— Jeśli mężczyzna w kobiecym przebraniu przedostanie się do wnętrza, może obezwładnić strażników przy drzwiach, ocenić sytuację z wojskowego punktu widzenia, a w końcu wpuścić resztę oddziału. Gdyby zrobić to w nocy, rankiem moglibyśmy już zająć kluczowe pozycje.
— Ale oni nie są mężczyznami, sir — oświadczył Jackrum.
Polly obejrzała się. Sierżant patrzył prosto na nią, prosto przez nią…
Niech to li… znaczy: diabli… on wie…
— Słucham?
— Są… są moimi małymi chłopaczkami, sir. — Jackrum mrugnął do Polly. — Bystre chłopaki, ostrzy jak musztarda, ale nie tacy, co podrzynają gardła i wbijają noże w serca! Zaciągnęli się, żeby zostać pikinierami w szyku, w prawdziwej armii. Jesteście moimi małymi chłopaczkami, powiedziałem im wtedy, kiedy ich wpisywałem, i ja o was zadbam! Nie mogę teraz spokojnie patrzeć, jak prowadzi ich pan na pewną śmierć.
— Sam podejmę tę decyzję, sierżancie! — oświadczył porucznik. — Jesteśmy „na zakręcie” historii. Najkrócej mówiąc, kto nie jest gotów poświęcić życia dla swego kraju?
— W porządnej bitwie, twarzą w twarz z wrogiem, sir, a nie będąc tłuczonym po głowie przez bandę paskudnych typów za kręcenie się po ich twierdzy. Wie pan, że nigdy nie lubiłem szpiegów ani ukrywania swoich kolorów, sir. Nigdy.
— Nie mamy wyboru, sierżancie. Musimy wykorzystać „łut szczęścia.
— Znam się na łutach, sir. — Sierżant poderwał się i zacisnął pięści. — Mało co po nich zostaje, sir.
— Troska o pańskich ludzi przynosi wam zaszczyt, sierżancie, ale do nas należy…
— Sławna ostatnia walka, sir? — rzucił Jackrum. Splunął fachowo do zrujnowanego kominka. — Do demona z tym, sir. To tylko sposób, żeby umrzeć sławnym.
— Sierżancie, wasza niesubordynacja staje się…
— Ja pójdę — powiedziała cicho Polly.
Umilkli, odwrócili się i spojrzeli na nią.
— Ja pójdę — powtórzyła głośniej. — Ktoś powinien.
— Nie bądź głupi, Perks! — burknął Jackrum. — Nie wiesz, jak tam jest, nie wiesz, jacy strażnicy czekają zaraz za furtką, nie masz pojęcia…
— W takim razie szybko się przekonam, sierżancie, prawda? — Uśmiechnęła się bohatersko. — Może dostanę się do miejsca, skąd będę mógł widzieć i wysyłać sygnały…
— W tej kwestii sierżant i ja jesteśmy jednomyślni, Perks — oświadczył Bluza. — Naprawdę, szeregowy, to się po prostu nie uda. Oczywiście, jesteście odważni, ale skąd wam przyszło do głowy, że macie jakąkolwiek szansę, by skutecznie udawać kobietę?
— No więc, sir…
— Twój zapał nie pozostanie niezauważony, Perks — mówił porucznik z uśmiechem. — Ale wiecie, dobry oficer obserwuje swoich ludzi i muszę powiedzieć, że dostrzegłem u ciebie, u was wszystkich, drobne… przyzwyczajenia, absolutnie normalne, nie ma się czym przejmować… Na przykład z rzadka głębokie badanie nozdrza albo skłonność do uśmiechu po puszczeniu wiatrów, naturalny chłopięcy odruch drapania… się w miejscach publicznych… Tego rodzaju detale zdradziłyby cię natychmiast i przekonały obserwatora, iż jesteś mężczyzną w kobiecym przebraniu. Możesz mi wierzyć.
— Na pewno potrafię to zagrać, sir — przekonywała niepewnie Polly.
Czuła na sobie wzrok Jackruma. Niech to motyla… niech to demon, wiesz wszystko, co? Od jak dawna wiesz? Bluza pokręcił głową.
— Nie. Przejrzą cię w mgnieniu oka. Dobrzy z was chłopcy, ale jest wśród nas tylko jeden człowiek, który ma szanse na sukces tego przedsięwzięcia. Manickle!
— Tak, sir? — spytała Kukuła, zesztywniała ze strachu.
— Sądzisz, że uda ci się zdobyć dla mnie sukienkę?
Maladict pierwszy przerwał ciszę.
— Chce pan powiedzieć, sir… że to pan spróbuje się tam dostać w kobiecym przebraniu?
