Выбрать главу

Wszyscy pozostali goście pili, jakby co najmniej od tygodni nie mieli w ustach żadnego płynu. Mogła sobie tłumaczyć taki stan rzeczy tym tylko, że bardzo ucierpieli od kurzu.

Kiedy podano obiad, całe towarzystwo przeszło do większego, lecz równie brzydkiego jak salon pokoju.

Malvina zauważyła z niesmakiem, że niektórzy spośród panów już zdążyli wypić za dużo.

„Nie powinno mnie tutaj w ogóle być!” – powiedziała sobie.

Raz jeszcze poczęła błagać los, by lord Flore nigdy się o niczym nie dowiedział.

ROZDZIAŁ 6

Malvinie brakło powietrza. Budziła się w całkowitych ciemnościach, spowita szczelnym tumanem trujących oparów.

Wargi miała suche i spierzchnięte, bolała ją głowa.

Na szczęście ciemności powoli zaczęły się rozpraszać.

Próbowała odgadnąć, gdzie się znajduje…

W pamięci wróciło wspomnienie czyjejś ręki unoszącej do jej ust kieliszek…

Powoli rozjaśniało jej się w głowie. Znowu usłyszała męski głos, chyba głos sir Mortimera.

– Musi pani odpowiedzieć toastem. Proszę wypić!

Wcisnął jej w dłoń kieliszek.

Dziewczyna przełknęła odrobinę. Nie lubiła czerwonego wina.

Nagle sir Mortimer zacisnął rękę na jej dłoni i… to niewiarygodne, lecz zmusił Malvinę do przełknięcia całego alkoholu, jaki pozostał w kieliszku.

Czy to się mogło wydarzyć naprawdę?

Z ogromnym trudem uniosła powieki.

W pierwszej chwili nie dojrzała nic. Zupełnie jakby głowę miała omotaną czarnymi chustami.

Po jakimś czasie rozróżniła źródło drżącego światła – kominek.

Rozchyliła wargi. Gardło także miała przedziwnie wyschnięte.

Najwyraźniej została uśpiona środkiem odurzającym.

„Nie, niemożliwe!”

Przerażona zamknęła oczy.

To jakiś koszmar.

Jej myśli zaczęły odzyskiwać jasność. Ponownie otworzyła oczy.

Teraz dopiero dostrzegła, że za ciężką zasłoną, tuż obok łoża stała zapalona świeca.

W nikłym blasku pojedynczego płomyka zorientowała się, że jest w tej samej sypialni, w której się myła po wyścigu.

Co się stało? Skąd się tutaj wzięła?

Przebiegł ją dreszcz strachu.

Z nadludzkim niemal wysiłkiem udało jej się usiąść.

Położono ją do łóżka w sukience, którą miała na sobie w czasie obiadu, zdjęto jedynie buty.

Rozejrzała się po pokoju.

Przy kominku dostrzegła stolik ze śnieżnobiałym obrusem. Na nim coś było. Zdaje się kilka zakrytych półmisków… talerz, nóż i widelec, a także chyba niewielki dzbanuszek, najprawdopodobniej z kawą. Obok stała filiżanka na spodeczku.

Malvinie przyszło do głowy, że jeśli zdoła wypić trochę kawy, może otrząśnie się nieco z tego koszmaru.

Bardzo wolno i ostrożnie podniosła się z łóżka.

Niepewnie przytrzymując się materaca, ruszyła w stronę stolika.

Poczuła się nieco lepiej.

Dzbanuszek z kawą widziała już zupełnie wyraźnie.

Wyciągnęła po niego drżącą rękę. Nic z tego.

Musiała przytrzymać naczynie w obu dłoniach, żeby nalać odrobinę płynu do filiżanki.

Kawa okazała się cudownie smolista, a jednocześnie nie bardzo gorąca, dzięki czemu Malvina mogła zaspokoić pragnienie.

Nareszcie rozproszyły się ciemności spowijające jej głowę. Dziewczyna powoli odzyskiwała siły, aż nagle zdała sobie jasno sprawę, że stało się coś niewyobrażalnie strasznego. Tylko co?

Na pewno została uśpiona, a potem ktoś ją zaniósł na piętro, do sypialni, w której była już wcześniej. Po co? Dlaczego?

Próbowała sobie przypomnieć, czy sir Hector dał jej przyrzeczony czek. Może została porwana dla pieniędzy?

Nalała sobie drugą filiżankę kawy i nagle przyszła jej do głowy znacznie bardziej złowieszcza myśl.

Podeszła do drzwi i chwyciła za klamkę.

Niestety! Tak jak przypuszczała, nie dały się otworzyć. Były zamknięte na klucz.

