– Jak długo siostra mieszkała z panią?
– Od zeszłego roku; odkąd wraz z mężem podjęli decyzję o separacji. Henna chciała zmiany… mówiła, że musi przemyśleć kilka spraw. Zaproponowałam, żeby zamieszkała ze mną, dopóki się nie zdecyduje, co chce robić. To było zeszłej jesieni, pod koniec sierpnia. Wprowadziła się do mnie pod koniec sierpnia i podjęła pracę na uniwersytecie.
– Kiedy widziała ją pani po raz ostatni?
– W piątek po południu. – Głos ugrzązł jej w gardle. – Odwiozła mnie na stację. – W oczach Abby pojawiły się łzy.
Marino wyciągnął z kieszeni pomiętą chusteczkę i podał jej.
– Czy wie pani, jakie miała plany na weekend?
– Chciała popracować. Powiedziała, że będzie siedzieć w domu… chciała przygotować się do poniedziałkowych zajęć. O ile wiem, nie miała żadnych innych planów. Henna nie była zbyt rozrywkowa… Miała kilkoro dobrych znajomych, innych profesorów. Mówiła, że cały weekend będzie siedzieć nad przygotowaniem zajęć, a tylko w sobotę wyskoczy na chwilę po zakupy. To wszystko.
– A czy wie pani, do którego sklepu zamierzała pójść na zakupy?
– Nie mam pojęcia. Przecież to nie ma znaczenia… Wiem, że nigdzie nie poszła. Jeden z policjantów kazał mi przed kilkoma minutami sprawdzić kuchnię… nie zrobiła żadnych zakupów. W lodówce jest tak pusto jak w piątek. To musiało się zdarzyć w nocy z piątku na sobotę, jak wszystkie inne. Cały weekend siedziałam w Nowym Jorku, a ona leżała w takim stanie…
Przez długą chwilę nikt nic nie mówił. Marino rozglądał się po salonie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Drżącymi rękami Abby zapaliła następnego papierosa i odwróciła się do mnie.
Wiedziałam, co zamierza powiedzieć, zanim jeszcze otworzyła usta.
– To tak jak pozostałe? Prawda? Wiem, że już ją pani oglądała. – Zawahała się, usiłując odzyskać panowanie nad sobą. Miałam wrażenie, że za chwilę się załamie i rozpłacze, lecz zaskoczyła mnie, pytając spokojnie: – Co on jej zrobił?
– Nic nie mogę powiedzieć, dopóki nie obejrzę wszystkiego w odpowiednim świetle – odparłam.
– Na miłość boską, to moja siostra! – zawołała. – Chcę wiedzieć, co to zwierzę zrobiło! Och, Boże! Czy bardzo cierpiała? Proszę, niech pani powie, że nie cierpiała…
Pozwoliliśmy jej płakać. Straszny szloch wstrząsał ciałem Abby; ból, który przeżywała, był zbyt wielki, by jakikolwiek człowiek mógł teraz pomóc. Siedzieliśmy więc naprzeciw niej; Marino przyglądał się jej nieruchomymi oczyma.
W tego typu sytuacjach czułam do siebie niechęć; byłam tylko profesjonalistą, zimnym i cynicznym, nieporuszonym bólem drugiego człowieka. Niby co miałam jej powiedzieć? Oczywiście, że cierpiała! Kiedy zobaczyła go w swoim pokoju, gdy zrozumiała, co się zaraz stanie, musiała odczuwać przerażenie wzmocnione jeszcze przez wszystko, co wyczytała w gazetach, z chłodnych, pełnych szczegółów artykułów napisanych przez siostrę. No i jeszcze ból, fizyczny, okrutny ból…
– Dobrze, oczywiście, że nic podobnego mi nie powiecie. – Abby zaczęła mówić krótkimi, urywany zdaniami. – Wiem, jak to jest. Nic mi nie powiecie, choć to moja siostra. Wiem, że zawsze trzymacie wszystko dla siebie… I po co? Jak wiele kobiet ten sukinsyn musi zamordować? Sześć? Dziesięć? Pięćdziesiąt? Może dopiero wtedy gliniarze ruszą dupy!
Marino nadal patrzył na nią bez wyrazu.
– Proszę nie winić policji, panno Turnbull – rzekł. – Jesteśmy po pani stronie i tylko usiłujemy pomóc…
– Tak! Pewnie! – przerwała mu ze złością. – Wy i wasza pomoc! Tak jak strasznie pomogliście mi w zeszłym tygodniu, co?! Gdzie wtedy byliście, do ciężkiej cholery?!
– W zeszłym tygodniu? O czym pani mówi?
