Выбрать главу

— Dobrze!

— Ej, żebyś to waszmość, któryś jest do szabli jeniusz, swoje arkana mi odkrył! Cóż! nie ma czasu!… Ale i tak anieli mi pomogą, i krew jego obaczę, chyba że przedtem oczy moje zamkną się na zawsze na światło dzienne.

— Bóg pomagaj!… Szczęśliwej drogi!… A dajcie tam dzięgielu zdrajcom Prusakom! — rzekł pan Wołodyjowski.

— Bądźcie spokojni. Obrzydnie im luterstwo!

Tu pan Wołodyjowski kiwnął na Rzędziana, który przez ten czas z Akbahem–Ułanem rozmawiając, dawne przewagi Kmicica nad Chowańskim[896] rozpowiadał, po czym obaj odjechali z powrotem do Lwowa.

Kmicic zaś zawrócił z miejsca czambułem, jako woźnica wozem zawraca, i poszedł wprost ku północy.

Rozdział XXXIV

Jakkolwiek Tatarzy, a zwłaszcza dobrudzcy[897], umieli zbrojnym mężom w polu piersią do piersi stawać, przecie najmilszą dla nich wojną był mord bezbronnych, branie niewiast i chłopów w jasyr, a przede wszystkim grabież. Wielce też przykrzyła się droga owemu czambulikowi, który prowadził Kmicic, pod żelazną bowiem jego ręką dzicy wojownicy musieli w baranków się zmienić, trzymać noże w pochwach, a zgaszone hubki i zwinięte łyka w biesagach. Z początku szemrali.

Około Tarnogrodu kilkunastu umyślnie pozostało w tyle, aby puścić „czerwone ptaki[898]” w Chmielewsku i poswawolić z mołodyciami[899]. Lecz pan Kmicic, który już się ku Tomaszowowi posunął, wrócił na pierwszy odblask pożogi i kazał winnym wywieszać się wzajemnie. A tak już był opanował Akbah-Ułana, że ten nie tylko oporu nie stawiał, ale przynaglał skazanych, aby prędzej się wieszali, gdyż inaczej „bagadyr[900]” będzie się gniewał. Odtąd „barankowie” szli spokojnie, zbijając się w najciaśniejsze kupy po wsiach i miasteczkach, aby na którego podejrzenie nie padło. I egzekucja, choć ją tak srodze przeprowadził Kmicic, nie wzbudziła nawet przeciw niemu niechęci ani nienawiści, takie już bowiem miał szczęście ów zabijaka, że zawsze podwładni tyle właśnie czuli dlań miłości, ile i strachu.

Prawda, że pan Andrzej nie dał i im krzywdy uczynić. Kraj był srodze przez niedawny napad Chmielnickiego[901] i Szeremeta[902] spustoszony, więc o żywność i paszę, jako na przednówku, było trudno, a mimo tego wszystko musiało być na czas i w bród, a w Krynicach, gdy mieszkańcy opór stawili i nie chcieli żadnej spyży[903] dostarczyć, kazał ich kilku pan Andrzej siec batożkami, podstarościego zaś uderzeniem obuszka rozciągnął.

Ujęło to niezmiernie ordyńców, którzy słuchając z lubością wrzasków bitych kryniczan, mówili pomiędzy sobą:

— Ej, sokół nasz Kmitah, nie da swoim barankom krzywdy uczynić!

Dość, że nie tylko nie pochudli, ale spaśli się jeszcze, ludzie i konie. Stary Ułan, któremu brzucha przybyło, spoglądał z coraz większym podziwem na junaka i językiem mlaskał.

— Gdyby mi syna Ałłach dał, chciałbym mieć takiego. Nie marłbym na starość z głodu w ułusie! — powtarzał.

Kmicic zaś od czasu do czasu uderzał go pięścią w brzuch i mówił:

— Słuchaj, wieprzu! Jeśli ci Szwedzi kałduna[904] nie rozetną, to wszystkie spiżarnie w niego schowasz!