Jak ogłuszający grom, paląca błyskawica pojawiła się w jej głowie świadomość, kto uczynił z niej swojego więźnia i dlaczego.

Wypiła kawę i usiadła, lecz nie w wygodnym fotelu przy kominku, ale na stołeczku przed toaletką.

Zasłony były zaciągnięte, czyli na zewnątrz zapadł już wieczór. Najwyraźniej przespała kilka godzin.

„Co robić?” – kołatało jej w myślach.

Ledwie zadała sobie to pytanie, odpowiedź przyszła sama.

„Tylko lord Flore może mnie uratować przed sir Mortimerem”.

Teraz już była pewna, nikt nie musiał jej mówić, że ten podstępny, zwyrodniały arystokrata uknuł intrygę – od samego początku.

Wyścig nie był zorganizowany przez sir Hectora.

Sir Mortimer zaaranżował wszystko po to, by wyrwać ją spod opieki babki.

A także oddalić od lorda Flore, o którego był zazdrosny.

I będzie ją tutaj przetrzymywał dotąd, aż zgodzi się zostać jego żoną.

Teraz dopiero spostrzegła całą intrygę wyraźnie jak na dłoni. Zupełnie jakby oglądała plan terenu wyścigów rozpostarty na blacie stołu w klasztorze Flore.

Wstała ponownie, podeszła do okna, odchyliła zasłony. Wyjrzała na zewnątrz. Może tutaj odnajdzie się jakaś droga ratunku?

Niestety, oba okna wychodziły na ogród na tyłach domu i oczywiście w zasięgu wzroku nie było nikogo, a od ziemi dzieliła dziewczynę przynajmniej dwudziestometrowa przepaść. Za otwartym oknem błyszczały gwiazdy, było bardzo cicho i spokojnie.

Okna salonu, w którym pili aperitif przed obiadem, wychodziły na tę samą stronę. Ogromna cisza spowijająca całą okolicę nie pozostawiała wątpliwości, że reszta towarzystwa odjechała już do Londynu.

Zostawili ją tutaj samą.

Przerażenie zmroziło ją do szpiku kości.

Niestety, nie samą! Został tu z nią jeszcze ktoś, straszny, nieludzki, manipulujący nią jak marionetką. Mężczyzna, który miał wiele do zyskania zatrzymując ją w tym więzieniu.

„Och, tatusiu… błagam cię, pomóż… co mam robić?” – pomyślała jak małe dziecko.

Ale ojciec nie mógł przyjść jej z pomocą.

Istniał tylko jeden człowiek na tym świecie, który powstrzymałby sir Mortimera. Jeden, któremu nie był obojętny jej los.

Całą przerażoną duszą dziewczyna rwała się ku niemu. Tylko w nim mogła pokładać nadzieję.

Oczyma wyobraźni widziała go w klasztorze Flore.

Ślęczał zapewne nad planem toru wyścigowego i nie miał pojęcia o niebezpieczeństwie, jakie jej groziło.

„Ocal mnie! Uratuj!” – krzyknęła Malvina w duszy i w tej samej chwili zrozumiała, że kocha lorda Flore.

Oczywiście, że tak! Nie mogło być inaczej.

Był tak szalenie męski. Tak zupełnie inny od tych słabych głupców, którymi pogardzała, gdyż chcieli się z nią żenić tylko dla pieniędzy.

Znów pomyślała o sir Mortimerze i ponownie przeszedł ją dreszcz trwogi.

Czy naprawdę mogła być aż tak szalona?

Pozwoliła się nakłonić do udziału w wyścigu, w wyniku którego będzie się o niej w towarzystwie mówiło jeszcze więcej niż dotąd, na dodatek w taki sposób, jaki lord Flore potępiał najbardziej.

Teraz dopiero uświadamiała sobie z całą ostrością, jak hałaśliwie i mało taktownie wyelegantowani dżentelmeni oklaskiwali lady Laker.

Zakładali się o naprawdę niebagatelne sumy, że to właśnie ona wygra wyścig. A także całowali ją, jeszcze przed startem, w sposób, który Malvina uznała za niesłychanie wulgarny.

Podczas obiadu było jeszcze gorzej.

Dziewczyna przypominała sobie teraz, jak goście jeden po drugim bezustannie wznosili toasty na cześć lady Laker oraz jej samej.

Wlewali sobie w gardła całą zawartość kieliszków naraz, a potem ciskali szkłem przez ramię.

Zastawa rozpryskiwała się o ściany.

Och, lord Flore miałby się o co gniewać. Na pewno srogo by ją złajał. I miałby rację, absolutną rację! Dlaczego nie chciała go słuchać!