Выбрать главу

– Jeśliś jest duch, nie boję się ciebie — rzekł — ale przepadnij!

— Przyjechałem z pismem od hetmana — odpowiedział Kmicic.

Bogusław wzdrygnął się nieznacznie, jakoby się chciał z mar otrząsnąć; następnie popatrzył na Kmicica i ozwał się:

--- Chybiłem waćpana? --- Nie ze wszystkim --- odpowiedział ponuro pan Andrzej, ukazując palcem na bliznę.

— To już drugi!… — mruknął na wpół do siebie książę.

I głośno dodał:

— Gdzie jest pismo?

— Jest — odrzekł Kmicic, podając list.

Bogusław począł czytać, a gdy skończył, dziwne światła błysnęły mu w oczach.

— Dobrze! — wyrzekł — dość marudztwa!… Jutro bitwa… I rad jestem, bo jutro febry nie mam[1057].

— I u nas po równo radzi — odparł Kmicic.

Nastała chwila milczenia, w czasie której dwóch tych nieubłaganych, wrogów mierzyło się oczyma z pewną straszliwą ciekawością.

Książę pierwszy począł rozmowę:

— Zgaduję, że to waść mnie tak dojeżdżał z Tatary[1058]?…

— Ja…

— A żeś to nie bał się tu przyjechać?…

Kmicic nie odrzekł nic.

— Chybaś na pokrewieństwo przez Kiszków liczył… Bo to my mamy ze sobą rachunki… Mogę panie kawalerze kazać ze skóry obedrzeć.

— Możesz, wasza książęca mość.

— Przyjechałeś z glejtem, prawda… Rozumiem teraz, dlaczego pan Sapieha go żądał… Aleś na życie moje nastawał… Tam Sakowicz zatrzymany; wszelako… pan wojewoda nie ma prawa do Sakowicza, a ja do ciebie mam… kuzynie…

— Przyjechałem z prośbą do waszej książęcej mości…

— Proszę! Możesz liczyć, że dla ciebie wszystką uczynię… Jakaż to prośba?

— Jest tu schwytany żołnierz, jeden z tych, którzy mi pomagali waszą książęcą mość porwać. Ja dawałem rozkazy, on działał jako ślepe instrumentum. Tego żołnierza zechciej wasza książęca mość na wolność wypuścić.

Bogusław pomyślał chwilę.

— Panie kawalerze — rzekł — namyślam się, czyś lepszy żołnierz, czy też bezczelniejszy suplikant[1059]

— Ja tego człowieka darmo od waszej książęcej mości nię chcę.

— A co mi za niego dajesz?

— Samego siebie.

— Proszę, takiż to miles praeciosus[1060]… Hojnie płacisz, ale bacz, by ci starczyło, boć jeszcze pewnie kogoś chciałbyś ode mnie wykupić…

Kmicic posunął się o krok bliżej i pobladł tak straszliwie, iż książę mimo woli spojrzał na drzwi i mimo całej swej odwagi, zmienił przedmiot rozmowy.

— Pan Sapieha na takowy układ nie przystanie — rzekł. — Rad bym cię miał, alem słowem książęcym za bezpieczeństwo twoje zaręczył.

— Przez tego żołnierza odpiszę panu hetmanowi, żem dobrowolnie został.

— A on zażąda, bym cię wbrew twej woli odesłał. Zbyt znaczne oddałeś mu posługi… I Sakowicza mi nie puści, a Sakowicza więcej cenię niż ciebie…

— To uwolnij wasza książęca mość i tak tego żołnierza, a ja się na parol[1061] stawię, gdzie rozkażesz.

— Jutro może mi legnąć przyjdzie. Nic mi po układach na pojutrze…

— Błagam waszą książęcą mość! Za tego człowieka ja…

— Co ty?

— Zemsty poniecham.

— Widzisz, panie Kmicic, siła razy chodziłem na niedźwiedzia z oszczepem, nie dlatego, żem musiał, ale z ochoty. Lubię, gdy mi jakowe niebezpieczeństwo grozi, bo mi się życie mniej kuczy[1062]. Owóż i twoją zemstę jako uciechę sobie zostawuję, ile że ci przyznać muszę, żeś z takowych niedźwiedzi, co to same strzelca szukają.

— Wasza książęca mość — rzekł Kmicic — za małe miłosierdzie często Bóg wielkie grzechy odpuszcza. Nikt z nas nie wie, kiedy mu przed sądem Chrystusowym stanąć przyjdzie.

