Skąd wiedziała o źle przyklejonej etykietce na dodatkowym folderze PERK-u? Przecież Betty by jej o tym nie powiedziała. Ale Betty skończyła testy serologiczne, a kopie – kopie wszystkich przeprowadzanych testów w moich laboratoriach – miały być przesyłane do Amburgeya. Czy to on jej o tym powiedział? Czy ktoś z jego biura ma za długi język? Czy Amburgey powiedział Tannerowi? Albo może Billowi?
– Kto ci o tym wszystkim powiedział?
– W moim zawodzie człowiek ma wiele kontaktów. – Głos jej drżał.
Patrzyłam na jej twarz ściągniętą w wyrazie bólu i szoku.
– Abby – odpowiedziałam bardzo łagodnie. – Wiem, że masz wiele kontaktów i słyszysz wiele informacji. Jestem też pewna, że nie wszystko, co słyszysz, jest prawdą. A nawet jeżeli w plotkach jest ziarenko prawdy, to ludzie często opacznie je interpretują… Zapytaj sama siebie, dlaczego ktoś udzielił ci takich informacji? Jaki miał w tym motyw?
Zawahała się.
– Ja tylko chcę wiedzieć, czy to prawda? Czy to wszystko wina twojego biura. – Nie miałam pojęcia, co na to odpowiedzieć. – Tak czy inaczej dowiem się prawdy… Już teraz mogę ci powiedzieć, że lepiej zrobisz, doceniając mnie. Gliny dały dupy, zawaliły sprawę. Nie sądź, że o tym nie wiem. Zawaliły sprawę w moim przypadku, gdy nie zareagowały, kiedy ten drań mnie śledził. Zawaliły także sprawę w przypadku Lori Petersen… kiedy zadzwoniła pod 911 i przez ponad godzinę nikt nie przyjechał sprawdzić, co się dzieje. Palanty zjawiły się na miejscu, gdy ona od dawna nie żyła!
Na mojej twarzy musiało odbić się zdumienie; Abby kontynuowała, a w jej oczach błyszczały już nie tylko łzy, ale i wściekłość.
– Kiedy ludzie się o tym dowiedzą, szef policji pożałuje, że się kiedykolwiek narodził. Zapłaci mi za to! Wszyscy zapłacą! A chcesz wiedzieć dlaczego? – Patrzyłam na nią tępo. – Bo nikogo, kto się liczy w tym mieście, nic to nie obchodzi. W dupie mają to, że ktoś gwałci i morduje kobiety! Te same dranie, które prowadzą śledztwo w tych sprawach, wyjeżdżają na weekendy poza miasto i oglądają brutalne filmy pornograficzne, na których kobiety są gwałcone, bite i upokarzane. Ich to podnieca! Lubią na to patrzyć. Lubią fantazjować… Założę się, że onanizują się, patrząc na zdjęcia miejsc zbrodni. Przeklęci gliniarze! Oni się z tego śmieją, opowiadają dowcipy! Nieraz słyszałam, jak się śmieją na miejscu zbrodni! Jak dowcipkują na ostrym dyżurze!
– Ależ oni nie mówią tego poważnie. – Zaschło mi w ustach. – To tylko jeden ze sposobów radzenia sobie z napięciem…
Na schodach rozległy się ciężkie kroki Marino.
Spoglądając z przerażeniem w stronę drzwi, Abby pospiesznie wygrzebała z plecaka wizytówkę i naskrobała na niej jakiś numer.
– Proszę, jeżeli będziesz miała mi coś do powiedzenia, kiedy… kiedy już tu skończymy, zadzwoń do mnie, dobrze? – Podała mi wizytówkę i odetchnęłam z ulgą, gdy już ją schowałam do kieszeni. – Zapisałam mój numer pagera… nie wiem jeszcze, gdzie się zatrzymam. Na pewno nie w tym domu. Przez jakiś czas nie będę tu mieszkać. Może już nigdy…
Do salonu wszedł Marino; Abby popatrzyła na niego ze złością.
– Wiem, o co mnie teraz zapytacie – warknęła, gdy zamknął za sobą drzwi. – I odpowiedź brzmi: nie. W życiu Henny nie było żadnego mężczyzny; nikogo z Richmond. Nie spotykała się z nikim ani z nikim nie sypiała.
Bez słowa wcisnął nową kasetkę do dyktafonu i wcisnął przycisk „nagrywanie”. Popatrzył na nią spod oka.
– A co z panią, panno Turnbull?
Oddech ugrzązł jej w gardle.
– Jestem związana… mam kogoś… spotykam się z kimś w Nowym Jorku – odparła wreszcie, zacinając się. – Nikogo w Richmond. Tylko znajomi z pracy.
– Rozumiem. A jaka jest pani definicja „znajomego z pracy”?
