– Co takiego? – Aż sapnęłam ze zdumienia. – Zabrałeś peta do Betty? To właśnie dałeś jej tamtego dnia? Ale po co? Chciałeś przetestować jego ślinę? Po co?
– Żeby dowiedzieć się, jaką ma grupę krwi. Wyszło, że AB, doktor Scarpetta.
– O mój Boże.
A więc to było aż takie proste. Grupa krwi na wymazach źle oznakowanego PERK-u, który Wingo znalazł na dnie lodówki, była właśnie AB.
AB jest wyjątkowo rzadko spotykaną grupą; ma ją zaledwie cztery procent populacji.
– Dużo myślałem na jego temat – wyjaśnił Wingo. – Wiem, jak bardzo on pani… hm… nienawidzi. Zawsze bardzo mnie boli, że on panią tak źle traktuje. Więc spytałem Freda…
– Strażnika?
– Tak; spytałem go, czy przypadkiem kogoś nie widział. No, rozumie pani… czy nie widział nikogo niepowołanego wchodzącego do kostnicy. A on mi na to, że widział jakiegoś gościa w poniedziałkowy wieczór. Fred robił obchód i zatrzymał się, by skorzystać z toalety znajdującej się na dole, obok sali autopsyjnej. Wychodził właśnie w chwili, gdy tamten biały gość wchodził. Fred powiedział, że tamten niósł coś w rękach, jakieś papiery… paczkę czy coś w tym rodzaju.
– Amburgey? To był Amburgey?
– Fred nie wiedział; mówi, że wszyscy biali wyglądają dla niego tak samo. Ale tego akurat zapamiętał, bo miał na palcu duży srebrny pierścień z niebieskim kamieniem. Starszy facet, chudy, prawie łysy.
– Więc może Amburgey wszedł do kibla, zrobił sobie wymazy… – odezwał się Marino.
– Wszystkie pochodziły z ust – przypomniałam sobie słowa Betty. – Nie miały w sobie ciałek Barra ani chromosomów Y… Mówiąc krótko, męskie.
– Uwielbiam, gdy tak mówisz. – Marino wyszczerzył zęby w uśmiechu. – Więc Amburgey robi sobie w kiblu wymazy z ust, wkłada do folderu z PERK-iem, nakleja etykietkę…
– Etykietkę, którą musiał wcześniej zwinąć z akt sprawy Lori Petersen – znowu mu przerwałam, tym razem z niedowierzaniem.
– Potem wszystko wkłada do twojej lodówki, by wyglądało na to, że spieprzyłaś sprawę. Do diabła, możliwe, że to on włamał się do twojego komputera. Nie do wiary! – Marino znowu się roześmiał. – Udupimy drania! Czyż to nie piękne?
Do komputera włamano się w ciągu weekendu, najprawdopodobniej w piątek, kilka godzin po opuszczeniu biura przez pracowników. Wesley zauważył komendy na ekranie serwera Margaret, gdy w sobotę przed południem przyszedł do biura po raport z autopsji McCorkle’a. Ktoś usiłował wejść do danych ze sprawy Henny Yarborough. Oczywiście, połączenie można namierzyć. Wszyscy czekaliśmy, aż Wesley skontaktuje się ze swoimi magikami komputerowymi.
Do tej pory zakładałam, że to McCorkle usiłował dostać się do danych w piątek wieczorem.
– Jeżeli to komisarz faktycznie włamywał się do mojej bazy danych – przypomniałam im – to nie mamy jak pociągnąć go za to do odpowiedzialności. Z urzędu ma prawo dostępu do danych z mojego biura. Nigdy nie będę mogła udowodnić mu, że zmienił dane wprowadzone do komputera.
Wszyscy spojrzeliśmy na leżący przed nami niedopałek papierosa.
Mieszanie w dowodach rzeczowych, oszustwo – nawet gubernatorowi nie uszłoby to na sucho; przestępstwo jest przestępstwem; jednak wątpiłam, bym kiedykolwiek mogła mu to udowodnić.
Wstałam, odwiesiłam fartuch na haczyk za drzwiami i włożyłam żakiet; potem zebrałam z krzesła opasłą teczkę z aktami. Za dwadzieścia minut miałam zeznawać w sądzie w jeszcze jednej sprawie o morderstwo.
Marino i Wingo odprowadzili mnie do windy; zostawiłam ich na korytarzu i weszłam do środka.
W chwili, gdy drzwi się zamykały, uśmiechnęłam się do nich i przesłałam im pocałunek.
Trzy dni później siedziałam wraz z Lucy na tylnym siedzeniu forda tempo zmierzającego w kierunku lotniska. Moja siostrzenica wracała do Miami, a ja jechałam wraz z nią z dwóch doskonałych powodów.
