— Jeśli nie chciałaś nikogo martwić… — z suchej ciemności dobiegł głos Stukacz — …czemu to powiedziałaś, do demona?
Polly trafiła palcami na drewnianą drzazgę. Podniosła ją do nosa i wyczuła zapach siarki.
— Mam jedną zapałkę — oznajmiła. — Chcę spróbować znowu zapalić świecę.
Podeszła do niewidocznej ściany. Potarła zapałkę o skałę i kryptę wypełniło żółte światło.
Ktoś jęknął. Polly patrzyła, zapominając o świecy. Zapałka zgasła.
— No dobra… — odezwał się zduszony głos Stukacz. — Chodzący martwi ludzie. I co?
— Ten niedaleko przejścia to zmarły generał Puhloaver — oświadczył Bluza. — Mam jego książkę „Sztuka obrony”.
— Lepiej chyba nie prosić go teraz o autograf — stwierdziła Polly.
Oddział zbił się w ciasną grupę.
Znowu usłyszały jęk. Dochodził z miejsca, gdzie Polly zapamiętała stojącą Łazer. Słyszała szeptaną modlitwę. Nie potrafiła rozróżnić słów, jedynie gorączkowy, nerwowy szept.
— Może te pręty z pralni trochę ich spowolnią? — spytała niepewnie Kukuła.
— Znaczy, bardziej niż to, że są martwi? — upewniła się Igorina.
Nie, szepnął głos i światło wypełniło kryptę.
Było niewiele jaśniejsze niż blask świetlika, ale w tej chthonicznej ciemności nawet pojedynczy foton mógłby wiele osiągnąć. Światło wznosiło się od klęczącej Łazer, aż osiągnęło wzrost kobiety, ponieważ była to kobieta. A przynajmniej cień kobiety. Nie… Polly widziała, że to światło kobiety, ruchoma sieć linii i błysków, w której pojawiała się i znikała — niczym wizje w płomieniach — kobieca postać.
— Żołnierze Borogravii… baczność! — powiedziała Łazer.
A pod jej cienkim głosem brzmiał cień innego głosu, szept raz po raz wypełniający długie pomieszczenie.
Żołnierze Borogravii… baczność!
Żołnierze…
Żołnierze, baczność!
Żołnierze Borogravii…
Kołyszące się figury znieruchomiały. Zawahały się. Poczłapały w tył. Po dłuższej chwili stęknięć i nieartykułowanych sprzeczek uformowali dwuszereg. Łazer wstała.
— Idźcie za mną — powiedziała.
Idźcie za mną…
…mną…
— Sir? — Polly zwróciła się do Bluzy.
— Chyba pójdziemy, prawda? — zdecydował porucznik.
Wydawało się, że w ogóle nie zwraca uwagi na Łazer. Widział tylko, że znalazł się w obecności militarnych geniuszy wielu stuleci.
— O boże… To brygadier Kalosh… I generał-major lord Kanapcay! Generał Anorac! Czytałem wszystko, co napisał! Nigdy nie sądziłem, że zobaczę go cieleśnie.
— Częściowo cieleśnie — poprawiła go Polly i pociągnęła za sobą.
— Od pięciuset lat chowano tu wszystkich wielkich dowódców, Perks!
— Doskonale, sir! Czy moglibyśmy iść trochę szybciej, sir?
— Wiesz, mam błogą nadzieję, że kiedyś będę mógł spędzić tu całą wieczność.
— Cudownie, sir, ale nie poczynając od dzisiaj. Moglibyśmy dogonić pozostałych, sir?
Kiedy przechodzili, obszarpane ręce jedna po drugiej wznosiły się w urywanym salucie. Oczy lśniły w zapadniętych twarzach. Dziwne światło połyskiwało na zakurzonych ozdobnych sznurach, na poplamionych i wyblakłych mundurach. Był też dźwięk, ostrzejszy niż szepty, głęboki i gardłowy. Brzmiał jak skrzypienie odległych drzwi, a pojedyncze głosy wznosiły się i opadały, gdy oddział mijał martwe postacie.
Śmierć Zlobenii… dorwijcie ich… pamiętajcie… sprawcie im piekło… zemsta… pamiętajcie… to nie są ludzie… pomścijcie nas… zemsta…
Przed nimi Łazer dotarła do wysokich drewnianych drzwi. Otworzyły się pod jej dotknięciem. Światło sunęło wraz z nią.
