Выбрать главу

— Nie, ale możemy się powiesić, zanim oni to zrobią.

— Słyszałam, że to bardzo bolesny sposób umierania — stwierdziła Polly.

— Od kogo? — zainteresowała się Stukacz.

Od czasu do czasu przez wąskie okienko dobiegały odgłosy bitwy. Głównie były to krzyki. Czasem wrzaski. Zabawy nie brakowało. Igorina wpatrywała się w swoje dłonie.

— Co im się w nich nie podoba? Czy nie przyszyłam tej ręki jak należy? Ale nie, boją się, że mogę dotknąć ich części prywatnych.

— Może obiecaj, że będziesz operować tylko publicznie — zaproponowała Stukacz.

Nikt się nie roześmiał. I pewnie żadna z nich nie próbowałaby nawet uciekać, gdyby nagle otworzyły się drzwi. Ucieczka od nieprzyjaciela to rzecz piękna i szlachetna, ale jeśli ktoś ucieka przed własną stroną, to dokąd właściwie mógłby uciec?

Łazer spała jak niedźwiedź zimą. Trzeba było obserwować ją przez dłuższą chwilę, by się przekonać, że oddycha.

— Co mogą z nami zrobić? — spytała nerwowo Kukuła. — No wiecie… naprawdę zrobić?

— Nosiłyśmy męskie ubrania — przypomniała Polly.

— Za to grozi tylko chłosta.

— Och, znajdą inne zarzuty, możesz mi wierzyć — mruknęła Stukacz.

— Przecież uwolniłyśmy ich z lochów! To nasze wojsko!

Polly westchnęła.

— Właśnie dlatego, Kukuła. Nikt nie chce wiedzieć, że gromada dziewczyn przebrała się za żołnierzy, wdarła do wielkiej fortecy i uwolniła pół armii. Wszyscy wiedzą, że kobiety nie są do tego zdolne. Żadna ze stron nas tu nie chce, rozumiesz?

— Kto na polu bitwy będzie się przejmował kilkoma dodatkowymi ciałami?

— Nie mówcie tak! Porucznik Bluza nas bronił!

— Daphne? — spytała pogardliwie Stukacz. — Ha! To tylko następne zwłoki. Prawdopodobnie gdzieś go zamknęli, jak nas.

W oddali zabrzmiały wiwaty, które trwały przez dłuższą chwilę.

— Chyba opanowali budynek — uznała Polly.

— Mamy szczęście. — Stukacz splunęła.

Po chwili w drzwiach otworzyła się nieduża klapka i milczący mężczyzna wsunął przez nią garnek skubbo i talerz końskich sucharów. Nie było to złe skubbo, a przynajmniej nie było złe według standardów złego skubbo. Wyniknęła krótka dyskusja, czy to, że się je karmi, oznacza, że nie grozi im egzekucja. W końcu jednak któraś przypomniała tradycję Ostatniego Porządnego Posiłku.

Igorina wyraziła opinię, że oceniając skubbo po zawartości, był to raczej Posiłek Chaotyczny. Ale przynajmniej gorący.

Kilka godzin później tą samą drogą wsunięto im bańkę salupy i kubki. Tym razem strażnik mrugnął.

Godzinę później drzwi zostały otwarte. Do środka wszedł młody człowiek w mundurze majora.

Co tam, możemy ciągnąć tak, jak zaczęłyśmy, pomyślała Polly. Poderwała się na nogi.

— Oddział baa-czność!

W rozsądnym tempie oddział zdołał się ustawić w linii prostej. Major przyjął to, stukając trzcinką w daszek swojego czaka. Trzcinka była o wiele cieńsza niż cal.

— Spocznij… kapralu, prawda?

— Tak, sir.

To brzmiało obiecująco.

— Jestem major Clogston ze sztabu żandarmerii — przedstawił się major. — I chciałbym, żebyście mi wszystko opowiedziały. Będę notował, jeśli wam to nie przeszkadza.

— O co tu chodzi? — spytała Stukacz.

— A ty jesteś… szeregowy Halter — stwierdził Clogston. — Mam za sobą długą rozmowę z porucznikiem Bluzą.

Odwrócił się, skinął stojącemu w progu strażnikowi i zamknął drzwi. Zamknął też klapkę.

