Выбрать главу

Przysunęła się bliżej do lorda Flore. Oparła głowę na jego ramieniu.

Nie była do końca świadoma przebiegu wydarzeń. Wiedziała tylko, że zaznała cudu jego pocałunków, które oswobodziły ją z więzów prozaicznej ziemskiej powłoki i uniosły wysoko na niebo, pomiędzy jasne gwiazdy.

Kiedy mijali bramę, odezwała się cicho, troszeczkę niepewnie:

– Powiedz, proszę… jak mnie znalazłeś?

Tak się bałam… tak bardzo się bałam… że nigdy nie odgadniesz, gdzie mnie szukać…

– To długa historia – odparł lord Flore. – Teraz najważniejsze, żebyś jak najszybciej wróciła do Londynu.

Malvina cichutko westchnęła ze szczęścia.

– Jutro rano – ciągnął lord Flore – musisz być na tyle silna, żeby móc odbyć przejażdżkę Rotten Row, najlepiej tuż po ósmej. Więc teraz się prześpij.

– Mam… jeździć aleją Rotten Row? – powtórzyła Malvina z niedowierzaniem. – Ale… dlaczego? Po co?

– Żeby się upewnić, że wszyscy twoi przyjaciele, a co ważniejsze: wrogowie, zauważą, że spędziłaś noc w Londynie – wyjaśnił lord Flore. – Że spałaś we własnym domu, pod opieką babki.

Malvina z trudem odzyskała oddech.

Zrozumiała dokładnie, o czym mówił lord Flore.

To oczywiste. Wszyscy uczestnicy obiadu wydanego po wyścigu zdawali sobie sprawę, że nie wróciła z nimi do Londynu. A przecież nie mogła ufać dyskrecji sir Mortimera. Na pewno zwierzył się ze swoich planów przynajmniej najbliższym znajomym.

„Tylko lord Flore mógł zadbać o to, by zdusić w zarodku wszelkie plotki” – pomyślała.

Złośliwe języki byłyby gotowe skazać ją zaocznie na towarzyską banicję za wydarzenia, które ich zdaniem musiały mieć miejsce.

Na długą chwilę zapadła cisza.

– Czy jesteś bardzo… na mnie rozgniewany? – zapytała Malvina cicho.

– Bardzo! O tym także porozmawiamy jutro!

– Chciałabym ci powiedzieć… co się stało…

I dlaczego zachowałam się… jak szalona…

– Posłucham jutro – rzekł lord Flore. – Teraz mam o czym myśleć. Muszę cię ocalić od knowań tego łajdaka. Dopilnuję, żeby został wyrzucony z każdego porządnego klubu. Trzeba się też upewnić, by bez względu na to, jakich kłamstw zdążył już naopowiadać, nie uwierzył mu nikt pozostający przy zdrowych zmysłach.

Malvina przytuliła się do lorda Flore.

– Jesteś… naprawdę wspaniały – rzekła. – Wiem, zachowałam się jak… niespełna rozumu…

Nie słuchałam, kiedy mnie ostrzegałeś, że ludzie… biorą mnie na języki…

Lord Flore nie odpowiadał.

A Malvina pomyślała, że zapewne z niemałym wysiłkiem musiał się powstrzymywać, by jej nie łajać najsurowszymi słowami.

Ale przecież ją pocałował. I tylko to się Uczyło.

Kochała go całym sercem. Niczego nie pragnęła bardziej, niż być taką, jaką on chciałby ją widzieć.

Konie mknęły z wiatrem w zawody.

Lord Flore najwyraźniej nie miał ochoty na rozmowę, więc Malvina przymknęła oczy. Myślała o przedziwnym uczuciu, jakie w niej wzbudził, o nieznanym wzruszeniu, jakie ciągle jeszcze czuła w piersi, i o palących płomieniach na ustach.

„Kocham cię. Naprawdę cię kocham!” – szepnęła w głębi serca.

Jutro na pewno znów ją pocałuje.

Odezwała się ponownie, dopiero kiedy dotarli do Londynu i znajdowali się już niedaleko Berkeley Square.

– Czy David przyjechał z tobą do Londynu?

– Nie, zostawiłem go w klasztorze. Jest tak szczęśliwy, że świata nie widzi.

– Szczęśliwy?

– Żeni się z tą śliczniutką dziedziczką, którą sprowadziłaś dla mnie.

– Och, tak się cieszę! – wykrzyknęła Malvina.

– Na balu obserwowałam ich tańczących i myślałam, że wyglądają razem na niezmiernie szczęśliwych. W dodatku tym sposobem skończą się problemy Davida.

Lord Flore milczał.

