— Sierżancie, z całą pewnością nie jest pan głupim człowiekiem — rzekł Bluza. Za jego plecami piana przelała się przez krawędź miski i chlusnęła na ziemię. — Wokół mamy morderczych dezerterów. Nasze granice wydają się dostatecznie niestrzeżone, by pozwalać nieprzyjacielskiej kawalerii na akcje na czterdzieści mil w głębi „naszego pięknego kraju”. A najwyższe dowództwo jest tak zdesperowane, sierżancie, że nawet pół tuzina niewyszkolonych i, prawdę mówiąc, bardzo młodych ludzi musi od razu ruszać na front.
Piana zyskała własne życie. Polly się zawahała.
— Najpierw gorący ręcznik, Perks — rzucił Bluza.
— Tak, sir. Przepraszam, sir. Zapomniałem, sir.
Była coraz bardziej przerażona. Niejasno pamiętała, że zdarzało jej się przechodzić przed zakładem cyrulika w Munz. Gorący ręcznik na twarz. Oczywiście. Chwyciła ręcznik, polała gorącą wodą, wykręciła i narzuciła na porucznika. Właściwie to nawet nie wrzasnął — nie w ścisłym sensie.
— Aaarrrgh! Coś jeszcze mnie martwi, sierżancie.
— Tak, sir?
— Kawalerzyści musieli schwytać kaprala Strappiego. W żaden inny sposób nie mogli się dowiedzieć o naszej grupie.
— Słuszna uwaga, sir — przyznał Jackrum, obserwując, jak Polly nakłada pianę na usta i nos porucznika.
— Mam tylko nadzieję, że nie — pff! — torturowali biedaka. Jackrum milczał w tej kwestii, ale bardzo znacząco. Polly wolałaby, żeby się jej tak nie przyglądał.
— Ale czemu dezerter — pff! — miał uciekać prosto — pff! — na front?
— To ma sens, sir, dla starego żołnierza. Zwłaszcza politruka.
— Naprawdę?
— Może mi pan wierzyć, sir.
Polly przejechała brzytwą po czerwonym kamieniu. Był gładki jak lód.
— Ale nasi chłopcy, sierżancie, nie są starymi żołnierzami. Trzeba — pff! — dwóch tygodni, żeby zmienić rekruta w sprawnego żołnierza.
— To obiecujący materiał, sir. Mógłbym wszystko załatwić w kilka dni — zapewnił Jackrum. — Perks!
Niewiele brakowało, by Polly obcięła sobie kciuk.
— Tak, sierżancie… — wykrztusiła.
— Myślisz, że mógłbyś dzisiaj zabić człowieka?
Polly spojrzała na brzytwę. Ostrze lśniło.
— Przykro mi to mówić, ale myślę, że bym mógł, sir!
— Sam pan widzi, sir — powiedział Jackrum z krzywym uśmiechem. — Jest coś w tych chłopakach, sir. Są szybcy.
Przeszedł za Bluzę i bez słowa wyjął brzytwę z dłoni wdzięcznej Polly.
— Jest kilka spraw, które powinniśmy omówić, sir, tak jakby na osobności. Myślę, że Perks powinien trochę odpocząć.
— Oczywiście, sierżancie. Pas devant les soldats jeuttes, co?
— Ich też, sir — zgodził się Jackrum. — Jesteś wolny, Perks.
Polly odeszła powoli. Prawa dłoń drżała jej ciągle. Za sobą usłyszała westchnienie Bluzy.
— Czasy są trudne, sierżancie. Dowodzenie nigdy nie było tak męczące. Wielki generał Tacticus twierdzi, że w niebezpiecznych czasach dowódca musi być jak orzeł i widzieć całość, ale równocześnie jak jastrząb i widzieć każdy szczegół.
— Tak, sir — zgodził się Jackrum, przesuwając brzytwą po jego policzku. — A jeśli zachowuje się jak zwykła sikorka, sir, może cały dzień wisieć głową w dół i zajadać tłustą słoninę, sir.
— Dobrze powiedziane, sierżancie.
Smolarz i jego żona zostali pochowani z towarzyszeniem — ku braku zaskoczenia Polly — krótkiej modlitwy Łazer. Była to prośba do księżnej, by wstawiła się u boga Nuggana, uzyskała dla zmarłych wieczny odpoczynek i podobne premie. Polly słyszała to już wiele razy i zastanawiała się, jak działa ten proces.
Nie modliła się nigdy od dnia, kiedy spłonął ptak, nawet wtedy, gdy umierała jej matka. Bóg, który palił malowane ptaki, nie ocaliłby matki. Taki bóg nie jest wart modlitwy.