– Mówię o tym draniu, który mnie śledził… jechał za mną całą drogę z redakcji gazety do domu – wykrzyknęła. – Siedział mi na ogonie i skręcał zawsze tam, gdzie ja skręcałam. Żeby się go pozbyć, zatrzymałam się nawet przy sklepie. Gdy wyszłam z niego dwadzieścia minut później, facet czekał na mnie, jakby nigdy nic! W tym samym samochodzie! Jak najszybciej wróciłam do domu i zadzwoniłam na policję. I co oni zrobili? Nic! Jacyś gliniarze przyjechali pod dom dwie godziny później, by upewnić się, że wszystko jest w porządku! Dokładnie opisałam im samochód i podałam nawet numery rejestracyjne. Czy sprawdzili to? A skąd! Nawet się do mnie nie odezwali! Moim zdaniem to ta świnia, co mnie śledziła, winna jest tych wszystkich zbrodni! Moja siostra nie żyje. Została zamordowana, bo jakiemuś przeklętemu gliniarzowi nie chciało się ruszyć dupy zza biurka!
Marino przyglądał się jej z nagłym zainteresowaniem.
– Kiedy to dokładnie było?
Zawahała się.
– We wtorek. Tak mi się zdaje. W zeszły wtorek. Późnym wieczorem, o dziesiątej, może wpół do jedenastej. Pracowałam do późna, kończyłam artykuł…
Marino spojrzał na nią trochę zdziwiony.
– Hm, proszę mnie poprawić, jeżeli nie mam racji, ale wydawało mi się, że we wtorek pracowała pani na pieskiej zmianie, od szóstej do drugiej nad ranem, tak?
– W tamten wtorek jeden z kolegów mnie zastępował. Musiałam przyjść wcześniej, w ciągu dnia, by dokończyć coś, co wydawca chciał puścić nazajutrz…
– Taak, rozumiem – odparł Marino. – Okay, więc jeżeli chodzi o ten samochód. Kiedy zaczął za panią jechać?
– Trudno powiedzieć. Zauważyłam go dopiero parę minut po tym, jak wyjechałam z parkingu przed redakcją. Mógł gdzieś na mnie czekać. Może zobaczył mnie na ulicy, nie wiem. Siedział mi na tylnym zderzaku… miał włączone długie światła. Zwolniłam, mając nadzieję, że mnie wyprzedzi, ale on także zwolnił. Gdy przyspieszyłam, on zrobił to samo. Nie mogłam go zgubić. Postanowiłam pojechać do sklepu, bo nie chciałam, by jechał za mną do domu… ale nie pomogło. Zaczekał na mnie na parkingu albo na ulicy obok i znowu wsiadł mi na zderzak.
– Jest pani pewna, że to był ten sam samochód?
– Nowy czarny cougar, jestem tego na sto procent pewna. Skoro gliniarze nie chcieli mi pomóc, skontaktowałam się ze znajomym w drogówce, który sprawdził dla mnie numery rejestracyjne; to samochód z wypożyczalni. Mam gdzieś zapisany adres i numery rejestracyjne, jeżeli jest pan zainteresowany.
– Pewnie, że jestem – odparł Marino.
Abby pogrzebała w plecaku i wyjęła z niego złożoną na pół kartkę papieru; gdy mu ją podawała, zauważyłam, że drżą jej ręce.
Zerknąwszy na nią, Marino schował karteczkę do kieszeni i spytał:
– Co było dalej? Ten samochód pojechał za panią aż pod dom?
– Nie miałam innego wyjścia; przecież nie mogłam jeździć po mieście całą noc. Nic nie mogłam na to poradzić! Zobaczył, gdzie mieszkam. Gdy tylko weszłam do domu, złapałam za telefon… On chyba nie zatrzymał się na ulicy, lecz pojechał dalej… Nie widziałam, by zaparkował przed domem.
– Czy kiedykolwiek wcześniej widziała pani ten samochód?
– Nie wiem. Widywałam już wcześniej czarne cougary, ale nie mogę powiedzieć, czy widziałam akurat ten.
– Przyjrzała się pani kierowcy?
– Było zbyt ciemno, no i jechał cały czas za mną; z całą pewnością mogę jedynie powiedzieć, że w tamtym wozie siedziała jedna osoba. Kierowca.
– Jest pani pewna, że to był mężczyzna?
– Widziałam tylko dużą postać z krótko obciętymi włosami, okay? Oczywiście, że to był mężczyzna! Coś okropnego, siedział tam i wpatrywał się we mnie. Jechał tuż za mną! Powiedziałam o tym Hennie… opowiedziałam jej wszystko ze szczegółami. Mówiłam, żeby uważała, a jeżeli kiedykolwiek zobaczy koło domu czarnego cougara, niech natychmiast dzwoni na policję. Wiedziała, co się dzieje w mieście! O tych morderstwach. Rozmawiałyśmy o tym… Dobry Boże! Nie mogę w to uwierzyć! Przecież ona wiedziała! Mówiłam jej, żeby nie zostawiała pootwieranych okien! Mówiłam, żeby uważała!