Выбрать главу

– Chodzi mi o to, dlaczego niby nie miałby być studentem? Może nawet aktorem, kreatywnym typem, któremu całkiem się popieprzyło w głowie? Jedno morderstwo na tle seksualnym niewiele się różni od drugiego, niezależnie od tego, kto je popełnił, chyba że świrus zaczyna pić krew ofiary, albo smaży jej serce na patelni – na szczęście świr, z którym mamy do czynienia w tym wypadku, nie jest żadnym Lucasem. Moim zdaniem portrety psychologiczne morderców-zboczeńców niewiele się od siebie różnią przede wszystkim dlatego, że ludzie są tylko ludźmi. Niezależnie od tego, czy mówimy o lekarzu, prawniku, czy wodzu indiańskim. Ludzie myślą i działają bardzo podobnie, nawet jeżeli cofnęlibyśmy się do czasów jaskiniowców, kiedy to mężczyźni wlekli swe kobiety za włosy.

Wesley zapatrzył się gdzieś w przestrzeń; potem powoli zwrócił spojrzenie na Marino i spytał cicho:

– Do czego zmierzasz, Pete?

– Zaraz ci powiem, do czego! – Żyły na szyi nabrzmiały mu jak postronki. – Szlag mnie trafia, jak słucham tego pieprzenia, kto pasuje do portretu psychologicznego zabójcy, a kto nie! Mam tu natomiast faceta piszącego pracę na temat przemocy, seksu, kanibalizmu i pedałów! Na rękach miał to samo błyszczące świństwo, które znaleźliśmy na ciałach wszystkich ofiar, odciski jego palców są na skórze jego martwej żony oraz na nożu myśliwskim, schowanym w szufladzie komody… na rękojeści noża znajduje się ta sama błyszcząca substancja. Co weekend wraca do domu mniej więcej w czasie, gdy popełniane były wszystkie zabójstwa, ale nie. Na pewno nie! To nie on jest mordercą, tak? A dlaczego nie? Bo nie jest robolem! Za porządny z niego facet!

Wesley znowu wpatrywał się w ścianę; spojrzałam na rozłożone na stole kolorowe, powiększone zdjęcia kobiet, które nigdy, nawet w najgorszych koszmarach, nie przypuszczały, że może im się przydarzyć coś podobnego.

– Pozwólcie, że powiem wam jedno. – Marino był w swoim żywiole i nie zamierzał tak szybko kończyć. – Lalusiowaty Matt wcale nie jest taki niewinny, jakby się mogło zdawać. Kiedy byłem na górze w laboratorium serologicznym, zadzwoniłem do Vandera, żeby sprawdzić, czego udało mu się dowiedzieć. Odciski Petersena znajdowały się bazie danych, zanim je do ciebie przyniosłem, tak? A wiecie dlaczego? – Wpatrywał się we mnie nieprzyjaznym wzrokiem. – Zaraz wam powiem. Vander sprawdził to dla mnie; niewinny chłopiec Matt został sześć lat temu aresztowany w Nowym Orleanie; było to akurat tego lata, zanim poszedł na studia… zanim jeszcze poznał swoją panią doktor. Pewnie nawet o tym nie wiedziała.

– Niby o czym miała nie wiedzieć? – zapytał Wesley.

– Że jej kochaś-aktor był oskarżony o gwałt, ot co.

Przez długi czas żadne z nas nie odezwało się ani słowem.

Wesley powoli obracał w palcach swe wieczne pióro; tak mocno zacisnął szczęki, że na policzku drgał mu mały mięsień. Marino nie grał zgodnie z zasadami gry; nie dzielił się zdobytymi informacjami, lecz zaskakiwał nas nimi, jakbyśmy już byli w sądzie i stali po przeciwnych stronach barykady.

– Jeżeli Petersen faktycznie był oskarżony o gwałt – odezwałam się wreszcie – to albo został uznany za niewinnego, albo wycofano oskarżenie.

Marino znowu wlepił we mnie wzrok.

– A skąd możesz to wiedzieć, co? Nawet ja jeszcze nie zdążyłem sprawdzić.

– Uniwersytet, taki jak Harvard, sierżancie Marino, nie przyjmuje w swe progi skazańców.

– Jeżeli wiedzą o tym, że delikwent został skazany.

– Racja. – Nie mogłam się nie zgodzić. – Jeżeli o tym wiedzą, jednak trudno jest mi uwierzyć, że nie wiedzieliby, gdyby został skazany.

– Lepiej będzie, jeśli to sprawdzimy. – Tylko tyle miał Wesley do powiedzenia w tej sprawie.

W tej samej chwili Marino wstał i przeprosiwszy, wyszedł z pokoju; założyłam, że udał się do toalety.

Wesley zachowywał się tak, jakby w wybuchu Marino nie było nic dziwnego.

