Выбрать главу

— Nie zrobiłyśmy nic złego — powiedziała Polly.

— Czyli golf — podsumował major. Schował okulary, po czym westchnął. — Nie chcą mi nawet powiedzieć, jakie padną zarzuty.

— Że jesteśmy Niedobrymi Dziewczętami — uznała Stukacz. — Kogo pan chce oszukać, sir? Nieprzyjaciel chciał tylko dyskretnie się nas pozbyć, a generałowi zależy na tym samym. Na tym polega kłopot z dobrymi i złymi facetami: to są faceci.

— Czy dostałybyśmy medale, sir, gdybyśmy były mężczyznami? — zapytała Kukuła.

— Tak. Na pewno. A Bluzę czekałby szybki awans, jak podejrzewam. Ale toczymy akurat wojnę i chwila nie jest odpowiednia…

— …żeby dziękować gromadzie Obrzydliwych kobiet? — podpowiedziała Polly.

Clogston się uśmiechnął.

— …żeby tracić koncentrację. To wszystko naciski gałęzi politycznej, oczywiście. Nie chcą pozwolić, żeby wieści o tym się rozeszły. A dowództwo chce szybko zamknąć sprawę. Z tego samego powodu.

— I kiedy wszystko się zacznie?

— Mniej więcej za pół godziny.

— To głupie — zirytowała się Stukacz. — Są przecież w samym środku wojny, a jednak chcą marnować czas na proces kilku kobiet, które w dodatku nic złego nie zrobiły?

— Generał nalegał — wyjaśnił Clogston. — Chce to mieć za sobą.

— Na jakiej podstawie opiera się autorytet takiego trybunału? — zapytała zimno Polly.

— Tysięcy ludzi pod bronią — odparł major. — Przepraszam. Kłopot polega na tym, że jeśli powiedzieć generałowi „Pan i jaka armia?”, wystarczy mu wskazać za okno. Zamierzam jednak wykazać, że proces powinien się odbyć przed sądem wojennym. Wszystkie pocałowałyście księżną? Wzięłyście szylinga? Zatem, moim zdaniem, to sprawa wojskowa.

— A to dobrze, tak?

— No, to znaczy, że obowiązują procedury. Ostatnie Obrzydliwości Nuggana to puzzle. Takie układanki. Rozbijają świat na drobne kawałki. To w końcu skłoniło ludzi do zastanowienia. Armia jest może szalona, ale szalona według regulaminu. Przewidywalna w swym szaleństwie. Hm… Wasza śpiąca koleżanka… zostawicie ją tutaj?

— Nie — oznajmił oddział jak jedna żona.

— Wymaga ciągłej opieki — wyjaśniła Igorina.

— Gdybyśmy ją zostawiły, mogłaby dostać ostrego ataku znikania bez śladu.

— Trzymamy się razem — oświadczyła Polly. — Nie zostawiamy swoich.

Pomieszczenie wybrane na posiedzenie trybunału było kiedyś salą balową. Odzyskano już ponad połowę twierdzy, jak dowiedziała się Polly, lecz jej podział między walczące strony był dość przypadkowy. Sprzymierzenie wciąż trzymało główne budynki i zbrojownię, ale było całkowicie otoczone przez siły Borogravii. Obecnie walki toczyły się o kompleks głównej bramy, zbudowany nie po to, by wytrzymywać ataki od wewnątrz. To, co się działo, przypominało bójkę, nocną awanturę w barze, tyle że na wielką skalę. A ponieważ rozmaite machiny wojenne stały na szczytach wież, zajmowanych obecnie przez obie strony, twierdza sama siebie ostrzeliwała.

Podłoga pachniała pastą i kredą. Zestawione stoły tworzyły nierówny półokrąg, za którym zasiadło, jak oceniła Polly, co najmniej trzydziestu oficerów. A potem zobaczyła z tyłu inne stoły, mapy, ludzi wchodzących i wychodzących… I zrozumiała, że nie tylko o nie tu chodzi. W tym pokoju mieścił się sztab.

Oddział został wprowadzony do środka i stanął na baczność. Igorina skłoniła dwóch strażników, by wnieśli Łazer na noszach. Jej rząd szwów pod okiem wart był więcej niż insygnia pułkownika — żaden żołnierz nie chciał się narazić Igorom.

Czekały. Od czasu do czasu jakiś oficer zerkał na nie, a potem wracał do oglądania mapy albo do rozmowy. W pewnej chwili Polly zauważyła wymieniane szeptem polecenia i ogólne poruszenie w kierunku półkola krzeseł. Panowało wyraźne poczucie, że będzie to męczące zadanie, który niestety trzeba wykonać.

