Выбрать главу

Źle ubrany człowiek z cygarem zaśmiał się cicho. Jednak pozostali wyraźnie nie podzielali jego poczucia humoru.

— Chyba nie myślicie poważnie o odrzuceniu naszej oferty! — zirytował się lord Rust.

— Mimo to, sir… proszę o kilka minut. Jestem przekonany, że panie wolałyby mieć chwilę tylko dla siebie. Jedna z nich spodziewa się dziecka.

— Co? Tutaj? — Cała grupa cofnęła się jak jeden. — Jeszcze nie, jak sądzę. Ale gdyby panowie wyszli z kuchni… Gdy oficerowie wycofali się do bezpiecznego korytarza, porucznik zwrócił się do swojego oddziału.

— I jak, żołnierze? To bardzo atrakcyjna propozycja, muszę przyznać.

— Nie dla nas — odparła Stukacz.

Loft kiwnęła głową.

— Ani dla mnie — dodała Kukuła.

— Czemu nie? — zdziwił się Bluza. — Dostałabyś męża.

— To może być trochę trudne — wymamrotała. — A poza tym, co z inwazją?

— Nie pozwolę się odesłać do domu jak pakunek — oświadczyła Igorina. — Zresztą ten człowiek ma obraźliwą strukturę kości.

— Szeregowy Goom chwilowo nie może się włączyć do dyskusji — westchnął Bluza. — Zostałaś tylko ty, Polly.

— Dlaczego oni to robią? — spytała Polly. — Dlaczego chcą nas usunąć z drogi? Czemu zwyczajnie nas nie zamkną? Przecież cel tu nie brakuje.

— Och, może są wyczuleni na słabości waszej płci — powiedział Bluza i natychmiast zaczął się smażyć w ich spojrzeniach. — Nie mówiłem przecież, że ja jestem — dodał szybko.

— Mogliby zwyczajnie nas pozabijać — uznała Stukacz. — No, mogliby… Dlaczego nie? Kto by się tym przejął? Nie wydaje mi się, żebyśmy się liczyły jako jeńcy wojenni.

— Ale nie zabili — przypomniała Polly. — I nawet nam nie grożą. Są bardzo ostrożni. Wydaje mi się, że się nas boją.

— Tak, akurat — mruknęła Stukacz. — Pewnie myślą, że zechcemy ich gonić, żeby każdemu dać gorącego i wilgotnego całusa?

— No dobrze, zgadzamy się, że nie przyjmujemy oferty — podsumował Bluza. — I dobrze, niech to demony… Och, przepraszam…

— Wszyscy znamy te słowa, sir — uspokoiła go Polly. — Proponuję, żebyśmy się teraz przekonały, jak bardzo się nas boją.

Oficerowie czekali ze źle skrywanym zniecierpliwieniem. Mimo to Rust, wchodząc do kuchni, zdołał się przelotnie uśmiechnąć.

— I jak, poruczniku? — zapytał.

— Starannie rozważyliśmy pańskie oferty, sir — oświadczył Bluza. — I nasza odpowiedź brzmi: niech pan je sobie wetknie w… — Pochylił się do Polly, która wyszeptała coś gorączkowo. — Kto? A tak, rzeczywiście. W swój golf. Niech pan je sobie wetknie pod swój golf, ściśle mówiąc. Nazwany na pamiątkę pułkownika Henriego Golpha, o ile dobrze pamiętam. Użyteczne wełniane okrycie, rodzaj swetra, jednak z wysokim kołnierzem obejmującym szyję; sam sweter, jak sobie przypominam, zawdzięcza swoją nazwę starszemu sierżantowi sztabowemu Swetowi. I tam właśnie może je pan sobie wetknąć, sir.

Rust przyjął to spokojnie. Polly zastanowiła się, czy może nie zrozumiał. Człowiek z cygarem, znowu opierający się o ścianę, musiał jednak zrozumieć, bo uśmiechał się szeroko.

— Jasne — rzekł Rust. — Rozumiem, że to odpowiedź od was wszystkich? W takim razie nie pozostawiacie nam wyboru. Zegnam.

Jego próba dumnego wyjścia za drzwi została mocno utrudniona przez innych oficerów, którzy nie mieli takiego wyczucia dramatyzmu. Drzwi się zatrzasnęły, ale ostatni z wychodzących odwrócił się szybko i wykonał znaczący gest. Można było go przeoczyć, ale Polly nie przeoczyła.

— Poszło chyba dobrze — stwierdził Bluza.

— Mam nadzieję, że nie czekają nas z tego powodu kłopoty — westchnęła Kukuła.

— Kłopoty w porównaniu z czym? — zapytała z irytacją Stukacz.