– Miałaś jakieś wieści z Nowego Jorku, Kay? – spytał tonem towarzyskiej pogawędki. – Są już jakieś wyniki badań laboratoryjnych?

– Testy DNA zajmują sporo czasu – odparłam; miałam kłopoty ze skupieniem się. – Próbki wysłaliśmy im dopiero po drugim morderstwie, lecz już wkrótce powinnam dostać wyniki. Niestety, w przypadku próbek z ostatnich dwóch spraw, czyli Cecile Tyler i Lori Petersen, myślę, że wyniki będą dopiero za jakiś miesiąc.

Wesley cały czas zachowywał się tak, jakby się nic nie stało.

– Wiemy przynajmniej to, że we wszystkich czterech przypadkach zabójca był nonsekreterem.

– Taak. To już coś.

– Naprawdę nie mam żadnych wątpliwości, że to wszystko robota jednego faceta.

– Ja również – odrzekłam i przez długą chwilę żadne z nas się nie odzywało.

Siedzieliśmy lekko spięci, czekając na powrót Marino; jego pełne złości słowa nadal dźwięczały mi w uszach. Pociłam się coraz bardziej i czułam, że serce bije mi szybciej niż zwykle.

Chyba Wesley musiał się jakoś domyślić po mojej minie, że nie chciałam mieć już nic więcej do czynienia z Marino i że relegowałam go do obszaru umysłu zarezerwowanego dla ludzi nieprzyjemnych, niemożliwych do zniesienia i stanowiących profesjonalne zagrożenie.

– Musisz go zrozumieć, Kay – odezwał się cicho.

– Nieprawda, wcale nie muszę.

– Jest dobrym detektywem; naprawdę świetnym.

Nie skomentowałam, znowu więc siedzieliśmy w milczeniu.

Zaczęłam się gotować ze złości; choć wiedziałam, że to błąd, nie potrafiłam już powstrzymać słów cisnących mi się na usta.

– Do diabła, Benton! Te kobiety zasługują na to, byśmy uczynili, co w naszej mocy, żeby złapać ich oprawcę. Jeżeli schrzanimy sprawę, ktoś może znowu zginąć! Nie chcę, by Marino ją spieprzył tylko dlatego, że ma jakieś uprzedzenia!

– Nie spieprzy.

– Już zdąża w tym kierunku. – Zniżyłam głos. – Już zarzucił stryczek na szyję Matta Petersena, a to oznacza, że nie szuka nikogo innego.

Dzięki Bogu Marino wcale nie spieszył się z powrotem.

Wesleyowi znowu zadrgał mięsień w szczęce; nie patrzył mi w oczy.

– Ja także wcale nie zwolniłem jeszcze Petersena z podejrzeń. Nie mogę sobie na to pozwolić. Wiem, że zamordowanie żony nie pasuje do trzech poprzednich zabójstw… ale to dość dziwny człowiek. Przypominasz sobie Gacy’ego? Nie mamy pojęcia, ilu ludzi tak naprawdę zamordował. Liczymy, że trzydzieści trzy osoby, ale możliwe, że setki. Wszystko to były obce mu dzieciaki. Nikt znajomy. A potem zarżnął swą matkę, porąbał jej ciało i wepchnął do zsypu…

Nie wierzyłam własnym uszom. Popisywał się przede mną, jakbym była agentem-nowicjuszem, a on starym wygą. Terkotał jak najęty, niczym spocony szesnastolatek na pierwszej randce.

– Chapman miał w kieszeni „Buszującego w zbożu”, gdy załatwił Johna Lennona; Reagan – Brady oberwali od szaleńców ogarniętych obsesją na punkcie aktorek. Tu chodzi o przewidywalne związki. Czasem udaje się nam ich domyślić, a czasem nie.

A potem zaczął mi cytować statystyki. Dwanaście lat temu procent rozwiązanych spraw dochodzeniu o morderstwo oscylował między dziewięćdziesiąt pięć a dziewięćdziesiąt sześć. Teraz było to mniej więcej siedemdziesiąt cztery procent i widać było tendencję spadkową. Wzrastała liczba morderstw osób nieznajomych w stosunku do zabójstw popełnianych w afekcie i tak dalej, i tak dalej… Ledwie słyszałam jego słowa.

– …prawdę mówiąc, Kay, Matt Petersen poważnie mnie niepokoi. – Urwał. Teraz przysłuchiwałam mu się z uwagą. – To artysta; psychopaci są Rembrandtami wśród morderców. Jest aktorem, lecz nie wiemy, jakie role odgrywa w swych fantazjach. Nie mamy pojęcia, czy przypadkiem nie wprowadza ich w czyn. Nie wiemy, czy nie jest przypadkiem diabolicznie przebiegły. Możliwe, że zabójstwo żony było dla niego czynem czysto utylitarnym.