Выбрать главу

— Jak dobrze jest znów nosić ciało — powiedziała. — I oddychać. Oddychanie jest cudowne.

Jak dobrze…

Oddychać cudowne ciało znowu oddychanie…

W twarzy Łazer było coś niezwykłego. Jej rysy się nie zmieniły, pozostały całkiem zwyczajne. Nos tak samo spiczasty i zaczerwieniony, policzki tak samo zapadnięte… Ale pojawiły się też subtelne zmiany.

Uniosła dłoń i zgięła palce.

— Aha… — powiedziała. — Więc…

Tym razem nie było echa, a głos wydawał się silniejszy i głębszy. Nikt nigdy by nie powiedział, że głos Łazer jest atrakcyjny, ale ten był. Podeszła do Jackruma, który osunął się na tłuste kolana i zerwał czako.

— Sierżancie Jackrum, wiesz, kim jestem. Brodziłeś dla mnie po morzach krwi. Może powinniśmy inaczej ułożyć twe życie, ale twoje grzechy to grzechy żołnierza, w dodatku nie z tych najgorszych. Awansujesz więc na sierżanta sztabowego, bo lepszego kandydata nie spotkałam. Jesteś zaprawiony w chytrości, sprycie i przypadkowych występkach, sierżancie Jackrum. Dobrze sobie poradzisz.

Jackrum, ze spuszczonym wzrokiem, dotknął dłonią czoła.

— Nie jestem godny, wasza łaskawość…

— Oczywiście, że nie. — Księżna się rozejrzała. — Gdzie jest moja armia… aha…

W głosie nie pozostał nawet ślad echa, zniknęło gdzieś przygarbienie i spuszczony wzrok Łazer. Księżna stanęła przed Frokiem, który rozdziawiał usta.

— Generale Froc, musisz uczynić mi jeszcze jedną przysługę.

Generał spoglądał ponuro.

— Kim ty jesteś, u demona?

— Czy musisz pytać? Jackrum jak zawsze myśli szybciej od ciebie. Znasz mnie. Jestem księżną Annagovią.

— Ale przecież… — zaczął któryś z oficerów, lecz Froc uniosła rękę.

— Ten głos… jest znajomy — powiedziała cicho.

— Tak. Pamiętasz bal. Ja też go pamiętam. Czterdzieści lat temu. Byłeś najmłodszym kapitanem w historii. Tańczyliśmy, ja dość sztywno. Zapytałam, jak długo jesteś kapitanem, a ty odpowiedziałeś…

— Trzy dni… — szepnęła Froc, zaciskając powieki.

— Jedliśmy poduszeczki z brandy, piliśmy koktajl, który nazywał się, o ile pamiętam…

— Łzy anioła — dokończyła Froc. — Wciąż mam menu, wasza łaskawość. I karnet.

— Tak — zgodziła się księżna. — Zachowałeś je. A kiedy stary generał Scaffer cię odprowadzał, powiedział: „Będziesz mógł o tym opowiadać wnukom, mój chłopcze”. Ale byłeś… tak oddany, że nigdy nie miałeś dzieci… mój chłopcze…

mój chłopcze… mój chłopcze…

— Widzę tu bohaterów! — Księżna spojrzała na zebranych oficerów. — Wszyscy poświęciliście… wiele. Ale żądam jeszcze więcej. O wiele więcej. Czy jest między wami ktoś, kto dla mojej pamięci nie zginie w bitwie? — Popatrzyła wzdłuż rzędu stołów. — Nie. Widzę, że nie. Ale teraz chcę, żebyście zrobili to, co ignoranci mogą uznać za łatwiejsze. Musicie powstrzymać się od ginięcia w bitwach. Zemsta niczego nie przywróci. Zemsta to koło, które obraca się do tyłu. Martwi nie są waszymi panami.

— Czego chcesz ode mnie, pani? — wykrztusiła Froc.

— Wezwij swoich oficerów. Zawrzyj pakty, jakie są teraz konieczne. To ciało, to biedne dziecko, poprowadzi cię. Jestem słaba, ale mogę przemieszczać małe obiekty. Może myśli. Pozostawię jej coś… światło w oczach, ton głosu. Idźcie za nią. Musicie dokonać inwazji.