— Ostatni wystawił do góry kciuk i mrugnął — oświadczyła Polly. — Zauważyłyście go? Nie nosił nawet munduru oficerskiego.

— Pewnie chciał się umówić — uznała Stukacz.

— W Ankh-Morpork to znaczy „jest dobrze” — wyjaśnił Bluza. — W Klatchu, zdaje się, oznacza „Mam nadzieję, że twój osioł eksploduje”. Zauważyłem tego człowieka. Moim zdaniem wyglądał jak sierżant straży.

— Nie miał pasków — stwierdziła Polly. — Dlaczego chciał nam pokazać, że jest dobrze?

— Albo dlaczego tak nienawidzi naszego osła? — spytała Kukuła. — Jak Łazer?

— Śpi — powiedziała Igorina. — Tak myślę.

— Nie jesteś pewna?!

— No więc nie wydaje mi się, żeby była martwa.

— Nie wydaje ci się? — powtórzyła Polly.

— Tak. Żałuję, że nie potrafię jej ogrzać.

— Mówiłaś chyba, że jest rozpalona.

— Była. Teraz jest lodowata.

Porucznik Bluza podszedł do drzwi, chwycił za klamkę i ku powszechnemu zdumieniu otworzył je szarpnięciem. Cztery klingi skierowały się w jego pierś.

— Mamy tu chorego — warknął do zdumionych wartowników. — Potrzebujemy koców i drewna na opał. Natychmiast!

Zatrzasnął drzwi.

— Może się uda — mruknął.

— Te drzwi nie mają zamka — zauważyła Stukacz. — To użyteczny fakt, Polly.

Polly westchnęła.

— W tej chwili chciałabym coś zjeść. To przecież kuchnia. Tutaj może być jedzenie.

— To kuchnia — zgodziła się Stukacz. — Tutaj mogą być tasaki.

Dla każdego irytujące jest odkrycie, że przeciwnik był równie sprytny jak on. Znalazły studnię, ale siatka prętów u góry nie przepuszczała niczego większego niż wiadro. A ktoś zupełnie pozbawiony wyczucia narracji i przygody usunął z pomieszczenia wszystko, co posiadało ostrą krawędź. A także, z nieznanych powodów, wszystko, co nadawałoby się do jedzenia.

— Chyba że chcemy posilić się świecami — rzekła Kukuła i wyjęła ich pakiet z kredensu. — W końcu to łój. Założę się, że stary Scallot zrobiłby z nich świecowe skubbo.

Polly sprawdziła komin, który pachniał, jakby ogień nie palił się tam od bardzo dawna. Był wielki i szeroki, ale sześć stóp od podłogi wisiała ciężka krata obwieszona czarnymi od sadzy pajęczynami. Wydawała się stara i przerdzewiała. Pewnie do jej usunięcia wystarczyłoby dwadzieścia minut pracy z łomem, lecz łomu nigdy nie ma pod ręką, kiedy jest potrzebny.

W spiżarni znaleźli kilka worków starej, suchej i zakurzonej mąki. Źle pachniała. Był jakiś aparat z lejkiem, uchwytem i kilkoma tajemniczymi śrubami[10]. Było kilka wałków do ciasta, ociekacz do sałaty, parę chochli… i widelce. Mnóstwo widelców do opiekania. Polly czuła się zawiedziona. Wprawdzie to śmieszne oczekiwać od kogoś, kto postanowił uwięzić ludzi w zaimprowizowanej celi, że zostawi w niej wszystko co niezbędne do skutecznej ucieczki, ale mimo to miała wrażenie, że złamano jakąś uniwersalną zasadę. Widelcami do opiekania można kłuć ludzi, ociekaczem do sałaty można kogoś uderzyć, a wałki do ciasta to przynajmniej tradycyjna kobieca broń. Natomiast aparatem z lejkiem, uchwytem i kilkoma tajemniczymi śrubami można było najwyżej kogoś zdziwić.

Drzwi się otworzyły. Wkroczyli uzbrojeni mężczyźni, którzy mieli ochraniać dwie kobiety niosące koce i drewno. Weszły ze spuszczonymi głowami, złożyły swoje ładunki i natychmiast umknęły na korytarz. Polly podeszła stanowczo do strażnika, który wydawał się dowódcą. Cofnął się przed nią. U pasa wisiał mu wielki pęk kluczy.

— Następnym razem pukajcie, co? — powiedziała.

Uśmiechnął się nerwowo.

вернуться

10

Każda długo działająca kuchnia ma coś takiego i nikt nie pamięta po co. Na ogół służy to do czegoś, czego i tak nikt już nie robi, a nawet kiedy robił, to bez wielkiego entuzjazmu — na przykład do obierania selera, siekania orzechów czy też, w najgorszym przypadku, faszerowania koszatek jadalnych.