— No więc jestem chyba jedynym, który ma praktykę. — Bluza zatarł ręce. — W mojej dawnej szkole bez przerwy wkładaliśmy i ściągaliśmy kiecki. — Spojrzał na krąg absolutnie nieruchomych twarzy. — Teatr, rozumiecie? — wyjaśnił z satysfakcją. — Nie mieliśmy dziewcząt w naszym internacie, naturalnie. Ale nie pozwoliliśmy, żeby nas to powstrzymało. Słyszałem, że moja lady Żwawka z „Komedii rogaczy” wciąż jest wspominana, a co do mojej Yumyum… Czy sierżant Jackrum źle się czuje?
Sierżant zgiął się wpół, ale choć z twarzą na poziomie kolan, zdołał wykrztusić:
— Stara wojenna rana, sir. Czasem miewam takie nagłe ataki.
— Pomóżcie mu, szeregowy Igor. O czym to ja… Widzę, że wszyscy jesteście zdziwieni, ale przecież nie ma w tym nic dziwnego. Piękna stara tradycja: mężczyźni występujący w żeńskich rolach. W szóstej klasie chłopaki ciągle to robili, dla żartu. — Umilkł na chwilę, po czym dodał zamyślony: — Zwłaszcza Wrigglesworth, z jakiegoś powodu… — Potrząsnął głową, jakby usuwał natrętną myśl, i mówił dalej. — W każdym razie mam pewne doświadczenia w tej dziedzinie, jak widzicie.
— No ale co pan zrobi, jeśli uda… znaczy: kiedy uda się panu dostać do środka? — spytała Polly. — Będzie pan musiał oszukać nie tylko strażników. Będą tam również inne kobiety.
— To nie sprawi mi kłopotu, Perks. Będę się zachowywał kobieco, a znam też pewną teatralną sztuczkę, rozumiecie… Potrafię mówić bardzo wysokim głosem, o tak… — Jego falset mógłby zarysować szkło. — Widzicie? Nie, jeśli potrzebna wam kobieta, to jestem odpowiednim mężczyzną.
— Zadziwiające, sir — oświadczył Maladict. — Przez chwilę mógłbym przysiąc, że w pokoju znalazła się kobieta.
— I oczywiście mógłbym sprawdzić, czy są również inne źle strzeżone wejścia — ciągnął Bluza. — Kto wie, może nawet, dzięki kobiecym powabom, uda mi się zdobyć klucz od któregoś ze strażników. W każdym razie kiedy sytuacja będzie „czysta”, prześlę wam sygnał. Na przykład wywieszę przez okno ręcznik… lub coś innego wyraźnie niezwykłego.
Znowu zapadła cisza. Kilkoro z oddziału patrzyło w sufit.
— Ta-ak… — mruknęła Polly. — Widzę, że dokładnie pan to sobie przemyślał, sir.
Bluza westchnął.
— Gdyby tylko był tutaj Wrigglesworth…
— Dlaczego, sir?
— Niezwykle sprytny, jeśli idzie o zdobywanie damskich sukni, był ten Wrigglesworth.
Polly pochwyciła spojrzenie Maladicta. Wampir skrzywił się i wzruszył ramionami.
— Uhm… — odezwała się Kukuła.
— Tak, Manickle?
— Mam w plecaku halkę, sir.
— Wielkie nieba! Po co?
Kukuła zaczerwieniła się. Jeszcze nie wymyśliła powodu.
— Bandaże, fir — wyjaśniła gładko Igorina.
— Tak! Tak właśnie. Zgadza się — zapewniła Kukuła. — Ja… znalazłam ją w gospodzie w Plün…
— Profilem kolegów, żeby zabrali każdy kawałek płótna, jaki fię trafi, fir. Na felki wypadek.
— Bardzo rozsądne, młodzieńcze — pochwalił Bluza. — Ktoś ma coś jeszcze?
— Wcale bym fię nie zdziwił. — Igorina rozejrzała się po pokoju.
Wymieniono porozumiewawcze spojrzenia. Otworzono plecaki. Każdy z wyjątkiem Polly i Maladicta miał coś, co wyjął, spuszczając wzrok. Narzutki, halki i piątkowe chusty zabrane z jakiejś niewyjaśnionej, ukrytej potrzeby.
— Uznałeś chyba, że grożą nam poważne rany… — zauważył porucznik.
— Nigdy dofć oftrożnofci, fir. — Igorina uśmiechnęła się do Polly.
— Mam teraz raczej krótkie włosy… — mruczał Bluza.
Polly pomyślała o swoich lokach, zaginionych teraz, głaskanych pewnie przez Strappiego. Ale desperacja ożywiła jej pamięć.