Lord przytulił ją mocniej, ale ponieważ nie odezwał się słowem, dziewczyna patrzyła na niego cokolwiek niepewnie.
– Obiecałam ci, że będę dokładnie taką żoną, jaką zawsze chciałeś mieć – przekonywała.
– Poskromiłeś tygrysicę.
– Bardzo w to wątpię – westchnął lord Flore – ale chyba będę miał możliwość sprawować nad nią jakąś kontrolę.
– W jaki sposób…? – spytała Malvina nieco nerwowo.
– Poprzez miłość! – odparł lord Flore. – Miłość, która mi uświadomiła, kochanie, że nie potrafię żyć bez ciebie, że bez względu na to, jak bardzo jesteś niesforna, nie mogę ci się oprzeć.
– Och, Sheltonie, to… najcudowniejsze słowa, jakie mi kiedykolwiek powiedziałeś! – wykrzyknęła Malvina.
– Nie zamierzam na tym kończyć. Nie masz pojęcia, najdroższa, jaką torturą było dla mnie milczenie. Przecież od chwili gdy cię ujrzałem, miałem nieodpartą chęć sławić twoją urodę i na cały świat głosić, jak mocno cię uwielbiam.
– To znaczy… Chcesz powiedzieć… że kochasz mnie od dawna?
– Pokochałem cię od pierwszego wejrzenia – rzekł lord Flore – ale nie miałem ci nic do zaoferowania, a nie chciałem mieć żony bogatszej od siebie!
– Ale… tak naprawdę… chciałeś się ze mną ożenić? – spytała Malvina. – Powiedziałeś to, zanim przyszedł ten Hindus.
– Jak mógłbym pozwolić, by córka Magnamusa Maultona w podobny sposób marnowała życie? – spytał lord Flore retorycznie. – Potrafiłaś sprowokować tyle kłopotów, choć byłem w pobliżu. Bóg jeden wie, co by się działo, gdyby mnie tu nie było.
– Teraz, kiedy wiem, że mnie kochasz, nie będę już sprawiała kłopotów – obiecała Malvina.
– Mój kochany… mój kochany Sheltonie, niczego nie pragnę bardziej, tylko byś ty był szczęśliwy… i żebyś mnie kochał!
Oparła policzek na jego ramieniu.
– Sheltonie! – wykrzyknęła nagle. – Przyszedł mi do głowy wspaniały pomysł!
– Co takiego?
– David i Rosette mogą zamieszkać w moim domu, dopóki nie będą mieli własnego, a ja przeprowadziłabym się do klasztoru Flore!
Dobrze? I proszę… czy moglibyśmy tego dokonać jak najszybciej?
– Jeśli o mnie chodzi, im szybciej, tym lepiej, kochanie. Chcę cię mieć przy sobie w każdej minucie dnia i nocy.
– Żeby zyskać pewność, że nie robię nic… szalonego ani złego? – przekomarzała się Malvina.
– Nie. Raczej po to, bym mógł ci mówić o swojej miłości i upewniać się, że ty kochasz mnie.
Niespodziewanie odsunął dziewczynę od siebie.
– Co się stało…? – spytała Malvina niepewnie.
– Dlaczego patrzysz na mnie… tak dziwnie?
– Ilu mężczyzn cię całowało?
– Nikt oprócz… ciebie.
Lordowi Flore rozbłysły oczy.
– Chcę, żebyś mnie pocałowała – rzekł bardzo cicho.
Malvina przysunęła się do niego blisko, ale on nadal stał bez ruchu.
Uniosła ku niemu twarz.
– Czekam – odezwał się lord Flore. – Obiecałaś być mi posłuszną.
– Ale… ja…
Lord Flore trwał nieporuszony.
Malvina spłoniła się rumieńcem. Szybko i lekko dotknęła ustami warg lorda Flore.
W tej samej chwili otoczyły ją jego ramiona.
– Moja najukochańsza, moja słodka, moje ty najdroższe kochanie. Teraz jestem pewien, że mówisz prawdę!
– Jak mogłeś… chociaż podejrzewać…! Och, Sheltonie, zawstydzasz mnie!
– Uwielbiam cię zawstydzać!
Lord Flore spojrzał na Malvinę wzrokiem, jakiego nie widziała u niego żadna inna kobieta.
– Dziedziczka czy tygrysica, nieważne! – rzekł dziwnie głębokim głosem. – Liczy się tylko to, że będziesz moją… moją żoną!
– I ja nie chcę niczego innego – powiedziała Malvina.
Nachylił się i zamknął jej usta pocałunkiem, a było to tak, jakby unieśli się prosto do nieba.
Nie istniały dla nich żadne kłopoty ani zmartwienia, nie było na świecie zła. Została tylko miłość i przedziwne światło, promieniejące z ich serc.
Barbara Cartland