Выбрать главу

Była to jedyna rzecz, która mi przychodziła do głowy.

– Czy możliwe, że to mydło, którym na dole umyłam ręce?

– Wątpię – odrzekł Vander bez zastanowienia. – Zwłaszcza jeżeli dokładnie je spłukałaś. Gdyby zwyczajne mydło reagowało na laser nawet po spłukaniu, znajdowalibyśmy je na każdym ciele i przedmiocie, którego byśmy dotknęli. Jestem pewien, że to świństwo pochodzi od czegoś granulowanego, od jakiegoś rodzaju proszku. Mydło dezynfekujące, to jakiego używasz na dole jest w płynie, nieprawdaż?

Prawda, ale nie tego użyłam. Zbyt się spieszyłam, by iść do szatni na tyłach i umyć ręce różowym dezynfekującym mydłem w płynie. Podeszłam do zlewu znajdującego się najbliżej mnie, tego w sali autopsyjnej, przy którym wisiał pojemnik z szarym mydłem w proszku, które znajdowało się w toaletach całego budynku. To mydło było tanie i nasz wydział zamawiał je tonami. Nie miałam pojęcia, co w nim było; było bezzapachowe, nie pieniło się ani nie rozpuszczało w wodzie. Mycie się nim przypominało szorowanie się mokrym piaskiem.

W korytarzu na tym samym piętrze znajdowała się damska toaleta; wyszłam na moment i wróciłam z całą garścią szarego proszku. Wyłączyliśmy światło i Vander podświetlił moją dłoń laserem.

Mydło rozświeciło się szalonym, neonowym blaskiem.

– A niech mnie szlag…

Vander był strasznie podniecony, lecz go nie rozumiałam. Desperacko chciałam dowiedzieć się, skąd pochodziła błyszcząca substancja, którą znajdowaliśmy na ciałach ofiar Dusiciela, lecz nigdy, w najdzikszych fantazjach, nie domyślałam się, że możemy ją znaleźć w każdej łazience w moim budynku.

Nadal nie byłam przekonana. Czy substancja na folderze pochodziła naprawdę z moich rąk? A jeżeli nie?

Sprawdziliśmy.

W laboratoriach strzelniczych rutynowo dokonuje się setek prób strzelniczych, by ustalić dystans i trajektorię lotu pocisku. Wraz z Vanderem przeprowadziliśmy serię próbnych myć, aby ustalić, jak dokładnie można opłukać i wysuszyć ręce, by nic ze świecącej substancji na nich nie zostało odnalezione pod laserem.

Neils energicznie umył ręce szarym proszkiem, opłukał je i wytarł w papierowy ręcznik. Laser podświetlił dosłownie kilka gwiazdek i to wszystko. Usiłowałam odtworzyć sposób, w jaki umyłam ręce na dole – rezultatem było mnóstwo świecących gwiazdek na nich oraz na wszystkim, czego się dotknęłam; przenosiłam je na blat stołu, rękaw fartucha Vandera, książki. Im więcej przedmiotów dotknęłam, tym mniej substancji zostawało mi na dłoniach.

Wróciłam do toalety i przyniosłam cały styropianowy kubek po kawie proszku. Myliśmy i szorowaliśmy, tarliśmy i płukaliśmy. Zapalaliśmy i gasiliśmy światło, włączaliśmy laser i wyłączaliśmy, aż wreszcie wszędzie dokoła zlewu widniały błyszczące gwiazdki.

Jedno było interesujące – im więcej razy myliśmy i wycieraliśmy dłonie, tym więcej gwiazdek się na nich gromadziło; dostawały się pod paznokcie, przyczepiały do nadgarstków i mankietów rękawów; przyklejały się do naszych ubrań, włosów, twarzy i szyj – zostawały na każdej powierzchni, której dotknęliśmy. Po jakichś czterdziestu pięciu minutach eksperymentalnego mycia w świetle lamp wyglądaliśmy z Vanderem zupełnie normalnie, lecz pod laserem mieniliśmy się niczym bożonarodzeniowe choinki.

– Cholera – wykrzyknął Vander w ciemnościach; nigdy wcześniej nie słyszałam, by klął. – Popatrz tylko na to draństwo! Ten potwór musi mieć świra na punkcie czystości. Żeby zostawiać tego po sobie tak dużo, musi myć ręce ze dwadzieścia razy dziennie.

– Taak, jeżeli to mydło jest faktycznie odpowiedzią na nasze pytania – przypomniałam mu spokojnie.

– Tak, tak, oczywiście.

Modliłam się w duchu, by naukowcy z laboratorium piętro wyżej raz jeszcze użyli swych magicznych sztuczek. Jednak ani oni, ani nikt inny nie są w stanie ustalić, jak folder PERK-u znalazł się na dnie lodówki.