Po pierwsze chciałam na własne oczy przekonać się, jak wygląda sytuacja rodzinna mojej siostry i jej męża ilustratora, a po drugie – od dawna należał mi się urlop.
Zamierzałam zabrać Lucy na plażę, na wyspy, do wesołego miasteczka i oceanarium. Będziemy oglądać popisy delfinów i fok; będziemy patrzeć, jak słońce zachodzi nad zatoką i jak flamingi kłócą się na jeziorach. Wypożyczymy kasetę z „Buntem na Bounty” a potem wybierzemy się na wycieczkę słynnym jachtem i będziemy wyobrażać sobie, że widzimy na pokładzie Marlona Brando. Pojedziemy na zakupy na Coconut Grove i będziemy objadać się lodami i ciastem bananowym, dopóki brzuchy nas nie rozbolą. Zrobimy wszystko, o czym marzyłam, gdy byłam w jej wieku.
Porozmawiamy także o szoku, który przeżyła. Istnym cudem przespała wszystko i obudziła się dopiero, gdy Marino otworzył ogień. Jednak Lucy doskonale wiedziała, że jej ciotka o mało co nie padła ofiarą mordercy.
Wiedziała, że wszedł do domu przez okno w moim gabinecie, które było zamknięte na klamkę, lecz nie na zamek, gdyż ona zapomniała je zamknąć ponownie po tym, jak wietrzyła pokój kilka dni wcześniej.
McCorkle przeciął druty systemu alarmowego znajdujące się na zewnątrz domu. Wszedł przez okno na parterze, przeszedł obok sypialni Lucy i skierował się prosto do mego pokoju. Skąd wiedział, że sypiam na piętrze?
Musiał w przeszłości obserwować mój dom.
Miałam z Lucy wiele spraw do omówienia. Czułam równie wielką potrzebę porozmawiania z nią, jak ona ze mną. Planowałam załatwić jej wizyty u dobrego dziecięcego psychologa. Może i ja powinnam znaleźć sobie kogoś, z kim mogłabym o tym porozmawiać?
To Abby odwoziła nas na lotnisko; była na tyle uprzejma, by to zaproponować i uprzeć się, gdy powiedziałam, by nie robiła sobie kłopotu.
Zatrzymała się przed wejściem do terminalu i obróciła do nas ze smutnym uśmiechem.
– Jakże chciałabym móc z wami pojechać.
– Ależ jedź – odparłam szczerze. – Naprawdę. Byłoby nam bardzo miło. Zostanę w Miami przez trzy tygodnie… masz telefon do mojej matki… Jeżeli tylko uda ci się stąd wyrwać, wskakuj do samolotu i razem pójdziemy na plażę.
Wiedziałam jednak, że nie odezwie się do nas. Ani jutro, ani pojutrze, ani w przyszłym tygodniu.
Zanim nasz samolot wzbije się w powietrze, znowu będzie gonić za wozami patrolowymi i ambulansami. To było całe jej życie; potrzebowała tej pracy tak, jak inni potrzebują powietrza, by żyć.
Przekonaliśmy się, że to Amburgey włamywał się do mojej bazy danych; połączenie zostało wyśledzone – prowadziło do jego domowego telefonu. Komisarz był zamiłowanym hakerem, a w domu miał komputer z modemem.
Wydaje mi się, że za pierwszym razem włamał się do mego komputera, bo jak zwykle monitorował to, co robię. Wydaje mi się, że przeglądając akta spraw w komputerze, zauważył, iż dane wprowadzone do kartoteki Brendy Steppe różnią się od tego, co napisała Abby w swym artykule. Zrozumiał, że przecieki informacji nie mogą pochodzić z mojego biura, choć bardzo chciał, by tak właśnie było – zmienił więc dane w aktach, by wszyscy uważali mnie za winną.
Potem specjalnie zdalnie włączył echo i usiłował wyciągnąć dane o sprawie Lori Petersen, byśmy znaleźli jego komendy na ekranie komputera na kilka godzin przed tym, jak zawoła mnie na dywanik przed Tannerem i Boltzem.
Jeden grzech prowadził do następnego. Nienawiść go zaślepiła i gdy zobaczył etykietki w aktach sprawy Lori Petersen, nie mógł się powstrzymać. Długi czas zastanawiałam się nad tym, co zaszło w sali konferencyjnej, gdy trzej mężczyźni przeglądali akta spraw. Założyłam, że etykietka PERK-u została ukradziona, gdy teczki z papierami spadły z kolan Billa i rozsypały się po podłodze. Przypomniałam sobie, że gdy Tanner i Bill segregowali akta według numerów spraw, teczki z dokumentacją Lori Petersen nie było wśród nich – w tym czasie przeglądał ją Amburgey. Później wyszedł wraz z Tannerem, lecz został na chwilę, by skorzystać z toalety i wtedy właśnie podłożył wymazy.