— Dosyć! — przerwał książę. — Ja też sobie psalmy mimo febry komponuję, żeby jakowąś zasługę mieć przed Panem, a potrzebowałbymli predykanta[1063], to bym swego zawołał… Waść nie umiesz prosić dość pokornie i na manowce leziesz… Ja ci sam podam sposób: uderz jutro w bitwie na pana Sapiehę, a ja pojutrze tego gemajna[1064] wypuszczę i tobie winy przebaczę… Zdradziłeś Radziwiłłów, zdradźże Sapiehę…

— Ostatnieli to słowo waszej książęcej mości?… Na wszystko święte zaklinam waszą książęcą mość…

— Nie! Diabli cię biorą, dobrze!… I na twarzy się mienisz… Nie przychodź jeno za blisko, bo chociaż ludzi mi wstyd wołać… ale patrz tu! Zbytniś rezolut!

To rzekłszy, Bogusław ukazał spod futra, którym był okryty, lufę pistoletu i począł patrzeć iskrzącymi oczyma w oczy Kmicica.

— Wasza książęca mość! — zakrzyknął Kmicic, składając wprawdzie ręce jak do prośby, ale z twarzą przez gniew zmienioną.

— To prosisz, a grozisz?… — rzekł Bogusław — kark zginasz, a diabeł ci zza kołnierza zęby do mnie szczerzy?… To pycha ci z ócz błyska, a w gębie grzmi jak w chmurze? Czołem do radziwiłłowskich nóg przy prośbie, mopanku!… Łbem o podłogę bić! wówczas ci odpowiem!…

Twarz pana Andrzeja blada była jak chusta, ręką pociągnął po mokrym czole, po oczach, po twarzy i odrzekł tak przerywanym głosem, jak gdyby febra, na którą cierpiał książę, nagle rzuciła się na niego.

— Jeżeli wasza książęca mość tego starego żołnierza mi wypuści… to… ja… waszej książęcej mości… paść do… nóg… gotów…

Zadowolenie błysnęło w Bogusławowych oczach. Wroga upokorzył, dumny kark zgiął. Lepszego pokarmu nie mógł dać zemście i nienawiści.

Kmicic stał zaś przed nim z włosem zjeżonym w czuprynie, dygocący na całym ciele. Twarz jego, nawet w spokoju do głowy jastrzębiej podobna, przypominała tym bardziej drapieżnego i rozwścieczonego ptaka. Nie zgadłeś, czy za chwilę rzuci się do nóg, czy do piersi książęcej…

A Bogusław, nie spuszczając go z oka, rzekł:

— Przy świadkach! przy ludziach!

I zwrócił się ku drzwiom:

— Bywaj!

Przez otwarte drzwi weszło kilkunastu dworzan, Polaków i cudzoziemców. Za nimi poczęli wchodzić oficerowie.

— Mości panowie! — rzekł książę — oto pan Kmicic, chorąży orszański i poseł od pana Sapiehy, ma mnie o łaskę prosić i chce wszystkich waszmościów mieć za świadków!…

Kmicic zatoczył się jak pijany, jęknął i padł do nóg Bogusławowych.

A książę wyciągnął je umyślnie tak, że koniec jego rajtarskiego buta dotykał czoła rycerza.

Wszyscy patrzyli w milczeniu, zdumieni słynnym nazwiskiem, jak i tym, że ów, który je nosił, był teraz posłem od pana Sapiehy. Wszyscy rozumieli też, że dzieje się coś nadzwyczajnego.

Tymczasem książę wstał i nie rzekłszy ni słowa, przeszedł do przyległej komnaty, kiwnął tylko na dwóch dworzan, żeby szli za nim.

Kmicic podniósł się. W twarzy jego nie było już gniewu ni drapieżności, tylko nieczułość i obojętność. Zdawało się, iż nie rozeznaje wcale, co się z nim dzieje, i że energia jego złamała się zupełnie.

вернуться

jutro febry nie mam — niektóre choroby, jak febra czyli malaria, objawiają się regularnymi atakami dreszczy co 3 lub 4 dni. Ma to związek z namnażaniem się wirusa we krwi chorego.

вернуться

z Tatary — dziś popr. forma N. lm: z Tatarami.

вернуться

suplikant (z łac.) — proszący.

вернуться

miles praeciosus (łac.) — bezcenny żołnierz.

вернуться

parol (z fr.) — słowo honoru.

вернуться

kuczy — przykrzy.

вернуться

predykant — kaznodzieja protestancki.

вернуться

gemajn (daw., z niem. gemein: zwykły) — szeregowiec w wojsku polskim cudzoziemskiego autoramentu; tu pogard.: żołnierz.