Выбрать главу

— Zaraz, niech pomyślę… — mruknął sarkastycznie Towering. — Rozzłościł? Nie, chyba jednak nie. „Wściekł się” to lepsze określenie. Albo „dostał szału”. Tak, chyba najlepsze będzie „dostał szału”. I teraz bardzo wielu ludzi was szuka, chłopcy. Brawo.

Nawet Bluza zauważył niepokój Polly.

— Eee… Perks — powiedział. — Czy to nie ty…

Raz po raz słowa „obogowiekopnęłamksięciawparówęidwanatwardo” krążyły w umyśle Polly niczym chomik biegający w kołowrotku… Aż nagle trafiły w coś twardego.

— Tak, sir — odparła. — Narzucał się młodej kobiecie, sir, jeśli pan pamięta.

Zmarszczka na czole Bluzy zniknęła nagle. Porucznik uśmiechnął się z dziecinną chytrością.

— Pchał się z łapami, co? Na poważnie?

— Nie tylko o łapy mu chodziło, sir — zapewniła zirytowana Polly.

Towering zerknął na Łazer, ponuro ściskającą kuszę, której — Polly wiedziała dobrze — dziewczyna się bała. I na Igorinę, która naprawdę wolałaby trzymać teraz skalpel niż szablę i wyglądała na bardzo niespokojną.

Polly zauważyła jego uśmieszek.

— Sami widzicie, sierżancie Towering — rzekł porucznik. — Oczywiście wszyscy wiemy, że w wojennym czasie zdarzają się zachowania godne potępienia. Jednakże nie spodziewamy się ich od księcia z panującego rodu[5]. Jeśli mamy być ścigani, ponieważ dzielny młody żołnierz nie dopuścił, by sytuacja stała się jeszcze bardziej obrzydliwa, to trudno.

— Nic dodać, nic ująć — przyznał jeniec. — Prawdziwy błędny rycerz, co? Przynosi wam zaszczyt, poruczniku. Jest szansa na tę herbatę?

Chuda pierś Bluzy nadęła się dumą z komplementu.

— Tak. Perks, przynieś herbatę, jeśli można prosić.

I zostawić was z tym człowiekiem, który aż promieniuje chęcią ucieczki, pomyślała Polly.

— Czy szeregowy Goom mógłby pójść… — zaczęła.

— Słówko na osobności, Perks — warknął Bluza.

Skinął na nią. Podeszła, ale wciąż zerkała na sierżanta Toweringa. Miał co prawda związane ręce i nogi, ale człowiekowi, który tak się uśmiecha, nie zaufałaby, choćby był przybity do sufitu.

— Perks, doceniam twój wkład, ale nie pozwolę, żeby bez przerwy ktoś kwestionował moje rozkazy — oświadczył Bluza. — Jesteś w końcu moim ordynansem! Mam wrażenie, że akceptuję dość „luźne” zwyczaje, ale wymagam posłuszeństwa. Jasne?

Miała wrażenie, jakby zaatakowała ją złota rybka, jednak trudno było odmówić porucznikowi racji.

— Eee… Przepraszam, sir — powiedziała.

Cofała się jak najdalej, żeby nie przeoczyć zakończenia tragedii, a potem odwróciła się i pobiegła.

Jackrum siedział przy ogniu z łukiem jeńca na kolanach. Dużym składanym nożem odcinał kawałki czegoś, co przypominało czarną kiełbasę. Przeżuwał.

— Gdzie reszta, sir? — spytała Polly, nerwowo szukając kubka.

— Wysłałem ich na zwiad po okolicy. Nigdy dość ostrożności, jeśli nasz przyjaciel ma tu swoich kumpli.

To całkiem rozsądne. Ale w efekcie połowa oddziału biega po lesie…

— Pamięta pan tego kapitana w koszarach, sierżancie? To był…

— Mam dobry słuch, Perks. Kopnąłeś go w Królewskie Prerogatywy, co? Robi się naprawdę ciekawie.

— To się źle skończy, sierżancie. Wiem, że to się źle skończy.

Zdjęła z haka kociołek i napełniła imbryk, wylewając połowę wody.

— Żujesz, Perks? — zapytał Jackrum.

— Co, sierżancie? — zdziwiła się mimowolnie.

Jackrum podsunął jej mały kawałek czegoś lepkiego i czarnego.