— Gdzie tu Szwedzi? Łyka nam pogniją, łuki popróchnieją — odpowiedział Ułan, któremu tęskno było za wojną.

Jakoż istotnie jechali naprzód takim krajem, do którego noga szwedzka dojść nie zdołała, dalej zaś takim, w którym były swego czasu prezydia, ale już je konfederacja wyparła. Spotykali natomiast wszędzie mniejsze i większe kupy szlachty, ciągnące zbrojno w rozmaite strony, i nie mniejsze kupy chłopstwa, które nieraz zastępowały im groźnie drogę, a którym często trudno było wytłumaczyć, że mają do czynienia z przyjaciółmi i sługami króla polskiego.

Doszli wreszcie do Zamościa. Zdumieli się Tatarzy na widok tej potężnej fortecy, a cóż dopiero, gdy im powiedziano, że niedawno jeszcze wstrzymała ona całą potęgę Chmielnickiego.

Pan Jan Zamoyski[905], ordynat, pozwolił im na znak wielkiej przychylności i łaski wejść do miasta. Wpuszczono ich bramą Szczebrzeszyńską albo inaczej Ceglaną, gdyż dwie inne były z kamienia. Sam Kmicic nie spodziewał się ujrzeć nic podobnego i nie mógł wyjść z podziwu na widok ulic szerokich, włoską modą pod linię równo budowanych, na widok wspaniałej kolegiaty[906] i burs[907] akademickich, zamku, murów, potężnych dział i wszelkiego rodzaju „opatrzenia”. Jak mało który z magnatów mógł się porównać z wnukiem wielkiego kanclerza, tak mało która forteca z Zamościem.

Lecz największy zachwyt ogarnął ordyńców, gdy ujrzeli ormiańską część miasta. Nozdrza ich chciwie wciągały woń safianu, którego wielkie fabryki prowadzili przemyślni przybysze z Kaffy, a oczy śmiały im się do bakalij, wschodnich kobierców, pasów, sadzonych szabel, kindżałów[908], łuków, lamp tureckich i wszelkiego rodzaju kosztowności.

Sam pan cześnik koronny wielce przypadł do serca Kmicicowi. Było to prawdziwe królewiątko[909] w swoim Zamościu: człek w sile wieku, wielce przystojny, chociaż nieco cherlawy, gdyż w leciech pierwszej młodości nie dość upały natury hamował. Zawsze jednak lubił płeć białą, a zdrowie jego nie do tyla było nadwątlone, aby wesołość znikła mu z oblicza. Dotychczas nie ożenił się, a jakkolwiek najznamienitsze domy w Rzeczypospolitej otwierały mu szeroko podwoje, utrzymywał, że nie może dość gładkiej dziewki w nich znaleźć. Znalazł ją później nieco, w osobie młodej panienki francuskiej, która, lubo[910] w innym zakochana[911], oddała mu bez wahania dla jego bogactw swą rękę, nie przewidując, że ów pierwszy wzgardzony ozdobi kiedyś koroną królewską swoją i jej głowę.

Pan Zamościa nie odznaczał się bystrym dowcipem[912], jeno go miał tyle, co na własną potrzebę. O godności i urzędy nie zabiegał, chociaż same szły ku niemu, a gdy przyjaciele strofowali go, iż mu przyrodzonej ambicji braknie, odpowiadał:

— Nieprawda, że mi jej braknie, jeno mam więcej od tych, którzy się kłaniają. Po co mi dworskie progi wycierać? W Zamościu nie tylko ja Jan Zamoyski, ale Sobiepan Zamoyski…

Zwano go też powszechnie Sobiepanem, z którego przezwiska wielce był kontent[913]. Rad też udawał prostaka, chociaż wychowanie odebrał wykwintne i młodość na podróżach po cudzych krajach spędził. Sam powiadał się zwyczajnym szlachcicem[914] i dużo o mierności swego „staniku” mawiał, może dlatego, by mu inni zaprzeczali, a może, by mierności dowcipu nie spostrzegli. Zresztą był to człek zacny i lepszy syn Rzeczypospolitej od wielu innych.

