Выбрать главу

— Udzielam zgody, Perks.

Podłoga była zalana wodą i zasłana kawałkami — bardzo małymi kawałkami — beczek. Pół komina runęło do paleniska, a sadza paliła się gwałtownie. Polly zastanowiła się, czy w głębi doliny zostanie to uznane za sygnał.

Drzwi zniknęły. Podobnie jak spora część ściany wokół nich. Dalej…

Dym i kurz wypełniały powietrze. Leżący ludzie jęczeli, inni snuli się wśród gruzów jak pijani. Kiedy przybył oddział, nie tylko nie podjęli walki, ale w ogóle nic nie zrozumieli. Albo nie usłyszeli. Dziewczęta opuściły broń. Polly zauważyła sierżanta, który siedział na podłodze i otwartą dłonią uderzał się w głowę.

— Oddaj klucze! — zażądała.

Spróbował się skupić.

— Co?

— Klucze!

— Wezmę brązową, jeśli można.

— Dobrze się czujesz?

— Co?

Polly schyliła się i zerwała pęk kluczy z jego pasa. Rzuciła je Bluzie.

— Zechce pan czynić honory, sir? Wydaje mi się, że już niedługo będziemy tu mieli licznych gości. — Zwróciła się do oddziału. — Odbierzcie im broń!

— Niektórzy są mocno poranieni, Polly. — Igorina przyklęknęła obok. — Tam jest taki, który ma wielokrotne.

— Co wielokrotne? — spytała Polly, obserwując schody.

— Po prostu… wielokrotne. Wielokrotne wszystko. Ale wiem, że mogę mu uratować rękę, bo ją znalazłam, o tam. Musiał trzymać szablę, kiedy…

— Zrób, co możesz, dobrze?

— Przecież to wrogowie! — zawołała Stukacz, sięgając po szablę.

— To fprawa Igorów — oświadczyła Igorina, zdejmując plecak. — Przykro mi, ale nie zrozumief.

— Już zaczynam… — Stukacz podeszła do Polly. Wokół jęczeli ludzie i zgrzytały kamienie. — Ciekawe, jakich szkód narobiłyśmy. Strasznie dużo tam kurzu…

— Niedługo przybiegnie tu wielu ludzi — oświadczyła Polly spokojniej, niż się w rzeczywistości czuła.

Teraz będzie inaczej, myślała. Nie pojawi się indyk, żeby nas uratować. Teraz się przekonam, czy jestem mięsem, czy metalem…

Słyszała trzaski otwieranych przez Bluzę drzwi, wołania zamkniętych wewnątrz…

— Porucznik Bluza, Dziesiąty Regiment Piechoty — powtarzał. — Przychodzimy na ratunek, zasadniczo. Przepraszamy za ten bałagan.

To ostatnie zdanie dodawała prawdopodobnie jego wewnętrzna Daphne, uznała Polly.

Korytarz wypełnił się uwolnionymi ludźmi, a ktoś powiedział:

— Co tu robią te kobiety? Na miłość boga, dziewczyno, oddaj tę szablę!

I w tej konkretnej chwili nie miała ochoty się kłócić.

Mężczyźni przejmują dowodzenie. Dzieje się tak prawdopodobnie z powodu skarpet.

Oddział wycofał się do kuchni, gdzie pracowała Igorina. Działała szybko, efektywnie i z niewielką tylko ilością krwi. Duży plecak stał otwarty obok. Słoje wewnątrz były niebieskie, zielone i czerwone; niektóre dymiły, kiedy je otwierała, albo emitowały dziwne światło. Jej palce rozmywały się od prędkości. Tworzyła fascynujące widowisko, przynajmniej dla tych, którzy ostatnio nie jedli.

— Oddział baczność! To major Erick von Moldvitz! Chciał was poznać.

Obejrzały się, słysząc głos Bluzy. Przyprowadził kogoś ze sobą — major był młody, ale o wiele mocniej zbudowany od porucznika. Miał bliznę na policzku.

— Spocznij, chłopcy — powiedział. — Bluza opowiedział mi, jak świetną robotę wykonaliście. Doskonale! Przebrani za kobiety, co? Mieliście szczęście, że was nie wykryli!

— Tak, sir — zgodziła się Polly.

Z zewnątrz dobiegały krzyki i odgłosy walki.

— Nie zabraliście swoich mundurów? — zapytał major.

— Byłoby ciężko, gdyby je przy nas znaleźli. — Polly spoglądała na Bluzę.

