Выбрать главу

— Młody jest — stwierdziła Gracja. — Poradzi sobie. Chodźmy, Don Joo-annie.

W pewien sposób Polly czuła ulgę. Nie spodobały jej się te dziewczyny. Owszem, taka profesja może zniszczyć każdego, ale w domu miała okazję poznać kilka dam o niełatwej cnocie i miały w sobie pewną zadziorność, której tym brakowało.

— Dlaczego tu pracujecie? — spytała, kiedy przeszły do mniejszego pomieszczenia o płóciennych ścianach. Rozchwiane łóżko zajmowało jego większą część.

— Wiesz, chyba jesteś trochę za młody, żeby być tego rodzaju klientem — stwierdziła Gracie.

— Jakiego rodzaju?

— No, litościwym głąbem. „Co taka dziewczyna jak ty robi w takim miejscu jak to?” i podobne gadki. Żałujesz nas? Czemu? Jeśli ktoś pójdzie za ostro, mamy przy wejściu Garry’ego, a kiedy on już skończy z tym typem, dowiaduje się pułkownik i drań trafia do pudła.

— Właśnie — zgodziła się Prudencja. — Jak słyszałam, to dla damy najbezpieczniejsze miejsce w promieniu dwudziestu pięciu mil. Stara Smother nie jest taka zła. Dostajemy pieniądze dla siebie, karmi nas i nie bije, czego się nie da powiedzieć o mężach, a przecież niebezpiecznie jest się włóczyć samotnie, prawda?

Jackrum znosił Bluzę, bo trzeba mieć oficera, myślała Polly. Jeśli ktoś nie ma swojego oficera, przejmie go inny oficer. Samotnej kobiecie brakuje mężczyzny, samotny mężczyzna sam jest dla siebie panem. Spodnie. To cała tajemnica. Spodnie i para skarpet. Nigdy nawet mi się nie śniło, że tak to wygląda. Wkładasz spodnie i świat się zmienia. Chodzimy inaczej. Zachowujemy się inaczej. Patrzę na te dziewczyny i myślę: Idiotki! Załatwcie sobie po parze spodni!

— Czy możecie się rozebrać? — poprosiła. — Myślę, że powinniśmy się spieszyć.

— Jesteś z Piersi i Tyłków, nie ma co — stwierdziła Gracja, zsuwając suknię z ramion. — Pilnuj swoich serów, Pru.

— Dlaczego to znaczy, że jestem w Piersiach i Tyłkach?

Polly z przesadną starannością rozpinała kurtkę. Chciałaby wierzyć w cokolwiek, by móc się teraz pomodlić o gwizdek…

— Dlatego że wy, chłopcy, zawsze pilnujecie swojego interesu — odparła Gracja.

…i może naprawdę ktoś jej wysłuchał, bo gwizdek zabrzmiał głośno.

Polly chwyciła sukienki i wybiegła, nie zważając na krzyki za sobą. Na zewnątrz zderzyła się z Kukułą, potknęła o leżącego nieruchomo Garry’ego, zobaczyła, że sierżant Jackrum przytrzymuje im odchyloną klapę namiotu, i wyskoczyła w noc.

— Tędy! — syknął sierżant. Zanim przebiegła kilka kroków, chwycił ją za kołnierz i odwrócił w miejscu. — Ty też, Kukuła. Już!

Wbiegł na zbocze kotlinki jak dziecięcy balon na wietrze, a one gramoliły się za nim powoli. Oburącz trzymał stos ubrań, które zaczepiały o krzaki i powiewały za nim. Wyżej wpadli w sięgającą kolan gęstwinę, zdradziecką w słabym świetle. Dziewczyny potykały się i kluczyły, aż dotarły do wyższych krzaków, a tam sierżant chwycił je i wepchnął między gałęzie. Krzyki i wołania były teraz słabsze.

— Teraz wszyscy siedzimy cicho — szepnął. — Krążą patrole.

— Na pewno nas znajdą — odpowiedziała Polly.

Kukuła oddychała ciężko.

— Nie, wcale nie — stwierdził Jackrum. — Po pierwsze, pobiegną w stronę krzyków, bo to natura… tam zawsze biegają… — Polly usłyszała kolejne wołania, wszystkie z daleka. — W dodatku to durnie. Mają pilnować granic obozu, a biegną do zamieszania wewnątrz. W dodatku biegną prosto w światło lamp, więc demony biorą przyzwyczajenie oczu do ciemności. Gdybym był ich sierżantem, nieźle by oberwali. Idziemy. — Poderwał się i postawił Kukułę na nogi. — Dobrze się czujesz, mały?

