Выбрать главу

Mijały mnie grupki studentów, śmiejących się i rozmawiających. Nie zwracali na mnie najmniejszej uwagi. Kiedy przechodziłam pod ogromnym rozłożystym dębem, nagle usłyszałam za sobą tupot stóp i serce podeszło mi do gardła. Gwałtownie obróciłam się na pięcie i ze zdumieniem zobaczyłam młodego mężczyznę w czerwonym dresie. Biegł spokojnie brzegiem chodnika; przez chwilę przyglądał mi się ciekawie, pewnie zdziwiony moim zachowaniem, po czym skręcił i zniknął za drzewami.

Rozdział trzynasty

Następnego ranka przyjechałam do biura już o szóstej. Oprócz mnie w całym budynku nie było nikogo, a telefony w recepcji nadal były podłączone do centrali automatycznej.

Czekając, aż kawa zaparzy się w ekspresie, poszłam do gabinetu Margaret; tryb automatycznego przyjmowania zgłoszeń nadal nęcił hakera, jednak nikt zeszłej nocy nie usiłował dostać się do bazy danych.

To nie miało sensu. Czyżby włamywacz wiedział, że odkryliśmy jego robotę, kiedy w zeszłym tygodniu usiłował wyciągnąć dane na temat sprawy Lori Petersen? Czyżby się przestraszył? A może podejrzewał, że nie wprowadziliśmy od tamtej pory żadnych nowych danych?

Możliwe, że był i inny powód. Wpatrywałam się w ciemny monitor. Kim jesteś? – zastanawiałam się. – Czego ode mnie chcesz?

Przy frontowych drzwiach odezwał się telefon; zadzwonił trzy razy, a potem nastąpiła cisza, gdy automatyczna centrala przełączyła połączenie.

„Jest bardzo ostrożny i bardzo przebiegły…”

Fortosis nie musiał mi tego mówić.

„Nie mamy tu do czynienia z jakimś psychicznie upośledzonym idiotą…”

Nie spodziewałam się, że będzie podobny do nas; ale z drugiej strony mógł być.

Może był?

„…doskonale funkcjonuje w społeczeństwie… jest zatrudniony gdzieś w Richmond na intratnym stanowisku…”

Może być dostatecznie kompetentny, by pracować w każdym zawodzie, jaki tylko sobie wymarzy. Mógł używać do pracy komputera lub mieć go w domu dla własnej przyjemności.

Mógł chcieć wniknąć do mego umysłu, dokładnie tak jak ja chciałam wniknąć do jego. Byłam jedynym realnym połączeniem między nim a jego ofiarami. Kiedy zbadałam obrażenia, połamane kości i głębokie cięcia w tkance miękkiej, zdałam sobie sprawę z tego, jak strasznej siły i brutalności trzeba było użyć, by zadać podobne rany. U młodych, zdrowych ludzi żebra są giętkie i wytrzymałe; drań strzaskał żebra Lori, uderzając w nie kolanem od góry, z całej siły. Leżała wtedy na plecach; zrobił to już po tym, jak wyrwał ze ściany kabel telefoniczny.

Uszkodzenia jej palców powstały na skutek wygięcia, brutalnego wykręcenia kości ze stawów. Zakneblował ją i związał, a potem połamał jej palce jeden po drugim. Nie miał żadnego powodu, by to robić, z wyjątkiem sprawienia jej straszliwego bólu – przedsmaku tego, co ją za chwilę czekało.

Cały czas Lori usiłowała złapać choć trochę powietrza w płuca, ogarnęła ją panika, gdy pod wpływem wzmożonego ciśnienia krew rozsadzała mniejsze naczyńka krwionośne i przyprawiała ją o zawrót głowy.

Im bardziej się szarpała, tym bardziej kabel wrzynał się jej w szyję, aż wreszcie straciła przytomność i umarła.

Zrekonstruowałam to wszystko; wiedziałam, co zrobił każdej z nich.

Pewnie zastanawiał się, czy wiem. Był arogancki; paranoidalny.

Wszystko, co zrobił Brendzie, Patty i Cecile, znajdowało się w komputerze… opis każdej rany, każdy skrawek dowodu jego winy, wyniki każdego testu laboratoryjnego, jaki poleciłam wykonać.

Czy przeczytał słowa, które wcześniej podyktowałam? Czy starał się czytać w moich myślach?

Płaskie obcasy moich butów ostro stukały o kafelki podłogi, gdy biegłam do gabinetu; w nagłym przypływie energii wyrzuciłam wszystko z torebki. Znalazłam portfel i wyciągnęłam z niego papiery, dokumenty i karty kredytowe, dopóki nie dotarłam do wizytówek. Między nimi znajdowała się biała karteczka z napisem TIMES biegnącym przez środek, na jej odwrocie widniał numer napisany drżącą ręką.