Generał Froc nie patrzył wprost na oddział, dopóki nie zajął miejsca pośrodku grupy i nie ułożył równo papierów. Nawet wtedy przesuwał po nich wzrokiem szybko, jakby obawiał się zatrzymać. Polly nigdy go jeszcze nie widziała. Był przystojny, miał piękną siwą czuprynę. Blizna na policzku minimalnie mijała oko i była wyraźnie widoczna wśród zmarszczek.

— Sprawy toczą się dobrze — powiedział, zwracając się do wszystkich obecnych. — Właśnie się dowiedzieliśmy, że lotna kolumna, prowadzona przez niedobitki dziesiątego, zbliża się do twierdzy i atakuje główną bramę od zewnątrz. Ktoś musiał zauważyć, co się tu dzieje. Armia ruszyła.

Rozległy się dość dyskretne oklaski. Generał znów popatrzył na oddział.

— Czy to już wszyscy, Clogston?

Major, który dostał mały stolik dla siebie, wstał i zasalutował.

— Nie, sir — powiedział. — Czekamy…

Drzwi otworzyły się znowu. Weszła Nefryt między dwoma o wiele większymi trollami. Za nią wlekli się Maladict i Bluza. Chyba w całym pośpiechu i zamieszaniu nikomu nie udało się znaleźć dla niego spodni. Maladict trochę się rozmazywał, a jego łańcuchy brzęczały bezustannie.

— Protestuję przeciwko łańcuchom, sir — odezwał się Clogston.

Generał szeptem naradził się z kilkoma oficerami.

— Owszem, nie chcemy przecież zbędnych formalności. — Skinął na strażników. — Rozkujcie ich. Trolle, możecie odejść. Chcę tylko, żeby straże zostały przy drzwiach. A teraz przystąpmy do rzeczy. Wszystko to trwa już za długo. Słuchajcie — powiedział, siadając na krześle. — To naprawdę całkiem proste. Z wyjątkiem porucznika Bluzy, zgodzicie się wrócić do domu pod opiekę mężczyzn. Zrozumiano? I więcej nie będzie już mowy o tej sprawie. Wykazałyście się sporą odwagą, trudno zaprzeczyć, ale niewłaściwie skierowaną. Jednakże nie jesteśmy niewdzięcznikami. Rozumiemy, że żadna z was nie jest mężatką, dlatego otrzymacie od nas odpowiednie, nawet całkiem spore posagi… Polly zasalutowała.

— Mogę coś powiedzieć, sir?

Froc popatrzył na nią, po czym spojrzał znacząco na Clogstona.

— Później będziecie mieli okazję, by przemówić, kapralu.

— Ale cośmy złego zrobiły? — spytała Polly. — Powinni nam to powiedzieć.

Froc zwrócił się w stronę końca półkola krzeseł.

— Kapitanie…

Wstał niski oficer. Na twarzy Polly fala rozpoznania sunęła przez bagna nienawiści.

— Kapitan Strappi, wydział polityczny, sir — zaczął. Dopiero kiedy ucichł chóralny jęk oddziału, Strappi odchrząknął i mówił dalej. — Według prawa nugganicznego popełniono dwadzieścia siedem Obrzydliwości, sir. Podejrzewam, że było ich o wiele więcej. Według prawa wojskowego mamy prosty fakt, że udawały mężczyzn, by się zaciągnąć. Byłem na miejscu, sir, i wszystko widziałem.

— Kapitanie Strappi, czy mogę pogratulować błyskawicznego awansu? — odezwał się Bluza.

— W samej rzeczy, kapitanie — zgodził się Clogston. — Jeszcze kilka dni temu był pan skromnym kapralem.

Biały pył opadł z sufitu, gdy coś ciężkiego uderzyło w mur od zewnątrz. Froc otrzepał swoje papiery.

— Mam nadzieję, że to żaden z naszych — mruknął do wtóru krótkich śmiechów. — Proszę dalej, kapitanie.

Strappi zwrócił się do generała.

— Jak pan wie, sir, niekiedy jest konieczne, byśmy my, z wydziału politycznego, przyjmowali niższą rangę, by zyskać ważne informacje. Zgodnie z regulaminem, sir — dodał.

Spojrzenie, jakie rzucił mu generał Froc, w sercu Polly zamieszało filiżankę nadziei. Nikt nie mógł lubić czegoś takiego jak Strappi, nawet matka.

Generał zwrócił się do Clogstona.

— Czy to ma związek ze sprawą, majorze? — spytał gniewnie. — Wiemy przecież, że przebrały się za…