— Tytoń. Tytoń do żucia — wyjaśnił. — Wolę Czarnoserc od Wesołego Żeglarza, bo moczą go w rumie, ale niektórzy…

— Sierżancie, ten człowiek ucieknie, sierżancie! Wiem, że tak! Nie nasz porucznik tam dowodzi, ale on! Zachowuje się całkiem przyjaźnie i w ogóle, ale widzę po jego oczach, sierżancie…

— Jestem pewien, że porucznik Bluza wie, co robi, Perks — oświadczył Jackrum sztywno. — Nie wmówisz mi chyba, że związany jeniec może pokonać czwórkę naszych ludzi.

— Niech to motyla noga! — zawołała Polly.

— Tam w głębi, w takiej starej czarnej puszce — podpowiedział Jackrum.

Polly wsypała do wody trochę najgorszej herbaty, jaką mógł zaparzyć żołnierz.

Biegiem wróciła na polankę.

Zadziwiające, ale jeniec nadal siedział na trawie, nadal ze związanymi rękami i nogami. Inni Serożercy obserwowali go przygnębieni. Polly uspokoiła się, ale tylko trochę.

— …to wygląda, poruczniku — tłumaczył jeniec. — Żadna hańba teraz się wycofać, prawda? On i tak wkrótce was dopadnie, bo teraz to już sprawa osobista. Ale jeśli pójdziecie ze mną, postaram się, żeby dobrze się to skończyło. Naprawdę nie chcecie, żeby dopadli was ciężcy dragoni. Oni nie mają poczucia humoru…

— Herbata gotowa — oznajmiła Polly.

— Dziękuję ci, Perks — rzekł porucznik. — Myślę, że możemy przynajmniej uwolnić sierżantowi Toweringowi ręce, co?

— Tak, sir — odpowiedziała Polly, mając na myśli: „Nie, sir”.

Jeniec podsunął jej związane przeguby, a Polly ostrożnie sięgnęła do nich nożem, trzymając kubek jak broń.

— Sprytnego ma pan tu chłopaka, sierżancie — pochwalił Towering. — Zgaduje, że spróbuję wyrwać mu nóż. Dobry żołnierz.

Polly rozcięła sznur i szybko cofnęła rękę. Potem ostrożnie podała kubek.

— I herbatę też przygotował letnią, żeby nie parzyła, kiedy chlusnę mu w twarz — ciągnął Towering.

Rzucił jej szczere, otwarte spojrzenie skończonego drania.

Polly wytrzymała je — kłamstwo za kłamstwo.

— No tak… Ludzie z Ankh-Morpork mają małą prasę drukarską na wozie, po drugiej stronie rzeki. — Jeniec wciąż obserwował Polly. — Dla morale, jak mówią. I posłali obrazek do miasta, przez sekary. Nie pytajcie jak. Owszem, niezły obrazek. „Nieopierzeni rekruci pokonują chlubę Zlobenii”, napisali. Zabawne, ale wygląda to, jakby piszący też nie poznał księcia. Za to my wszyscy poznaliśmy.

Jego głos zabrzmiał jeszcze bardziej przyjaźnie.

— No więc posłuchajcie mnie, koledzy. Jestem piechurem, jak wy, i bardzo mi się podoba, kiedy ci oślarze wychodzą na durniów. Jeśli teraz pójdziecie ze mną, postaram się, żebyście przynajmniej jutro nie spali w łańcuchach. To moja najlepsza oferta. — Wypił łyk herbaty i dodał: — Lepsza, niż otrzymała większa część dziesiątego, poważnie. Słyszałem, że wasz regiment został kompletnie rozbity.

Polly nie zmieniła wyrazu twarzy, ale czuła, jak za stanowczą miną zwija się w maleńką kulkę. Patrz mu w oczy, patrz w oczy… Kłamca. Kłamca!

— Rozbity? — powtórzył Bluza.

Towering rzucił kubek. Lewą ręką wyrwał Łazer kuszę, prawą złapał szablę Igoriny i opuścił wygięte ostrze na sznur wiążący mu nogi. Wszystko zdarzyło się prędko, zanim ktokolwiek zorientował się w zmianie sytuacji. A potem sierżant poderwał się, uderzył Bluzę w twarz i złapał za gardło, osłaniając się nim jak tarczą.

— I miałeś rację, mały — zwrócił się do Polly ponad ramieniem porucznika. — Naprawdę pech, że nie ty jesteś oficerem, nie?

Reszta rozlanej herbaty wsiąkła w ziemię. Polly wolno sięgnęła po kuszę.

— Nie próbuj. Jeden krok, jeden ruch któregoś z was, a go potnę — ostrzegł Towering. — Możecie mi wierzyć, to nie będzie pierwszy oficer, którego zabiłem…

— Różnica między nimi a mną polega na tym, że mnie nie zależy…

вернуться

5

Porucznik Bluza czytał tylko co bardziej techniczne książki historyczne.