Malvina zastanowiła się, czy myśli o swoich problemach, które jak dotąd nie zmniejszyły się ani na jotę. Istniała bardzo prosta droga do ich rozwiązania, lecz dziewczyna nie ośmieliła się tego zaproponować.

Na dłuższą chwilę pogrążyła się w milczeniu.

– Czy jutro rano spotkamy się na przejażdżce? – zapytała wreszcie.

– Oczywiście, że nie! – odparł lord Flore. – Pojedziesz wyłącznie w towarzystwie służącego.

A jeśli zobaczysz kogokolwiek, kto był w tym szpetnym domu albo widział cię jako zawodniczkę wyścigu, przywitasz się z nim najgrzeczniej i wspomnisz przypadkiem, jaka byłaś po tym wszystkim zmęczona i jak późno przez to wróciłaś do Londynu. – Najwyraźniej przemyślał wszystko bardzo dokładnie.

– Zrobię, jak każesz – obiecała Malvina pokornie. – Ale… kiedy cię znowu zobaczę?

– Jesteś, zdaje się, zaproszona na ten sam bal, na którym i ja będę obecny. Zajrzę do ciebie w porze podwieczorku.

Malvina chciała zaprotestować, pragnęła go widzieć jak najszybciej, ale właśnie wjechali na Berkeley Square. Lord Flore zatrzymał konie przed jej domem.

Służący zeskoczył na ziemię i zastukał do frontowych drzwi. Po chwili otworzył je zaspany lokaj.

Lord Flore pomógł Malvinie wysiąść z powozu.

Dziewczyna przylgnęła do jego ramienia, błagała wzrokiem.

– Dobrej nocy, Malvino! – rzekł krótko.

– Zabieram powóz do stajen. Nie zapomnij kazać przygotować konia na ósmą.

Próbowała go zatrzymać, ale już się odwrócił.

Kiedy lokaj zamknął za nią drzwi, bardzo wolno poszła na piętro.

Gdyby dostrzegła pod drzwiami, że w pokoju babki jest jeszcze zapalone światło, powinna do niej pójść i wytłumaczyć, dlaczego wraca tak późno. Na szczęście nie było takiej potrzeby.

We wszystkich pokojach panowały już ciemności.

Poszła więc do własnej sypialni. Nawet nie dzwoniła na pokojówkę, przebrała się sama i wsunęła pod kołdrę.

Chciała długo leżeć i rozmyślać o lordzie Flore i o tym, jak ją uratował, lecz była tak znużona, że z wielkiego wyczerpania zasnęła niemal natychmiast.

Śniła o jego pocałunkach.

Obudzono Malvinę o godzinie siódmej piętnaście.

W pierwszej chwili miała zamiar zaprotestować, powiedzieć, że jest zbyt zmęczona, by się wybierać na przejażdżkę, ale wiedziała, że musi być posłuszna życzeniom lorda Flore.

Zanim dotarła do Rotten Row, zdołała poczuć się nieco lepiej.

Zmuszała się do uprzejmego uśmiechu na widok każdego znajomego.

Wielu młodych ludzi, których wcześniej nie znała, ale widziała na wczorajszym obiedzie, zbliżało się do niej z gratulacjami.

– Powoziła pani wprost fantastycznie!

Wręcz nieprawdopodobnie! Musi być pani chyba zmęczona. Późno pani wróciła do Londynu?

Wiedziała, że było to ważne pytanie, więc odpowiadała swobodnie:

– Przyjechałam niedługo po reszcie towarzystwa.

Muszę przyznać, że ze zmęczenia przespałam całą powrotną drogę!

Większość pytających komentowała tak szczerą odpowiedź serdecznym śmiechem.

Dwóch bardziej zagorzałych wielbicieli talentu Malviny nawet towarzyszyło jej przez jakiś czas, komplementując dziewczynę bez umiaru.

Prosili także, by obiecała im tańce na balu, który miał się dzisiaj odbyć.

Malvina zawróciła do domu dopiero po dziewiątej. Zyskała pewność, że rozwiała wszelkie podejrzenia, jakie dostrzegała w oczach niektórych z napotykanych mężczyzn. Uprzejmy uśmiech chyba na stałe przykleił się jej do twarzy.

– Shelton byłby ze mnie bardzo dumny – powiedziała sobie i równocześnie zadziwiła się, że jego imię brzmi w jej uszach jak najsłodsza muzyka.

„Kocham go!” – wybijały na bruku końskie kopyta. „Kocham go!” – śpiewały dookoła ptaki.

„Ocalił mnie!” – chciała krzyczeć na cały świat. Miała ochotę dzielić się ogromem swego szczęścia z każdym, także z babcią. Niestety, musiała bardzo ostrożnie dobierać słowa, wyjaśniając jej, dlaczego tak późno pojawiła się w domu poprzedniego dnia.