który ojcu Malviny bardzo by się nie spodobał.
Malvina siedziała prosto, zgodnie z naukami ojca, lejce utrzymywała w przepisowej pozycji.
Nie odpowiadała na wołania i wiwaty publiczności, w odróżnieniu od lady Laker, która głośno pokrzykując wymieniała uwagi z kibicującymi jej dżentelmenami i żartowała sobie na temat wyścigu.
Sir Mortimer pożegnał Malvinę słowami:
– Powodzenia! I proszę pamiętać, pani wygra ten wyścig! Nie może być inaczej.
Dziewczynie pozostało mieć nadzieję, że sir Mortimer się nie mylił.
Chyżo włączyła się w codzienny londyński ruch pojazdów zdążających w kierunku północnym.
Ulica była szeroka, tak więc Malvina bez kłopotu wyprzedziła po chwili lady Laker.
Usłyszała za sobą okrzyk rywalki, ale nie zrozumiała słów.
Rączo przemykała się między innymi użytkownikami drogi.
Był piękny, niezbyt gorący dzień, wręcz wymarzony na wyścig. Wiał lekki, odświeżający wiaterek, słońce świeciło jasno, lecz nie oślepiało.
Malvina doszła do wniosku, że sir Mortimer miał rację: trudno byłoby znaleźć dwa równie wspaniałe konie. Na dodatek tak doskonale wytrenowane. Poruszały się we wspólnym rytmie, jakby stanowiły jeden organizm.
Po jakimś czasie wyjechała na otwartą przestrzeń za miastem i mogła nieco przyśpieszyć.
Ciągle była tuż przed lady Laker. Przeciwniczka zaczęła używać bata, chciała zmusić konie do szybszego biegu.
Udało jej się wyprzedzić Malvinę. Dziewczyna nie uczyniła nic, by temu zapobiec, nie sięgnęła po bat.
Lady Laker odwróciła głowę i pokazała przeciwniczce język.
Malvinie ze zdumienia zaparło dech w piersiach.
Cieszyła się tylko, że tłum podążający za nimi w faetonach, karetach i otwartych powozach nie miał okazji obserwować zachowania lady Laker.
„Jest nieprawdopodobnie pospolita!” – pomyślała.
Raz jeszcze, wyjątkowo ostro, uświadomiła sobie, że jednak nie powinna była w ogóle brać udziału w tym wyścigu. Nie powinna była podejmować wyzwania przeciwko takiej kobiecie.
Gdyby lord Flore się o tym dowiedział, niewątpliwie miałby jej co nieco do powiedzenia.
„To nie jego sprawa!” – pomyślała ponownie, jednak z niemałym zamętem w głowie.
Nie mogła się pozbyć uczucia, że gdyby chciał ją łajać i strofować, w tym wypadku byłby usprawiedliwiony. Pragnęła, by wyścig zakończył się jak najszybciej. Chciała nareszcie wrócić do domu.
Po trzech kwadransach powozy zaczęły się zbliżać do Potters Bar. W samym miasteczku, które słynęło z dorocznych targów końskich, droga znacznie się rozszerzyła.
Wówczas właśnie Malvina popuściła koniom lejce. Rumaki, szczęśliwe z uzyskanej swobody, jakby dostały skrzydeł u nóg. Przefrunęła obok lady Laker w odległości zaledwie kilkunastu centymetrów.
Usłyszała za sobą wściekły okrzyk rywalki.
Wtedy popędziła konie. Oba zdawały się wiedzieć bez żadnej zachęty z jej strony, czego od nich oczekuje.
Do czasu gdy udekorowana brama i ludzki tłum czekający na zwyciężczynię ukazali się w zasięgu wzroku, Malvina wiedziała już z całą pewnością, że znacznie wyprzedziła rywalkę i wygrała wyścig.
Przemknęła przez bramę.
Widzowie zaczęli wznosić entuzjastyczne okrzyki, wyrzucać w górę czapki, cylindry oraz kapelusze, a dzieci machały chusteczkami i chorągiewkami.
Malvina wprowadziła konie pomiędzy dwa rzędy dębów wiodące ku brzydkiemu domowi.