Ale Łazer modliła się za wszystkich. Łazer modliła się jak dziecko, wznosząc oczy ku niebu i składając dłonie mocno, aż bielały jej palce. Piskliwy głos wibrował taką wiarą, że Polly czuła się zakłopotana, potem zawstydzona, a po końcowym „amen” zdziwiona, że świat wydaje się taki sam jak poprzednio. Przez minutę czy dwie był bowiem lepszym światem…
W chacie został też kot. Schował się pod pryczą i parskał na każdego, kto się zbliżył.
— Zabrali całe jedzenie, ale zostały marchewki i pasternaki w ogródku pod pagórkiem — powiedziała Kukuła, kiedy już odchodziły.
— To by b-było okradaniem umarłych — zauważyła Łazer.
— Wiesz, jeśli im to nie pasuje, mogą wszystko przytrzymać, prawda? Przecież są już pod ziemią.
Z jakiegoś powodu teraz wydało im się to śmieszne. Śmiałyby się pewnie ze wszystkiego.
Na miejscu zostały tylko Nefryt, Loft, Kukuła i Polly. Pozostali pełnili służbę wartowniczą. Siedziały więc przy ogniu, na którym bulgotał nieduży kociołek. Loft zajmowała się ogniskiem. Polly zauważyła, że Loft przy ogniu zawsze wydaje się ożywiona.
— Szykuję końskie skubbo dla ruperta — wyjaśniła Kukuła, bez trudu używając slangu, który poznała ledwie dwadzieścia godzin temu. — Specjalnie o nie poprosił. Od Trzyczęściowego mam sporo suszonej koniny, ale Stukacz twierdzi, że skoro i tak stoi na warcie, może przy okazji stuknąć parę bażantów.
— Mam nadzieję, że przynajmniej od czasu do czasu wypatruje też nieprzyjaciela — mruknęła Polly.
— Będzie ostrożna. — Loft pogrzebała patykiem w ogniu.
— Wiecie, jeśli nas wykryją, to zbiją i odeślą — stwierdziła Kukuła.
— Kto taki?! — zawołała Polly tak nagle, że sama siebie zaskoczyła. — Niby kto? Tutaj, na wojnie?! Kogo to obchodzi?
— Wiesz… noszenie męskich ubrań jest Obrzydliwością dla Nuggana.
— Dlaczego?
— Po prostu jest — oświadczyła stanowczo Kukuła. — Ale…
— …je nosisz — dokończyła Polly.
— No, to był jedyny sposób — przyznała Kukuła. — Zresztą przymierzyłam je i wcale nie wydały mi się obrzydliwe.
— Zauważyłyście, że mężczyźni inaczej z tobą rozmawiają? — wtrąciła nieśmiało Loft.
— Rozmawiają? — powtórzyła Polly. — Słuchają też inaczej.
— I nie gapią się na ciebie przez cały czas — dodała Kukuła. — Wiecie, o co mi chodzi. Jesteś po prostu… inną osobą. Gdyby dziewczyna przeszła ulicą, niosąc miecz, jakiś mężczyzna próbowałby go jej odebrać.
— U trollów nam nie wolno nosić maczug — dodała Nefryt. — Tylko duże kamienie. I jeszcze dziewczyna nie powinna mieć mchu, bo chłopcy uważają, że łysina jest skromna. Musiałam ptasie łajno wcierać w głowem, żeby tyle wyhodować.
Jak na trolla była to dość długa przemowa.
— Tego nie widziałyśmy — przyznała Polly. — Trolle dla nas wyglądają mniej więcej tak samo.
— Jestem naturalnie urwista — dodała Nefryt. — Nie wiem, czemu mam siem polerować.
— Rzeczywiście jest różnica — zgodziła się Kukuła. — Myślę, że to przez skarpety. Jak gdyby cały czas ciągnęły się naprzód. Całkiem jakby świat kręcił się dookoła twoich skarpet. — Westchnęła i obejrzała koninę wygotowaną już prawie do białości. — Gotowe — uznała. — Idź i daj to rupertowi, Polly… to znaczy Ozzer. Mówiłam sierżantowi, że mogę przygotować coś lepszego, ale powiedział, że porucznik wspominał, jak mu smakowało wczoraj…
Przed Kukułą wylądowały nagle związane razem mały dziki indyk, dwa bażanty i dwa króliki.
— Dobrze, żeśmy was pilnowali, co? — Stukacz wyszczerzyła zęby i zakręciła procą na palcu. — Jeden kamień, jeden obiad. Maladict został na warcie. Mówi, że wywącha każdego, a i tak jest zbyt pobudzony, żeby jeść. Co możesz z tym zrobić?