Выбрать главу

— Trz-rzęsę się, sierżancie — szepnęła Kukuła.

— Dobrze, dobrze, bardzo naturalnie — pochwalił Jackrum. — Myślę, że to będzie tutaj. Cicho i spokojnie, nikt nas nie widzi, miła dróżka prowadzi na koniec kotlinki…

Zatrzymał się przy bardzo dużym namiocie i zastukał trzcinką w wiszącą przed wejściem deskę.

— „BryKane GołęBice” — przeczytała Polly.

— No tak, tych dam nie zatrudnia się ze względu na znajomość pisowni — mruknął Jackrum.

Odsunął klapę namiotu o złej reputacji.

Znaleźli się w niewielkim dusznym pomieszczeniu, czymś w rodzaju płóciennego przedpokoju. Dama, tęga, w czarnej sukni podobna do wrony, podniosła się z krzesła i rzuciła wchodzącej trójce najbardziej wyrachowane spojrzenie, jakie Polly w życiu widziała. Kończyło się oszacowaniem ceny jej butów.

Sierżant ściągnął z głowy czako i jowialnym, grzmiącym głosem, ociekającym brandy i słodkim puddingiem, powiedział:

— Dobry wieczór, madaam… Sierżant Smith się nazywam, w samej rzeczy! Mnie i moim dzielnym chłopcom sprzyjała fortuna i wsunęła w ręce wojenne łupy, jeśli pani rozumie, co mam na myśli. I nie będziemy się skarżyć, tylko że ci dwaj napraszali się, normalnie się napraszali, żeby udać się do najbliższego domu o doskonałej reputacji, gdzie zrobi się z nich mężczyzn.

Małe paciorkowate oczka raz jeszcze przeszyły Polly. Kukuła wpatrywała się nieruchomo w ziemię, a uszy płonęły jej jak latarnia sygnałowa.

— Wygląda na to, że robota będzie niełatwa — stwierdziła krótko kobieta.

— Nikt nie powiedziałby prawdziwszych słów, madaam! — rozpromienił się Jackrum. — Po dwa z pani pięknych kwiatuszków powinny sobie poradzić, jak sądzę.

Brzęknęło, gdy — zataczając się lekko — Jackrum położył na kulawym stoliku kilka złotych monet.

Coś w ich lśnieniu sprawiło, że atmosfera odtajała natychmiast. Tęga dama wykrzywiła się w uśmiechu lepkim jak sos ze ślimaków.

— Zawsze zaszczyt, kiedy bawią u nas Serożercy, sierżancie. Jeśli zechcecie… panowie, przejść do hm… wewnętrznego sanktuarium…

Polly usłyszała za sobą bardzo delikatny dźwięk. Obejrzała się. Nie zauważyła dotąd człowieka siedzącego na krześle tuż przy drzwiach. Musiał być człowiekiem, ponieważ trolle nie bywają różowe; przy nim Brew z gospody w Plün wyglądałby jak byle zielsko. Miał na sobie ubranie ze skóry i to jej trzeszczenie usłyszała. Oczy miał lekko uchylone. Kiedy zauważył, że na niego patrzy, mrugnął. Nie było to przyjazne mrugnięcie.

Są takie sytuacje, kiedy plan zwyczajnie nie może się powieść. Kiedy człowiek znajdzie się w samym jego środku, chwila nie jest właściwa, by się o tym przekonać.

— Ehm… sierżancie — mruknęła Polly.

Jackrum odwrócił się, dostrzegł jej gorączkowe miny i udał, że po raz pierwszy dostrzega strażnika.

— Ojoj, gdzie moje maniery… — wymamrotał.

Poczłapał z powrotem, grzebiąc w kieszeni. Wyjął złotą monetę i wcisnął ją zdumionemu mężczyźnie w dłoń. Potem odwrócił się i postukał palcem w boczną ściankę nosa, z wyrazem idiotycznej chytrości na twarzy.

— Dobra rada, chłopcy — powiedział. — Zawsze warto dać napiwek temu, co pilnuje. To on nie dopuszcza tu hałastry. Bardzo ważne stanowisko.

Potykając się, wrócił do damy w czerni i czknął głośno.

— A teraz, madaam, chcielibyśmy poznać te wizje piękna, jakie tu ukrywasz.

Wszystko zależało od tego, uznała po chwili Polly, jak, gdzie i po wypiciu jak wiele czego miał człowiek te wizje. Słyszała o takich lokalach. Praca za barem miała ogromne walory edukacyjne. W rodzinnym mieście było kilka dam, które — jak to określała jej matka — „były nie lepsze niż powinny”. Mając dwanaście lat, Polly zarobiła klapsa za pytanie, jak dobre w takim razie być powinny. Damy te były Obrzydliwością dla Nuggana, ale mężczyźni w swej religijności zawsze znaleźli trochę miejsca, by zgrzeszyć tu i tam.

