Lord Flore podsadził Malvinę na Lotnego Smoka, wprawnym ruchem rozwiązał wodze, podał je dziewczynie i podszedł do własnego konia.
W tej właśnie chwili Malvina po raz pierwszy zwróciła baczniejszą uwagę na doskonale ukształtowaną sylwetkę sąsiada – zjawisko niespotykane wśród londyńskich dandysów.
Ramiona miał szerokie niczym atleta, a przy tym wąskie biodra, co czyniło jego postać szalenie męską. Był pięknie, doprawdy nieprzeciętnie harmonijnie zbudowany, w dodatku gibki i zwinny w ruchach – słowem: wyjątkowo przystojny.
Malvina raz jeszcze musiała przyznać, że lord Flore diametralnie się różni od większości mężczyzn, których znała do tej pory.
Z drugiej strony trudno go było bez wahania nazwać urodziwym, gdyż na twarzy miał odciśnięte piętno jakiejś zbytniej, jakby nieco wulgarnej pewności siebie. Jego rysy bardziej by się nadawały do portretu morskiego rozbójnika niż arystokraty z szacownego rodu. Miał ciemne włosy i mocno zarysowane brwi. Gdy kpił lub był nieuprzejmy, w jego oczach pojawiał się irytujący błysk.
Malvina zupełnie nie potrafiła tego człowieka zrozumieć, ciągle ją zaskakiwał. I zapewne nie była w tych uczuciach odosobniona. Większość ludzi odniosłaby podobne wrażenie. Czyżby to robił rozmyślnie?
„Zapewne jest jednakowo zepsuty i nieodpowiedzialny – pomyślała wyjeżdżając z lasu -jak wówczas, kiedy uciekł z cudzą żoną!”
Coś jej jednak podpowiadało, że w rzeczywistości trudno by było doszukać się w głębi jego duszy zła czy niepoczciwości.
ROZDZIAŁ 2
Wyjechali z lasu i ruszyli przez płaskie łąki.
Nie minęło wiele czasu, a Malvina po raz pierwszy w życiu ujrzała na własne oczy klasztor Flore.
Jego uroda zaparła dziewczynie dech w piersiach.
Ogrom wiekowej siedziby zdumiał ją niebotycznie, choć przecież słyszała, że przez kolejne pokolenia zamek był znacznie rozbudowywany.
Magnamus Maulton, z wiadomych względów zainteresowany historią ziem sąsiada, opowiadał córce dzieje zamczyska. A były one bogate w wydarzenia i ciekawe.
Po rozgromieniu mnichów za panowania Henryka VIII, budynek zakonny został przekształcony w prywatną siedzibę. Następnie, kiedy na tron wstąpiła królowa Maria, zwrócono go benedyktynom. Potem siostra władczyni, Elżbieta, znów odebrała nieruchomość kościołowi. Mnisi, nękani prześladowaniami, musieli opuścić klasztor, a nowym właścicielem został pierwszy lord Flore, dworski dyplomata.
Ochrzcił siedzibę własnym nazwiskiem i od tamtej pory ród Flore zamieszkiwał w tym gnieździe po dziś dzień.
Wielka, lecz wdzięczna kształtem bryła klasztoru Flore, nie pozbawiona swoistej lekkości, pyszniła się w blasku słońca bogactwem minionych wieków.
Dopiero z bliska Malvina dostrzegła, że wiele okien w pokojach na piętrze ma potrzaskane szyby, a cegły wymagają fugowania zaprawą.
Piękne w kształcie schody, złożone zapewne z co najmniej pięćdziesięciu stopni, prowadzące do frontowych drzwi, porastał mech zagłuszany przez pospolite chwasty.
Lord Flore milcząc jechał przodem.
Przed zamczyskiem zsiadł i pomógł Malvinie zeskoczyć z grzbietu Lotnego Smoka. Solidnie zawiązał wodze na łęku i puścił oba konie wolno na zaniedbany, dawno nie strzyżony trawnik.
Ruszyli do frontowych drzwi.
– Jedyne pocieszenie w tym – odezwał się gospodarz – że mój ojciec był do majątku bardzo przywiązany i niczego nie sprzedał.
Pewnie gdybym spróbował coś spieniężyć, jego duch prześladowałby mnie po nocach.
– Z całą pewnością!
Weszli wprost do wielkiego hallu.
To tutaj mnisi jadali posiłki, tutaj raczyli swoją gościnnością każdego, kto jej potrzebował.
Przy długim refektarzowym stole, wybornie rzeźbionym przez niewątpliwego mistrza w tym trudnym fachu, mogło się bez trudu pomieścić trzydzieści lub nawet więcej osób. Otaczały go podobnie rzeźbione dębowe krzesła.