— Staniecie przed sądem — oznajmił, siadając na wolnym posłaniu. — Politicos chcieliby, żeby osądził was pełen trybunał nugganiczny, ale tutaj byłoby to trudne, no a nikt nie chce, by sprawa trwała dłużej, niż musi. Poza tym nastąpiło dość… niezwykłe wydarzenie. Ktoś wysłał do generała Froca komunikat, w którym pyta o was, wymieniając wszystkie z imienia… A przynajmniej — dodał — z nazwiska.

— Czy to lord Rust, sir?

— Nie, to ktoś, kto nazywa się William de Worde. Nie wiem, czy trafiłyście na jego azetę? Zastanawialiśmy się, skąd wie, że zostałyście schwytane.

— No, my mu nie powiedziałyśmy — zapewniła Polly.

— To czyni sytuację nieco… złożoną — mówił Clogston. — Chociaż, z waszego punktu widzenia, bardziej optymistyczną. Niektórzy ludzie w armii zastanawiają się… powiedzmy, że nad przyszłością Borogravii. To znaczy chcieliby, żeby jakaś była. Moje zadanie to przedstawić waszą sprawę trybunałowi.

— Czy to sąd wojenny? — chciała wiedzieć Polly.

— Nie, nie są aż tak głupi. Nazwanie tego sądem wojennym sugerowałoby, że uznają was za żołnierzy.

— Pan uznał — przypomniała Kukuła.

— De facto to nie to samo co de iure — wyjaśnił Clogston. — A teraz, jak już mówiłem… proszę opowiedzieć mi swoją historię, panno Perks.

— Będę wdzięczna za „kapralu”. Dziękuję.

— Przepraszam za tę pomyłkę. Proszę mówić…

Clogston otworzył teczkę, wyjął okulary, które włożył na nos, ołówek oraz coś białego i kwadratowego. — Jak tylko będziecie gotowa, kapralu…

— Sir, naprawdę chce pan pisać na tej kanapce z dżemem?

— Co? — Major spojrzał i wybuchnął śmiechem. — Nie. Bardzo przepraszam. Muszę jeść regularnie. Cukier we krwi, rozumiecie…

— Tylko że ona już przecieka, sir. Proszę się nami nie krępować, już jadłyśmy.

Zajęło to godzinę, z licznymi wtrąceniami, poprawkami i dwoma kolejnymi kanapkami. Major zapisał sporą część notesu. Czasami musiał przerwać i popatrzeć w sufit.

— …i potem wrzucili nas tutaj — zakończyła Polly.

— Wcisnęli, tak naprawdę — poprawiła ją Igorina. — Wepchnęli.

— Mhm… — Clogston się zastanawiał. — Mówiłaś, że kapral Strappi, którego poznałyście, nagle… nagle bardzo się rozchorował na wieść o tym, że rusza do bitwy?

— Tak, sir.

— A potem w tawernie w Plün naprawdę w zamieszaniu kopnęłaś księcia Heinricha?

— Na pewno się zmieszał, sir. Ale wtedy nie wiedziałam, że to książę Heinrich.

— Nie wspomniałaś ataku na wzgórze, gdzie według porucznika Bluzy szybką akcją zdobyłaś książkę szyfrów…

— Nie ma o czym wspominać, sir. Nie na wiele się nam przydała.

— No, nie wiem. Ze względu na ciebie i tego miłego człowieka z azety dwa regimenty sprzymierzonych truchtały tam i z powrotem po górach, szukając jakiegoś partyzanckiego przywódcy zwanego Tygrysem. Książę Heinrich się uparł i sam stanął na czele. Można powiedzieć, że nie umie przegrywać. Plotka głosi, że zupełnie nie umie.

— Ten pisarz z azety w to wszystko uwierzył? — Polly była zdumiona.

— Nie wiem, ale na pewno to zapisał. Naprawdę lord Rust zaproponował, że pozwoli wam wszystkim dyskretnie wrócić do domów?

— Tak, sir.

— I uzgodniłyście, że może…

— Wcisnąć to sobie pod golf, sir.

— A tak. Nie mogłem odczytać własnego pisma. G… O… L… — Clogston starannie zapisał słowo dużymi literami. — Nie mówię tego i w ogóle mnie tu nie ma, ale niektórzy… wysoko postawieni ludzie po naszej stronie zastanawiają się, czy może odeszłybyście dyskretnie…?

Pytanie zawisło w powietrzu niczym ciało z belki pod sufitem.

— Zanotuję to sobie także jako „golf — zdecydował major Clogston.

— Niektórzy z nas nie mają dokąd pójść — powiedziała Stukacz.

— Ani z kim pójść — dodała Kukuła.