Słowem, które opisywało cztery kobiety siedzące w następnym pokoju, jeśli człowiek chciał być miłosierny, brzmiało: zmęczone. Jeśli człowiek nie chciał być miłosierny, cały zakres odpowiednich słów czekał na użycie.

Spojrzały bez większego zainteresowania.

— To Wiara, Prudencja, Gracja i Pociecha — przedstawiła je dama w czerni. — Obawiam się, że nocna zmiana jeszcze nie przyszła.

— Jestem pewien, że te ślicznotki zapewnią cenną edukację moim bojowym chłopcom — rzekł sierżant. — Ale… czy mogę być tak zuchwały, by spytać, jak zwracać się do pani, madaam?

— Jestem pani Smother, sierżancie.

— A czy ma pani także imię, jeśli wolno spytać?

— Dolores — odparła pani Smother. — Dla moich… specjalnych przyjaciół.

— No więc, Dolores — mówił Jackrum, a w jego kieszeni znowu brzęknęły monety. — Powiem to od razu i będę szczery, bo widzę, że jesteś kobietą światową. Te kruche kwiaty są piękne na swój sposób, gdyż wiem, że moda w tych dniach wymaga od pań, by miały na sobie mniej mięsa niż ołówek rzeźnika, ale taki dżentelmen jak ja, który cały świat okrążył i widział to czy owo, no więc taki ktoś poznaje wartość dojrzałości. — Westchnął. — Nie wspominając już o Cierpliwości i Nadziei. — Znowu brzęknęły monety. — Może ty i ja oddalimy się do odpowiedniego buddułara i pogawędzimy nad jednym czy drugim kordiałem?

Pani Smother przechyliła głowę na ramię i spojrzała na sierżanta, a potem na „chłopców”, zerknęła w stronę przedpokoju i znowu na Jackruma. Na jej wargach igrał oschły, wyrachowany uśmieszek.

— Ta-ak… Wspaniały z pana mężczyzna, sierżancie Smith. Chodźmy, spróbujemy zdjąć brzemię z pańskich… kieszeni.

Ujęła sierżanta pod ramię. Jackrum mrugnął szelmowsko do Polly i Kukuły.

— No to jesteśmy ustawieni, chłopaki. — Zachichotał. — A teraz, żeby was nie poniosło… Kiedy nadejdzie pora wyjścia, dmuchnę w gwizdek, a wtedy szybko kończcie, co robicie, cha, cha, i zaraz lećcie na spotkanie ze mną. Obowiązek wzywa! Nie zapominajcie o pięknych tradycjach Piersi i Tyłków!

Rechocząc głośno i niemal się potykając, wyszedł z pokoju, wsparty o ramię właścicielki.

Kukuła zbliżyła się szybko do Polly.

— Czy sierżant dobrze się czuje, Ozzer? — szepnęła.

— Chyba jednak trochę za dużo wypił — odpowiedziała Polly głośno.

Wszystkie cztery dziewczęta wstały.

— Ale on…

Zanim Kukuła zdążyła powiedzieć coś więcej, dostała szturchańca w żebra.

Jedna z dziewcząt starannie odłożyła robótkę na drutach, ujęła Polly za rękę i błysnęła starannie dopracowanym wyrazem zainteresowania.

— Jesteś pięknie zbudowanym młodzieńcem… A jak ci na imię, skarbie? Ja jestem Gracja.

— Oliver — przedstawiła się Polly.

Do demona, jakie są piękne tradycje Piersi i Tyłków!?

— Widziałeś kiedyś kobietę bez ubrania, Oliverze? Dziewczęta zachichotały. Polly zmarszczyła czoło; pytanie ją zaskoczyło.

— Tak — zapewniła. — Oczywiście.

— Ho, ho, wygląda na to, że mamy tu prawdziwego Don Joo-anna, dziewczęta. — Gracja odstąpiła. — Niewykluczone, że trzeba będzie wezwać posiłki. Może więc ty, ja i Prudencja wybierzemy się do takiego miłego zakątka, jaki tu znam, a twój mały przyjaciel będzie gościem Wiary i Pociechy. Pociecha jest bardzo dobra z młodymi ludźmi, prawda, Pociecho?

Sierżant Jackrum mylił się w opisie dziewcząt. Trzem z nich do zdrowej wagi rzeczywiście brakowało kilku posiłków, ale gdy Pociecha wstała ze swego wielkiego fotela, okazało się, że to całkiem mały fotel, tyle że w większej części był Pociechą. Jak na tak potężną kobietę, miała bardzo drobną twarz i groźnie spoglądała świńskimi oczkami. Na ramieniu nosiła tatuaż z trupią czaszką.