Na froncie ujrzała wysoki biały słup.
Musiała przejechać jeszcze przez dziedziniec, na którym zgromadziła się spora grupka mężczyzn oczekujących zakończenia wyścigu. Kiedy ich mijała, witali ją równie gorąco jak gawiedź koło bramy.
Wreszcie ściągnęła lejce i łagodnie zatrzymała konie, lekko tylko zroszone potem.
Rosły, tęgi mężczyzna potrząsnął gorąco jej dłonią.
– Dobra robota! – wykrzyknął. – Wygrała pani wyścig! Dumny jestem, że mogę panią poznać!
Malvina domyśliła się w nim sir Hectora.
Kiedy stajenny chwycił konie za uzdy, puściła lejce.
– Przeżyłam ekscytujące doświadczenie – rzekła. – Pragnę szczerze podziękować, że zechciał się pan zgodzić na moje uczestnictwo w pańskim wyścigu.
– Nie ja zorganizowałem zawody, lecz sir Mortimer – sprostował sir Hector. – To on o pani pomyślał. Ucieszy się szalenie na wieść, że miał rację, stawiając na panią!
Malvina odniosła wrażenie, że od sir Mortimera usłyszała zupełnie inną historię, nie miała jednak czasu głębiej się nad tym zastanowić.
Podbiegli mężczyźni żądni uścisku jej dłoni.
Przybyła wreszcie także lady Laker, rozzłoszczona i niezadowolona. Sarkała i prychała nieuprzejmie zbywała wszystkie pytania i sugestie. Stwierdziła kategorycznie, że konie, które dano jej do wyścigu, nie były tak dobre, jak się spodziewała.
Malvina doszła do wniosku, że czuje się nieco zmęczona. Chciało jej się pić po długiej podróży zakurzoną drogą. Kiedy lady Laker prowadziła w wyścigu, kurz spod kół jej faetonu spowijał Malvinę jak chmura.
Wysiadła i ruszyła w stronę domu.
Przed drzwiami czekał jedynie służący, najwyraźniej nie było gospodyni.
– Chciałabym się umyć – zwróciła się więc do niego. – Zechciej mnie zaprowadzić do sypialni.
Poprowadził ją na piętro.
Po drodze zorientowała się, że dom był umeblowany wyjątkowo skromnie i bez gustu.
Obrazy zdobiące ściany nie miały większej wartości, a zasłony dobrano w cokolwiek wulgarnych kolorach.
Sypialnię, do której zaprowadził ją służący, urządzono bardziej luksusowo, lecz w tym samym, nieco męczącym i prymitywnym stylu.
W dodatku dywan był stanowczo zbyt jasny.
Na szczęście Malvina bez trudu znalazła wodę oraz miednicę. Obmyła twarz i dłonie.
Po chwili zjawiła się pokojówka, która oczyściła z kurzu jej czepeczek. Był on jak najprostszy i łatwy do odkurzenia, zupełnie inny niż czepek należący do lady Laker. Jedyną jego ozdobę stanowiły wiązane pod brodą wstążki.
– Jak będzie czas schodzić na obiad, włoży pani czepek? – zapytała pokojówka.
– Nie, wygodniej mi będzie bez niego – zdecydowała Malvina. – Chyba że inne damy będą w czepeczkach?
– Nie będzie innych dam, psze pani.
Malvina zdziwiła się, lecz powstrzymała od komentarzy.
Zszedłszy na dół, zastała w salonie około dwudziestu dżentelmenów. Tak jak powiedziała pokojówka, poza nią i lady Laker nie było kobiet.
– Cóż, wygrała pani – rzekła kwaśno lady Laker widząc wchodzącą Malvinę. – Pewnie powinnam pani pogratulować.
– Oto jest sportowe zachowanie! – wykrzyknął sir Hector.
Wetknął Malvinie w dłoń kieliszek.
– Pij, moja droga! Wszyscy tu twierdzimy, że nieźle się spisałaś.
W kieliszku był szampan. Dziewczyna pociągnęła kilka niewielkich łyków, byle tylko trochę ugasić pragnienie.