Pod ścianą ciągnął się średniowieczny kominek, czy może raczej palenisko, było bowiem takiej wielkości, że bez kłopotu można by w nim spalić w całości pień drzewa.
Rżnięte szyby w oknach pozostały, co prawda, nienaruszone, ale wymagały bardzo solidnego oczyszczenia. To samo można było powiedzieć o obrazach, które niemal kompletnie zasłaniały ściany.
– To jest wielki hall – rzekł niepotrzebnie lord Flore.
Poprowadził Malvinę dalej, otwierając przed nią drzwi do coraz to nowych pomieszczeń.
Wszystkie komnaty ozdobiono cennymi portretami przodków, powstałymi w ciągu długich wieków. Wszędzie także stały antyczne i zapewne bardzo cenne meble.
Ze szczególnym zainteresowaniem Malvina obejrzała jedną z szafek. Mebelek został skomponowany z kilku różnych rodzajów drewna, miał złocone nóżki i uchwyty. Na aukcji z pewnością przyniósłby niemałą sumę.
Lord Flore najwyraźniej czytał w myślach dziewczyny.
– Odpowiedź brzmi: nie!
– W tej sytuacji – oceniła Malvina – rzeczywiście będę musiała znaleźć panu bogatą kandydatkę na żonę.
– O co błagam pokornie.
– To nie powinno być trudne – szepnęła.
– Każda prawdziwa kobieta znajdzie ogromną przyjemność w doprowadzaniu tego ślicznego domu do właściwego stanu.
– Jeszcze za czasów mojego dziada – odezwał się lord Flore – dom i majątek przeżywały prawdziwy rozkwit. Dopiero w następnych pokoleniach zabrakło funduszy na odpowiednie utrzymanie.
Malvina uniosła brwi.
– Jak to się stało?
– Pewnie powinienem uderzyć się w piersi i przyznać, że szastałem pieniędzmi? Niezupełnie tak. W rzeczywistości nasz los odmieniła wojna. Zrujnowała mojego ojca podobnie jak wielu innych w całej Anglii. Niejeden majątek rodowy stracił w tym czasie źródła dochodów.
– Farmerom wiodło się nie najgorzej – zaoponowała Malvina, przekonana, że przyłapała gospodarza na karygodnej ignorancji.
– Zgoda – odparł lord Flore – ponieważ w czasie wojny rosła w cenę wytwarzana przez nich żywność. Po zakończeniu działań wojennych większość tych gospodarstw szybko zbankrutowała.
W tym samym czasie wszelkie fundusze inwestowane za granicą przepadły bezpowrotnie.
Malvina pomyślała o swoim ojcu.
– Nie było to regułą – powiedziała.
– Pani ojciec stanowił jeden z nielicznych wyjątków. Miał prawdziwy talent do interesów.
Na Dalekim Wschodzie, gdzie zrobił fortunę, odbierał za swoje niepowszednie zdolności nieomal boską cześć.
– Znał pan mojego ojca?
– Spotkałem go kilkakrotnie. Był dla mnie bardzo uprzejmy i zechciał mi pomóc.
– Tatuś zawsze był skory do pomagania ludziom – uśmiechnęła się Malvina. – A także chętnie przyjmował rewanż. Byłby uradowany, gdyby pan pomógł trenować jego konie.
– Nie mogła mi pani sprawić większej przyjemności niż tą propozycją – rzekł lord Flore. – A teraz pokażę pani jeszcze dwie komnaty i odprowadzę do domu.
– Potrafię wrócić sama – sprzeciwiła się Malvina.
– Wierzę, ale nie powinna pani tego robić.
Malvina załamała ręce.
– Bardzo proszę, niech pan nie zaczyna mi rozkazywać tylko dlatego, że zaproponowałam, byśmy zostali przyjaciółmi. Dosyć mam słuchania, co powinnam robić, a czego mi nie wolno! Chcę sama o sobie decydować.
Lord Flore skwitował jej wybuch krzywym uśmieszkiem.
– Teraz jest już chyba całkiem zrozumiałe, dlaczego nie mam najmniejszego zamiaru prosić o rękę panny Malviny Maulton? Dobrze by pani postąpiła przyjmując oświadczyny księcia.
Człowiek tak nierozgarnięty milcząco by się godził na pani… wybryki.
– Gdy tymczasem pan wiecznie miałby coś do powiedzenia! – dokończyła Malvina.
– Naturalnie! – przyznał lord Flore. – A po tygodniu, najdalej dwóch, zapewne chciałbym panią skłonić do zmiany postępowania!