A jako on przypadł do serca Kmicicowi, tak i Kmicic jemu, przeto też go na pokoje zamkowe zaprosił i gościł, bo i to lubił, by jego gościnność chwalono.

Pan Andrzej poznał w zamku wiele znamienitych osób, przede wszystkim zaś księżnę Gryzeldę Wiśniowiecką[915], siostrę pana Zamoyskiego, a wdowę po wielkim Jeremim, po panu swego czasu Rzeczypospolitej prawie największym, który jednakowoż całą niezmierną fortunę w czasie inkursji[916] kozackiej był utracił, tak iż księżna siedziała w Zamościu na łasce u brata Jana.

вернуться

Chowański, Iwan Andriejewicz (zm. 1682) — rosyjski wojskowy, bojar i wojewoda, jeden z dowódców w wojnie polsko-rosyjskiej (1654–1667).

вернуться

dobrudzcy Tatarzy — orda tatarska z zachodu, terenów dzisiejszej Mołdawii i płd. Ukrainy.

вернуться

czerwony ptak — ogień, pożar.

вернуться

mołodycia (daw. ukr.) — dziewczyna.

вернуться

bagadyr (z tur.) — bohater, wielki wojownik.

вернуться

Chmielnicki, Bohdan Zenobi (1595–1657) — ukraiński bohater narodowy, hetman Kozaków zaporoskich, organizator powstania przeciwko polskiej władzy w latach 1648–1654.

вернуться

Szeremet — własc. Szeremietiew, Wasilij Borisowicz (1622–1682), naczelny wódz południowej części armii rosyjskiej podczas wojny polsko-rosyjskiej 1654–1667. Walczył z wojskami polskimi, tatarskimi i kozackimi. Po dwumiesięcznej bitwie pod Cudnowem dostał się do niewoli tatarskiej, w której zmarł.

вернуться

spyża (daw.) — prowiant, żywność.

вернуться

kałdun (reg., pogard.) — brzuch.

вернуться

Zamoyski, Jan Sobiepan herbu Jelita (1621–1665) — III Ordynat zamojski, podczaszy wielki koronny, krajczy wielki koronny, generał ziem podolskich, później także wojewoda sandomierski i kijowski; zachował wierność Janowi Kazimierzowi podczas potopu szwedzkiego.

вернуться

kolegiata — wyróżniony, ważny kościół, przy którym zbiera się rada duchownych, tzw. kapituła kolegiacka.

вернуться

bursa — internat, dom dla studentów.

вернуться

kindżał — długi nóż, często zakrzywiony.

вернуться

królewiątko — tak określano szczególnie bogatych i wpływowych magnatów, dla podkreślenia, że są niewiele mniej potężni od króla.

вернуться

lubo (daw.) — chociaż.

вернуться

panienki francuskiej, która, lubo w innym zakochana — mowa o Marii Kazimierze d'Arquien (1641–1716), damie dworu królowej Marii Ludwiki Gonzagi, późniejszej królowej Marysieńce Sobieskiej. Jej pierwszym mężem, zgodnie z wolą jej opiekunki Marii Ludwiki, był właśnie Jan Zamoyski. Tym innym był oczywiście Jan Sobieski, z którym wzięła ślub potajemnie w miesiąc po śmierci Zamoyskiego.

вернуться

dowcip (daw.) — rozum, inteligencja.

вернуться

kontent (daw., z łac.) — zadowolony.

вернуться

powiadał się zwyczajnym szlachcicem — tj. mówił, że jest zwykłym szlachcicem.

вернуться

Wiśniowiecka, Gryzelda Konstancja z domu Zamoyska (1623–1672) — księżna, żona księcia Jeremiego Wiśniowieckiego (1612–1651), matka przyszłego króla Polski, Michała Korybuta Wiśniowieckiego (1640–1673).

вернуться

inkursja (z łac.) — najazd, napad.