Chwilę później zadzwoniłam na numer pagera Abby Turnbull.

Umówiłam się z nią na popołudnie, gdyż w chwili gdy rozmawiałyśmy przez telefon, ciało jej siostry znajdowało się jeszcze w kostnicy. Nie chciałam, by Abby przebywała w tym budynku, dopóki Henny nie odwiozą do domu pogrzebowego i wszystkie formalności nie zostaną załatwione.

Abby przyszła punktualnie; Rose cicho wprowadziła ją do mego gabinetu, a ja równie cicho zamknęłam za nią drzwi.

Wyglądała okropnie. Na twarzy, która miała teraz nieomal szary odcień, widać było głębokie zmarszczki; włosy miała luźno rozpuszczone i potargane. Ubrana była w zwykłą białą bluzkę i spódnicę khaki. Kiedy zapalała papierosa, zauważyłam, że trzęsą się jej ręce. Gdzieś na samym dnie jej przygaszonych oczu tlił się gniew.

Zaczęłam mówić to wszystko, co zawsze powtarzam rodzinom ofiar, nad którymi pracuję.

– Przyczyną śmierci twojej siostry, Abby, było uduszenie spowodowane zadzierzgnięciem stryczka dokoła szyi.

– Jak długo? – Wydmuchnęła drżącą smużkę dymu. – Jak długo żyła po tym… jak on się do nie dobrał?

– Nie potrafię ci powiedzieć z absolutną pewnością, ale to, co zobaczyłam, pozwala mi przypuszczać, że miała szybką śmierć.

Ale nie dość szybką; tego jednak nie powiedziałam. W ustach Henny znalazłam włókna, co oznacza, że została zakneblowana. Potwór chciał, by pożyła jakiś czas, lecz by nie sprawiała hałasu. W oparciu o ilość utraconej przez nią krwi oceniłam rany cięte jako zadane przed śmiercią, lecz ze stuprocentową pewnością powiedzieć mogłam tylko tyle, że zostały zadane mniej więcej w czasie śmierci ofiary. Po tym, jak usiłował zgwałcić ją nożem, krwawiła bardzo niewiele; możliwe, że już nie żyła, albo straciła przytomność.

Ale najprawdopodobniej było jeszcze gorzej. Podejrzewałam, że sznur z żaluzji zacisnął się na jej szyi dopiero w momencie, gdy wyprostowała nogi w odruchowej reakcji na ból.

– Miała pęknięte drobne naczyńka krwionośne w skórze szyi i twarzy, oraz w białkówce oczu. Zostało to spowodowane podniesionym ciśnieniem krwi w głowie…

– Jak długo żyła? – powtórzyła Abby bezbarwnym tonem.

– Minuty – odparłam.

Tylko tyle zamierzałam jej powiedzieć. Zdawało się, że nieco jej ulżyło. Szukała pocieszenia w nadziei, że siostra zbyt długo nie cierpiała. Pewnego dnia, gdy ból trochę minie i gdy Abby będzie silniejsza, dowie się o nożu. Niech Bóg ma ją w swej opiece.

– I to wszystko? – zapytała drżącym głosem.

– To wszystko, co mogę ci teraz powiedzieć – odrzekłam. – Przykro mi. Naprawdę strasznie mi przykro.

Paliła papierosa w milczeniu, zaciągając się nerwowo, jakby nie wiedziała, co zrobić z rękoma. Przygryzała dolną wargę, usiłując powstrzymać ją od drżenia.

Gdy wreszcie popatrzyła na mnie, w jej oczach wyczytałam podejrzenie i niechęć.

Wiedziała, że nie zaprosiłam jej tu tylko po to, by poinformować ją o przyczynie śmierci Henny. Wyczuła, że miałam jeszcze inny powód.

– To nie dlatego poprosiłaś mnie o przyjście, prawda?

– Nie do końca – odpowiedziałam uczciwie.

Cisza.

Widziałam jej niechęć; po chwili zaczęła się w niej gotować złość.

– Co? – zapytała gniewnie. – Czego jeszcze chcesz ode mnie?

– Chcę wiedzieć, co zamierzasz zrobić.

– Och, rozumiem! – Oczy jej zabłysły z wściekłości. – Martwisz się tylko o siebie, co? Jezu Chryste! Jesteś taka sama jak oni wszyscy!

– Nie martwię się o siebie, Abby – odparłam bardzo spokojnie. – Jestem ponad to. Masz wystarczająco dużo informacji, by wpędzić mnie w kłopoty. Jeżeli chcesz zrównać moje biuro z ziemią, to zrób to. Decyzja należy do ciebie.