Выбрать главу

– I to właśnie powiedziałeś Amburgeyowi? – zapytałam.

– Wtedy nie miałem jeszcze tak dokładnie sformułowanej opinii. Przekonało mnie dopiero morderstwo Henny Yarborough.

– Z powodu Abby Turnbull.

– Tak.

– Jeżeli to ona miała paść ofiarą Dusiciela – ciągnęłam – byłby to szok dla miasta. Cóż bardziej wstrząsnęłoby opinią publiczną niż śmierć znanej reporterki z rąk mordercy, o którym pisała.

– Jeśli ją chciał tym razem zamordować, wydaje mi się to dość osobistym wyborem. Wydawać by się mogło, że pierwsze cztery były bezosobowe; zabijał zupełnie obce sobie kobiety. Zobaczył je gdzieś, ruszył za nimi i gdy nadarzyła się okazja, uderzył.

– Wyniki testów DNA wykażą, czy wszystkich zbrodni dokonał ten sam mężczyzna – powiedziałam, uprzedzając to, co, jak założyłam, chodziło mu po głowie. – Ale ja jestem pewna. Ani przez chwilę nie wierzyłam, że Hennę zamordował ktoś inny. Ktoś, kto tak naprawdę chciał pozbyć się jej siostry.

– Abby Turnbull jest powszechnie znana w mieście – odrzekł Fortosis. – Z jednej strony, zadałem sobie pytanie, czy gdyby to ona była zamierzoną ofiarą, to czy popełnienie błędu i zamordowanie jej siostry przez pomyłkę pasowałoby do schematu działania mordercy? Z drugiej strony, czy jeśli od początku chciał zabić Hennę Yarborough, to fakt, że jest siostrą Abby Turnbull, to tylko zbieg okoliczności czy coś więcej? – Widziałam już dziwniejsze rzeczy na tym świecie.

– Oczywiście. Nie ma nic pewnego. Możemy się nad tym zastanawiać przez całe życie i nigdy nie mieć pewności. Dlaczego jest tak, a nie inaczej? Na przykład, jakie motywy kierują zabójcą. Czy miał dominującą matkę? A może był przez nią wykorzystywany emocjonalnie lub seksualnie? Tak można ciągnąć w nieskończoność. Czy on odpłaca społeczeństwu za swe krzywdy? Mści się na całym świecie? Okazuje pogardę kobietom? Im dłużej żyję na tym świecie, tym bardziej jestem przekonany co do jednej rzeczy, o której psychiatrzy zazwyczaj nie chcą słyszeć: ci dranie zabijają, bo to lubią.

– Doszłam do takiego wniosku już bardzo dawno temu – odparłam ze złością.

– Uważam, że morderca z Richmond doskonale się bawi – kontynuował Fortosis spokojnie. – Jest bardzo ostrożny, bardzo przebiegły. Nie popełnia błędów. Nie mamy tu do czynienia z jakimś psychicznie upośledzonym idiotą, który ma uszkodzony płat skroniowy mózgu. Ten facet z całą pewnością nie jest także psychotykiem. To psychopatyczny seksualny sadysta, którego iloraz inteligencji wynosi pewnie znacznie powyżej przeciętnej i który zapewne doskonale funkcjonuje w społeczeństwie. Uważam, że jest zatrudniony gdzieś w Richmond na intratnym stanowisku. Wcale by mnie nie zaskoczyło, gdyby miał pracę lub hobby, dzięki którym może mieć stały kontakt z rannymi albo przestraszonymi ludźmi… Takimi, których łatwo jest mu kontrolować.

– Jakiego rodzaju zajęcie masz na myśli? – spytałam niespokojnie.

– Właściwie to może być wszystko. Założę się, że facet jest na tyle przebiegły, by robić w życiu wszystko, co mu się żywnie podoba.

– Może być lekarzem, prawnikiem albo wodzem indiańskim – zacytowałam słowa Marino. – Zmieniłeś zdanie na jego temat – przypomniałam Fortosisowi. – Wcześniej zakładałeś, że może mieć przeszłość kryminalną albo historię choroby psychicznej. Lub też jedno i drugie. Mówiłeś, że jest prawdopodobne, by niedawno wyszedł z więzienia albo zakładu zamkniętego dla umysłowo chorych…

Spiro przerwał mi.