– Nie rozumiem? – W jej oczach pojawił się strach.
Marino zamyślił się na chwilę, po czym odparł spokojnie:
– Zastanawiam się, czy zdaje pani sobie sprawę z tego, że ten, kto panią śledził w zeszły wtorek, w rzeczy samej ma na panią oko już od kilku tygodni. Ten facet w czarnym cougarze jest policjantem. Pracuje jako detektyw w obyczajówce.
Abby wpatrywała się w niego z niedowierzaniem.
– Widzi pani – ciągnął lakonicznie Marino, – to dlatego nikt się nie przejął pani skargą, gdy zadzwoniła pani na policję, panno Turnbull. Z drugiej strony, gdybym ja się wtedy o tym dowiedział, z całą pewnością bym się przejął… bo facet wyznaczony do takiej roboty powinien być lepszy. Jeżeli panią śledził, to nie powinna była się pani o tym dowiedzieć. Chodzi mi o to, że w ogóle nie powinna była pani go zauważyć.
Marino mówił coraz zimniejszym głosem; w jego słowach czuć było jad.
– Ale ten konkretny gliniarz niespecjalnie panią lubi. Kiedy kilka minut temu zszedłem do samochodu po kasetę, wywołałem go przez radio i spytałem, o co mu wtedy, u diabła, chodziło. Przyznał, że celowo panią nękał. Mówi, że stracił panowanie nad sobą tego wieczora, gdy panią śledził.
– O co w tym wszystkim chodzi? – zawołała Abby z przerażeniem. – Nęka mnie, bo jestem dziennikarką?
– No, cóż… to trochę bardziej osobista sprawa, panno Turnbull. – Marino zapalił papierosa. – Może przypomina pani sobie taki duży artykuł, jaki napisała pani kilka lat temu o gliniarzu z obyczajówki, który zbierał haracze od handlarzy narkotykami i sam zaczął ćpać? Na pewno pani pamięta. Skończyło się to tak, że włożył służbowy rewolwer do ust i pociągnął za spust. Z pewnością pani to pamięta… No cóż, tamten gliniarz z obyczajówki był partnerem tego, który panią śledził. Wydawało mi się, że osobiste zaangażowanie w sprawę pomoże mu w pracy, lecz nieco przesadził…
– Pan?! – zawołała z niedowierzaniem. – To pan mu kazał mnie śledzić? Ależ dlaczego?
– Zaraz wszystko pani wyjaśnię. Skoro mój przyjaciel zrobił z siebie głupca i spaprał całą sprawę, równie dobrze mogę wyłożyć karty na stół. I tak, prędzej czy później, dowiedziałaby się pani, że to glina. Powiem wszystko przy doktorku, bo cała sprawa i jej dotyczy.
Abby spojrzała na mnie z przerażeniem, a Marino niespiesznie strzepnął popiół z papierosa. Zaciągnął się głęboko i kontynuował:
– Tak się składa, że biuro koronera okręgowego dostaje ostatnio ostro po dupie, gdyż po mieście krążą plotki, że to właśnie stamtąd przeciekają informacje do prasy, czy bezpośrednio do pani, panno Turnbull. Ktoś włamał się do bazy danych doktor Scarpetty, a Amburgey nie daje jej przez to żyć, sprawia mnóstwo kłopotów i oskarża ją o różne bzdury. Ja mam na ten temat inne zdanie. Uważam, że przecieki nie mają nic wspólnego z włamaniem do komputera; wydaje mi się, że ktoś włamał się do niego, by wyglądało na to, że to stamtąd pochodzą informacje wypisywane w gazetach. Jednak tak naprawdę dostarczył ich pani Bill Boltz.
– Toż to szaleństwo!
Marino palił spokojnie papierosa, ze wzrokiem wbitym w reporterkę; najwyraźniej jej zmieszanie bardzo go bawiło.
– Absolutnie nie miałam nic wspólnego z żadnym włamaniem do komputera! – wybuchnęła wreszcie Abby. – Nawet gdybym wiedziała, jak się do tego zabrać, nigdy bym tego nie zrobiła! Nie mogę uwierzyć w podobne oskarżenia! Moja siostra nie żyje… – W jej oczach znowu pojawiły się łzy. – Jezu Chryste… Boże drogi! Co to ma wszystko wspólnego z Henną?
– W chwili obecnej nie mam zielonego pojęcia, kto i z czym ma coś wspólnego – odrzekł Marino lodowato. – Wiem tylko, że część z informacji, jakie pani wypisuje na łamach gazet, nie powinna trafić do publicznego obiegu. Ktoś wewnątrz, kto je zna, szepcze je pani do ucha i rozpieprza dochodzenie od środka! Zastanawiam się, po co ktoś miałby to robić, chyba że ma coś do ukrycia lub zyskania.