— To było okropne, sierżancie! Jedna z nich położyła rękę na… na moich skarpetach.

— Coś takiego nie zdarza się często żadnemu mężczyźnie, mogę się założyć — uznał Jackrum. — Ale zrobiliście swoje jak należy. Teraz ruszamy powoli i spokojnie, bez żadnych rozmów, dopóki nie powiem. Jasne?

Szli przez dziesięć minut, okrążając obóz. Słyszeli kilka patroli, a kiedy wstał księżyc, zobaczyli kilka innych na szczytach wzgórz. Polly zdała sobie jednak sprawę, że krzyki, choć głośne, były tylko fragmentem rozbrzmiewającej w obozie mieszaniny dźwięków. Patrole tutaj prawdopodobnie nic nie słyszały. Albo dowodzili nimi żołnierze, którzy nie chcieli nieźle oberwać.

W ciemności usłyszała, jak Jackrum oddycha głęboko.

— Dobra, już dość daleko odeszliśmy. Spisaliście się całkiem dobrze, chłopcy. Teraz jesteście prawdziwymi Piersiami i Tyłkami!

— Ten ich strażnik był całkiem nieprzytomny — przypomniała Polly. — Uderzył go pan?

— Widzicie, jestem gruby — odparł sierżant. — Ludzie nie wierzą, że grubi umieją walczyć. Myślą, że grubi są śmieszni. Źle myślą. Przyłożyłem mu w krtań.

— Sierżancie! — Kukuła była przerażona.

— Co? No co? Szedł na mnie z maczugą.

— Ale dlaczego, sierżancie? — spytała Polly.

— No, no, chytry z ciebie żołnierz. Dobrze, przyznaję, że właśnie uciszyłem madaam, ale bądźmy uczciwi. Wiem, kiedy ktoś mi podaje piekielnego drinka z kroplami na sen.

— Uderzył pan kobietę, sierżancie?

— Tak. I może jak się obudzi w samym gorsecie, uzna, że kiedy następnym razem zjawi się biedny pijany grubas, nie warto truć go i zabierać forsy — burknął gniewnie Jackrum. — Gdyby jej się udało, obudziłbym się w rowie bez gatek, za to z paskudnym bólem głowy. A gdybyście wy byli tępi i polecieli do pułkownika na skargę, przysięgałaby, że czarne jest niebieskie, a ja nie miałem przy sobie ani pensa. Pułkownik by się nie przejął, bo jeśli sierżant jest tumanem i daje się tak załatwić, to mu się należało. Rozumiecie? Dbam o swoich chłopaczków. — Coś zadźwięczało w ciemności. — A parę dodatkowych dolarów też się przyda.

— Sierżancie, nie ukradł pan chyba ich kasy?

— Owszem. I całe naręcze garderoby też.

— I dobrze! — oświadczyła mściwie Kukuła. — Nie były miłe.

— Zresztą to i tak głównie moje pieniądze — dodał Jackrum. — Tak na wagę licząc, interes szedł dzisiaj dość słabo.

— Ale to niemoralne dochody! — zaprotestowała Polly i natychmiast poczuła się jak głupek, że to powiedziała.

— Nie — sprzeciwił się Jackrum. — To były niemoralne dochody, a teraz to lup zdobyty pospolitą kradzieżą. Życie będzie o wiele łatwiejsze, jeśli nauczysz się myśleć logicznie.

Polly była zadowolona, że nie mają lustra. Najlepsze, co dało się powiedzieć o nowych kostiumach, to że ich osłaniają… Ale trwała wojna. Rzadko na kimkolwiek widywało się nowe rzeczy. Mimo to w sukienkach czuły się nieswojo. Ale kiedy w szarym świetle poranka popatrzyły na siebie, zachichotały z zakłopotaniem. Zabawne, pomyślała Polly; spójrzcie tylko na nas przebranych za kobiety!

Dziwne, ale najlepiej wyglądała Igorina. Zniknęła z plecakiem w sąsiedniej, zrujnowanej izbie. Przez dziesięć minut oddział nasłuchiwał rzadkich „auć”, a potem wróciła z jasnymi włosami do ramion. Jej twarz odzyskała właściwy kształt, bez narośli i guzów, do których zdążyły się przyzwyczaić. A szwy na czole zmniejszyły się i zniknęły na oczach zdumionej Polly.

— To boli? — spytała.

— Trochę szczypie przez parę minut — odparła Igorina. — Trzeba po prostu mieć do tego talent. No i specjalną maść, oczywiście.