– W świetle tych ostatnich dwóch zabójstw, a zwłaszcza jeżeli ostatnią ofiarą miała być Abby Turnbull, zmieniłem zdanie. Psychotycy rzadko tak dobrze orientują się w otaczającej ich rzeczywistości, by długo wymykać się policji. Uważam, że morderca z Richmond jest doświadczony; prawdopodobnie zabijał kobiety już wcześniej, w innym mieście, i uciekał wymiarowi sprawiedliwości równie skutecznie jak teraz.

– Twoim zdaniem on przeprowadza się z miasta do miasta, morduje przez kilka miesięcy, a potem rusza dalej?

– Niekoniecznie – odparł. – Możliwe, że jest na tyle zdyscyplinowany, by przeprowadzić się w nowe miejsce, zaaklimatyzować, znaleźć sobie dobrze płatną pracę… Możliwe, że żyje spokojnie jak każdy inny obywatel, dopóki znowu nie wyruszy na łowy. Kiedy zacznie, nie może się już powstrzymać. A z każdym nowym terytorium potrzeba więcej, by zaspokoić jego żądzę. Robi się coraz odważniejszy, a jednocześnie coraz mniej się kontroluje. Naigrawa się z policji, wodzi ją za nos i doskonale bawi się skupioną na nim uwagą mieszkańców miasta… Czerpie radość z czytania artykułów o sobie oraz z wybierania następnych ofiar.

– Abby – mruknęłam. – Jeżeli faktycznie to na nią chciał zapolować…

Fortosis skinął głową.

– To byłoby nowe, odważne, trochę szalone… Gdyby odważył się zamordować słynną w całym mieście reporterkę, zagrałby wszystkim na nosie. To byłoby jego najdoskonalsze zabójstwo. Mogłyby być w tym jeszcze inne składniki, na przykład projekcja czy przeniesienie; Abby pisze o nim, a on zaczyna uważać, że wywiązała się między nimi jakaś osobista więź. Uważa, że istnieje między nimi bliski związek… więc jego złość oraz fantazje ogniskują się na jej osobie.

– Ale nawalił – odparłam z gniewem. – Jego rzekomo najdoskonalsze zabójstwo okazuje się największą klapą.

– Dokładnie tak. Możliwe, że nie miał pojęcia, jak Abby wygląda ani że od zeszłej jesieni mieszka z siostrą. – Patrząc mi prosto w oczy, dodał: – Jest prawdopodobne, że dopiero z gazet i telewizji dowiedział się, iż kobieta, którą zabił, wcale nie była Abby Turnbull.

Zaskoczyło mnie to; w ten sposób o tym nie myślałam.

– I to bardzo mnie martwi – dodał po chwili Spiro, pochylając się w fotelu.

– Co takiego? Chcesz powiedzieć, że może spróbować jeszcze raz? – Szczerze w to wątpiłam.

– Powiedziałem, że się martwię. – Wydawało się, że myśli na głos. – Morderstwo nie poszło tak, jak sobie zaplanował. We własnym odczuciu zrobił z siebie idiotę. Przez to może stać się jeszcze okrutniejszy.

– Niby jak to zdefiniujesz, co? Co to znaczy „okrutniejszy”?! – wypaliłam z wściekłością. – Przecież wiesz, co zrobił Lori… A teraz Hennie…

Jego mina powstrzymała mnie.

– Zadzwoniłem do Marino na krótko przed twoim przyjściem, Kay.

Wiedział.

Wiedział, że wymazy z pochwy Henny Yarborough były negatywne.

Morderca prawdopodobnie nie zdążył. Większość spermy zdjęłam z prześcieradła i tylnych powierzchni ud. Właściwie jedynym narzędziem, jakie udało mu się w nią wepchnąć, był nóż. Pościel pod ciałem była sztywna i czarna od zakrzepłej krwi. Gdyby jej nie udusił, zmarłaby pewnie z upływu krwi.

Siedzieliśmy naprzeciw siebie w milczeniu, zastanawiając się nad potwornością umysłu osoby, która może czerpać przyjemność z zadawania innym tak straszliwych tortur.

Kiedy podniosłam wzrok, zobaczyłam smutne oczy Fortosisa i jego zmęczoną twarz. Chyba dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, jak wiele okropności widział w życiu. Jeszcze dokładniej niż ja potrafił wyobrazić sobie to, co wydarzyło się w sypialni Henny. Widział takich potworności znacznie więcej niż ja.

Oboje wstaliśmy w tym samym momencie.

Poszłam do mego samochodu okrężną drogą przez campus; w oddali widziałam masyw górski Blue Ridge. Długie cienie rozciągały się na trawnikach, nadal rozgrzanych od słońca; w powietrzu unosił się zapach kwitnących drzew.