— Mogę tylko zapytać generała-majora… — zaczął Bluza, ciągnąc Polly za rękę.
— Nie! Nie może pan! Proszę nie tracić czasu! Idziemy! — nakazała Polly.
Dotarli do drzwi, a Stukacz i Igorina zatrzasnęli je za nimi. Polly oparła się o ścianę.
— To chyba był… najdziwniejszy moment mojego życia — stwierdził Bluza, gdy ucichły echa.
— Myślę, że ten jest mojego… — Polly z trudem chwytała oddech. Światło wciąż się jarzyło wokół Łazer, która odwróciła się do oddziału z błogim wyrazem twarzy.
— Musicie przemówić do naczelnego dowództwa — powiedziała.
Musicie przemówić do naczelnego dowództwa, wyszeptały ściany.
— Bądźcie dobrzy dla tego dziecka.
Bądźcie dobrzy dla tego dziecka…
…tego dziecka…
Polly złapała Łazer, zanim dziewczyna uderzyła o ziemię.
— Co się dzieje? — spytała Stukacz.
— Myślę, że księżna naprawdę przez nią przemawia — stwierdziła Polly.
Łazer była nieprzytomna; wywróciła oczy, widać było same białka.
— Daj spokój, księżna to tylko obrazek! Ona nie żyje!
Czasami człowiek nie wytrzymuje. Dla Polly tym czasem był okres, kiedy szli przez kryptę. Jeśli ktoś nie wierzy, jeśli nie chce uwierzyć, jeśli nawet zwyczajnie nie ma nadziei, że jest coś wartego wiary, to po co się odwracać? Jeśli nie wierzy, komu może zaufać, że wyprowadzi go z uścisku martwych ludzi?
— Nie żyje? — powtórzyła. — Co z tego? Co z żołnierzami z tamtej sali, którzy nie odeszli? Co ze światłem? A jak brzmiał głos Łazer?
— Tak, ale… Przecież takie rzeczy nigdy się nie zdarzają nikomu, kogo znasz… — tłumaczyła Stukacz. — Zdarzają się, no… nawiedzonym religijnym dziwakom. Znaczy, przecież ona parę dni temu uczyła się głośno pierdzieć!
— Ona? — szepnął Bluza do Polly. — Ona? Dlaczego…
Raz jeszcze umysł Polly opanował nagły atak paniki.
— Słucham cię, Daphne?
— Aha… No tak. Oczywiście… Nigdy dość… Jasne… — mruczał porucznik.
Igorina uklękła przy dziewczynie i dotknęła jej czoła.
— Cała płonie — stwierdziła.
— Modliła się przez cały czas, kiedy byłyśmy w Szarym Domu — powiedziała Loft i także uklękła.
— Tak, jasne, trzeba się było dużo modlić, jeśli nie byłaś silna — warknęła Stukacz. — A każdego przeklętego dnia modliłyśmy się do księżnej, żeby podziękować Nugganowi za pomyje, których człowiek nie dałby świniom. I wszędzie ten nieszczęsny obrazek, to rybie spojrzenie… Nienawidzę go! Może doprowadzić do obłędu! To właśnie zdarzyło się Łazer, prawda? A ty chcesz, żebym uwierzyła, że tłusta stara czarownica traktuje naszą przyjaciółkę jak… marionetkę czy coś? Nie wierzę. A jeśli to jest prawda, to ja się nie zgadzam!
— Ona płonie, Magdo — odezwała się cicho Loft.
— Wiesz, czemu się zaciągnęłyśmy? — spytała czerwona na twarzy Stukacz. — Żeby się wydostać! Wszystko byłoby lepsze od tego, co nas tam czekało. Ja miałam Loft, Loft miała mnie, a trzymałyśmy się was, ponieważ nie było innego wyboru. Wszyscy powtarzają, że Zlobeńcy są straszni, tak? Ale oni nigdy nam nic nie zrobili, nie skrzywdzili nas. Jeśli chcą przybyć tutaj i powiesić paru drani, mogę im dostarczyć listę. Wszędzie, gdzie dzieje się coś niedobrego, gdzie małostkowi dręczyciele wymyślają nowe okrucieństwa, nowe sposoby poskramiania nas, patrzy na wszystko to przeklęte oblicze! A ty mówisz, że jest tutaj?