— Oczywiście. Ale jak…

— Musicie dokonać inwazji na Borogravię! W imię normalności, musicie wracać do domów. Nadchodzi zima, ufne zwierzęta nie są karmione, starzy ludzie umierają z zimna, kobiety noszą żałobę, kraj się rozpada. Walczcie z Nugganem, ponieważ jest teraz niczym, jest tylko zatrutym echem waszej ignorancji, małostkowości i złośliwej głupoty. Poszukajcie sobie godniejszego boga. I pozwólcie… mi… odejść! Wszystkie te modlitwy, wszystkie błagania… do mnie! Zbyt wiele złożonych rąk, które wysiłkiem i wytrwałością mogłyby lepiej na te modlitwy odpowiedzieć. Kim byłam? Tylko dość głupią kobietą, kiedy żyłam. Ale wierzyliście, że czuwam nad wami, że was słucham… Więc musiałam, musiałam słuchać, wiedząc, że nie ma pomocy… Chciałabym, by ludzie bardziej uważali na to, w co wierzą. Ruszajcie. Przed wami inwazja na jedyne miejsce, którego nigdy nie podbiliście. Te kobiety pomogą… Bądźcie z nich dumni. I abyście nie przekręcili moich słów, byście nie wątpili… pozwólcie, że przed odejściem zwrócę wam dar. Pamiętajcie. Pocałunek.

…pocałunek…

…pocałunek pocałunek zwrócę pocałunek…

…pamiętajcie…

Jak jedna kobieta, jak jeden mąż, wszyscy w sali z wahaniem sięgnęli do lewych policzków. A Łazer osunęła się bardzo powoli, delikatnie jak westchnienie.

Froc odezwała się pierwsza.

— To było… Musimy chyba…

Zająknęła się i umilkła.

Jackrum wstał, otrzepał swoje czako, wcisnął je sobie na głowę i zasalutował.

— Mogę coś powiedzieć, sir?

— Wielkie nieba, Jackrum! — odparła Froc z roztargnieniem. — W takiej chwili? No dobrze…

— Jakie są pańskie rozkazy, sir?

— Rozkazy? — Froc zamrugała i rozejrzała się niepewnie. — Rozkazy, rozkazy… Tak. Przecież jestem dowódcą, mogę poprosić… Tak, mogę poprosić o rozejm, sierżancie…

— Sierżancie sztabowy, sir! — poprawił ją Jackrum. — Słuszna decyzja, sir! Zorganizuję gońca do sprzymierzonych!

— Przypuszczam, że biała flaga byłaby…

— Zrobione, sir. Proszę zdać się na mnie, sir. — Od Jackruma wręcz biła skuteczność działania.

— Tak, oczywiście… Ehm… Zanim przejdziemy dalej… panie i panowie, ja… tego… niektóre z rzeczy, jakie zostały tu powiedziane… Cała ta sprawa kobiet zaciągających się jako… kobiety… — Froc znowu, jakby zdumiona, uniosła dłoń do policzka. — Będą serdecznie witane. Pozdrawiam je. Ale dla tych z nas, które przyszły wcześniej, może jeszcze… jeszcze nie nadszedł czas. Rozumiecie?

— Co? — zdziwiła się Polly.

— Gęby na kłódkę, sir! — oświadczył Jackrum. — Może pan na mnie polegać, sir. Oddział kapitana Bluzy… baczność! Otrzymacie mundury! Na boga, nie możecie ciągle chodzić przebrani za praczki!

— Jesteśmy żołnierzami? — upewniła się Polly.

— Oczywiście, inaczej bym na was nie wrzeszczał, nieznośna pannico! Świat stanął na głowie! A jest trochę ważniejszy od was, nie? Masz to, o co ci chodziło, nie? To teraz złap jakiś mundur, zorganizuj sobie czako i przynajmniej wytrzyj twarz! Zaniesiesz wrogom formalną propozycję rozejmu!

— Ja, sierżancie?

— Zgadza się! Jak tylko oficerowie napiszą oficjalny list. Stukacz, Loft… Poszukajcie, czy znajdziecie dla Perks jakieś łachy. Perks, nie daj się zastraszyć, graj twardziela. Reszta, zwijać się i czekać.

— Sierżancie Jackrum, znaczy: sierżancie sztabowy… — zaczepił go Bluza.

— Tak, sir?

— Nie jestem kapitanem, wiecie…

— Nie? — Jackrum wyszczerzył się w uśmiechu. — Może pan to zostawić Jackrumowi. Zobaczymy, co dzień przyniesie, prawda? To drobiazg, sir. Na pańskim miejscu, sir, pozbyłbym się tej sukienki.

Jackrum odmaszerował z wypiętą piersią, czerwoną jak u gila i dwa razy bardziej niebezpieczną. Krzyczał na ordynansów, dręczył wartowników, salutował oficerom… I wbrew wszystkiemu, z czerwonej od żaru stali paniki wykuł klingę celowości. Był sierżantem sztabowym w sali pełnej zagubionych rupertów, i był tym zachwycony bardziej niż terier w beczce ze szczurami.