Znowu usłyszałam niepokojący głosik na dnie umysłu.

Po prostu nie potrafisz przyznać się do błędu, powiedziałam sobie. Po prostu nie potrafisz pogodzić się z prawdą. Źle oznaczyłaś próbki PERK-u, a substancja na folderze pochodzi z twoich rąk.

Ale jeżeli nie? Jeżeli zdarzyło coś zupełnie innego? Jeżeli ktoś rozmyślnie podłożył PERK do lodówki i migotliwa substancja pochodziła z jego rąk, a nie moich? Była to dziwna myśl; chyba już oszalałam i paranoidalna wyobraźnia podsuwa mi niestworzone rzeczy.

Jak na razie podobna substancja została znaleziona na ciałach wszystkich czterech zamordowanych kobiet.

Wiedziałam, że foldera na pewno dotykał Wingo, Betty, Vander i ja. Innymi osobami, które mogły mieć go w rękach, byli Tanner, Amburgey i Bill.

Przed oczyma zobaczyłam jego twarz. Przypomniałam sobie nasze poniedziałkowe spotkanie i poczułam chłód; Bill był tak niedostępny podczas rozmowy z Tannerem i Amburgeyem. Nie potrafił spojrzeć mi w oczy ani wtedy, ani gdy we trzech siedzieli w moim pokoju konferencyjnym, przeglądając akta spraw.

Zobaczyłam teczki spadające z jego kolan na podłogę i rozsypujące się pod stołem. Tanner bardzo szybko zaoferował się je podnieść… jego pomoc była automatyczna; ale to Bill w końcu podniósł papiery, między którymi znajdowały się nie wykorzystane etykietki. Kiedy wraz z Tannerem porządkowali akta, jakże łatwo byłoby któremuś z nich zabrać je i niepostrzeżenie wsunąć do kieszeni…

Później Tanner wyszedł wraz z Amburgeyem, ale Bill został ze mną. Przez jakieś dziesięć, piętnaście minut rozmawialiśmy w biurze Margaret; był czuły i obiecywał, że kilka drinków i wspólnie spędzony wieczór ukoją moje nerwy.

Wyszedł na długo przede mną; wracał sam, przez nikogo nie obserwowany…

Wyrzuciłam te obrazy z umysłu; to było oburzające. Traciłam panowanie nad sobą. Bill nigdy nie zrobiłby mi czegoś podobnego. Nie miałby w tym żadnego celu. Zupełnie nie rozumiałam, co mogłoby mu przyjść z sabotowania mojej pracy? Źle przyklejone etykietki na dowodach rzeczowych mogły rozłożyć w sądzie sprawę, w której on ewentualnie byłby oskarżycielem. W ten sposób popełniłby profesjonalne samobójstwo.

Chcesz kogoś obwinić za własne błędy, bo nie potrafisz się do nich przyznać!

Te sprawy Dusiciela są najdziwniejszymi, z jakimi spotkałam się w całej karierze; panikowałam, bo zbytnio się w nie zaangażowałam. Może popełniłam błąd? Może przestałam myśleć racjonalnie i poddałam się fantazjom?

– Musimy ustalić skład tego draństwa – odezwał się Vander.

Jak ostrożni klienci, musieliśmy znaleźć pudełko po mydle i uważnie przeczytać skład.

– Sprawdzę w damskiej toalecie – zaproponowałam.

– A ja w męskiej.

Cóż to było za poszukiwanie!

Po sprawdzeniu nieomal wszystkich w budynku poszłam po rozum do głowy i odszukałam Wingo. Jednym z jego obowiązków było wypełnianie pojemników na mydło w całej kostnicy. Skierował mnie do małego pokoiku na pierwszym piętrze, kilkanaście jardów od mego gabinetu; tam, na górnej półce, obok sterty szmat do podłogi, stało ogromne pudło szarego mydła o nazwie borawash.

Głównym jego składnikiem był borax.

Szybko sprawdziłam w podręczniku chemicznym, dlaczego to świństwo rozświetla się niczym fajerwerki na święto Czwartego Lipca. Boraks jest związkiem boru, krystaliczną substancją, która w wysokich temperaturach przewodzi prąd niczym metal. W przemyśle używana jest do wytwarzania ceramiki, produkcji szkła, proszków do mycia i środków dezynfekujących, a także paliwa rakietowego.

Jak na ironię, największe złoża boraksu znajdują się w Dolinie Śmierci.

Nadszedł piątkowy wieczór i Marino nie zadzwonił.

O godzinie siódmej następnego ranka zaparkowałam samochód na tyłach budynku kostnicy, weszłam do środka i z niepokojem sprawdziłam poranne wpisy do rejestru.