— I tak by było, gdyby chcieli was przeszukać, co? — Major mrugnął porozumiewawczo.

— Tak, sir — odparła posłusznie Polly. — Porucznik Bluza opowiedział panu wszystko, prawda?

Za majorem Bluza wykonywał uniwersalny gest. Polegał na uniesieniu obu rąk dłońmi w górę i gwałtownym machaniu z wyprostowanymi palcami.

— Ha… tak. Ukradliście ubrania z zamtuzu, co? Tacy młodzi chłopcy jak wy nie powinni bywać w takich lokalach. Jeśli właściwie prowadzone, są Obrzydliwością! — oświadczył major i teatralnie pogroził im palcem. — W każdym razie idzie nam dobrze. Na tak niskich poziomach prawie nie ma straży. Całą twierdzę zbudowano przy założeniu, że nieprzyjaciel będzie na zewnątrz. Zaraz, co ten człowiek robi temu człowiekowi na stole?

— Fkładam go, fir — wyjaśniła Igorina. — Przyfywam mu rękę.

— To nieprzyjaciel, prawda?

— Kodekf Igorów, fir — odpowiedziała z wyrzutem Igorina. — Podamy rękę, kiedy trzeba, fir.

Major pociągnął nosem.

— Trudno się z wami kłócić, prawda? Ale kiedy skończysz, mamy wielu innych, którym się przyda twoja pomoc.

— Oczywifcie, fir.

— Jakieś wiadomości o moim bracie, sir? — spytała Polly. — Paul Perks?

— Tak, Bluza mi o nim wspomniał, Perks, ale nasi ludzie są pozamykani wszędzie, a w tej chwili mamy trochę zamieszania, co? — przyznał otwarcie major. — A z innych spraw… Wsadzimy was do spodni, jak się da najszybciej, żebyście też mieli trochę zabawy, co?

— Zabawy — powtórzyła Stukacz głucho.

— A zabawa to…? — spytała Polly.

— Dotarliśmy już do czwartego poziomu — wyjaśnił von Moldvitz. — Nie odbiliśmy jeszcze całej twierdzy, ale opanowaliśmy zewnętrzne dziedzińce i niektóre wieże. Do rana będziemy kontrolować, kto wchodzi i kto wychodzi. Wracamy do wojny! Teraz nie będzie już żadnej inwazji. Większa część ich wyższych dowódców tkwi w wewnętrznej twierdzy.

— Wracamy do wojny — mruknęła Polly.

— I zwyciężymy — zapewnił major.

— Niech to motyla noga… — rzuciła Kukuła.

Coś musiało pęknąć, Polly zdawała sobie z tego sprawę. Stukacz miała taką minę, jak zawsze przed wybuchem, a nawet Kukuła wierciła się niespokojnie. To tylko kwestia czasu, nim Loft znajdzie pudełko zapałek, które Polly ukryła w kredensie.

Igorina zapięła plecak i uśmiechnęła się radośnie do majora.

— Możemy ifć, fir.

— Przynajmniej ściągnij perukę, co?

— To moje włafne włofy, fir.

— Wyglądają trochę… mazgajowato — uznał major. — Byłoby lepiej…

— Jestem w rzeczywistości kobietą, sir. — Igorina zrezygnowała z seplenienia. — Może mi pan zaufać. Jestem Igorem, znamy się na takich rzeczach. A moje szycie nie ma sobie równych.

— Kobietą? — powtórzył major.

Polly westchnęła.

— Wszystkie jesteśmy kobietami, majorze. Prawdziwymi kobietami. Nie tylko przebranymi za kobiety. I w tej chwili wolę nie wkładać spodni, bo byłabym kobietą przebraną za mężczyznę przebranego za kobietę przebraną za mężczyznę, i wtedy tak by mi się wszystko pomieszało, że nie wiedziałabym nawet, jak przeklinać. A w tej chwili mam ochotę przeklinać, sir, i to bardzo.

Major spojrzał sztywno na Bluzę.

— Wiedział pan o tym, poruczniku?

— No więc… tak, sir. W końcu tak. Ale mimo to, sir, chciałbym…

Ta cela służyła kiedyś za wartownię. Była wilgotna i miała dwa trzeszczące łóżka.

— Tak ogólnie — stwierdziła Stukacz — było lepiej, kiedy trzymał nas w niewoli nieprzyjaciel.

— Tam jest kratka w suficie! — zawołała Kukuła.

— Za mała, żeby się przecisnąć — uznała Polly.