Выбрать главу

Przerwanie bitwy jest o wiele trudniejsze niż jej rozpoczęcie. Rozpoczęcie wymaga tylko, żeby ktoś krzyknął „Naprzód!”. Ale kiedy chce się ją przerwać, wszyscy są bardzo zajęci.

Polly czuła, jak rozchodzą się wieści: To dziewczyny! Biegający tam i z powrotem adiutanci przyglądali się im, jakby były dziwnymi owadami. Ciekawe, ile z nich Jackrum przeoczył. Ciekawe…

Pojawiały się elementy munduru. Nefryt zdobyła pasujące spodnie — znalazła kancelistę wzrostu Polly, podniosła w górę i ściągnęła je z niego. Zorganizowano kurtkę. Loft ukradła nawet czako odpowiedniego rozmiaru i do połysku wypolerowała rękawem odznakę. Polly zapinała właśnie pas, kiedy zauważyła postać na drugim końcu sali. Zupełnie o nim zapomniała.

Idąc już, dociągnęła pas i przecisnęła skórę przez klamrę. Potem ruszyła szybciej, manewrując między grupami ludzi. Strappi zauważył ją, ale było już za późno. Nie miał drogi odwrotu, chyba że by uciekł, ale przecież kapitanowie nie uciekają przed kapralami. Stał więc w miejscu jak królik zahipnotyzowany przez podchodzącą lisicę. Kiedy była już blisko, uniósł dłonie.

— Spokojnie, Perks. Jestem kapitanem i wypełniałem obowiązki… — zaczął.

— A myślisz, że długo zachowasz tę rangę… sir? — syknęła. — Kiedy już powiem generałowi o naszym drobnym konflikcie? I jak nasłałeś na nas księcia Heinricha? Jak się znęcałeś nad Łazer? I co z moimi włosami, ty lepka, nędzna namiastko mężczyzny? Kukuła jest lepszym mężczyzną od ciebie, chociaż jest w ciąży!

— Och, wiedzieliśmy, że kobiety dostają się do wojska — zapewnił Strappi. — Nie mieliśmy tylko pojęcia, jak głęboko sięga zgnilizna…

— Zabrałeś moje włosy, bo myślałeś, że coś dla mnie znaczą. No więc możesz je sobie zatrzymać! Wyrosną mi nowe i nikt mi w tym nie przeszkodzi, rozumiesz? Aha, i coś jeszcze. Oto jak głęboko sięga zgnilizna!

Nie spoliczkowała go, lecz wyrżnęła w gębę tak, że aż się potoczył. Ale był Strappim, więc podniósł się chwiejnie i mściwie wrzasnął:

— Uderzyła starszego stopniem!

Odwróciło się kilka głów. Ludzie spojrzeli na Strappiego. Spojrzeli na Polly. A potem z uśmiechami wrócili do pracy.

— Na twoim miejscu bym uciekła — doradziła Polly.

Odwróciła się na pięcie, czując żar jego bezsilnej wściekłości.

Miała właśnie pójść do Nefryt i Maladicta, kiedy ktoś dotknął jej ramienia. Odwróciła się błyskawicznie.

— Co? Och… Przepraszam, majorze Clogston.

Czuła, że jeśli po raz drugi stanie przed Strappim, nie obejdzie się bez morderstwa. A to sprowadzi na nią kłopoty, nawet teraz.

— Chciałbym ci podziękować za bardzo interesujący dzień — rzekł major. — Robiłem, co mogłem, ale chyba wszyscy zostaliśmy zdeklasowani.

— Dziękuję, sir — odpowiedziała Polly.

— To była przyjemność, kapralu — zapewnił Clogston. — Z zaciekawieniem i zazdrością będę śledził twoją przyszłą karierę. Gratulacje. A że protokół tutaj zwisa sobie i powiewa, pozwól, że uścisnę ci dłoń.

Podali sobie ręce.

— Muszę teraz wracać do swoich obowiązków — rzekł Clogston, kiedy zjawiła się Nefryt z płachtą na kiju. — Aha, przy okazji… Mam na imię Christine. I wiesz, wątpię, czy potrafię znów się przyzwyczaić do noszenia sukienki.

Do eskorty wybrano Maladicta i Nefryt. Trolla dlatego, że trolle zawsze wzbudzają szacunek, a wampira dlatego, że wampiry go wymagają. Kiedy łokciami torowali sobie drogę przez zatłoczone korytarze, słyszeli stęknięcia i wiwaty, ponieważ wieści dotarły już wszędzie. To kolejny powód, by zabrać Nefryt — trolle umieją się przepychać.

— No dobrze — rzekł Jackrum, zamykający tyły. — U stóp tych schodów są drzwi, a za nimi terytorium nieprzyjaciela. Najpierw wsuń tam białą flagę. To taka wskazówka dotycząca bezpieczeństwa.

— Nie może pan iść z nami, sierżancie?

— Kto? Ja? Jest tam parę osób, które strzeliłyby do mnie, nie dbając o żadne białe flagi. Ale ty się nie przejmuj. Wiadomość poszła.

— Jaka wiadomość, sierżancie?

Jackrum schylił się jej do ucha.

— Nie będą strzelać do dziewczyny, Perks.

— Powiedział im pan?

— Uznajmy po prostu, że wieści szybko się rozchodzą. Wykorzystaj przewagę. A ja poszukam twojego brata, zanim wrócisz, słowo honoru daję! Aha, jeszcze coś… Spójrz na mnie, Perks…

Polly odwróciła się w zatłoczonym, ciasnym korytarzu. Jackrumowi błyszczały oczy.

— Wiem, że mogę ci ufać, Perks. Ufam ci, jak zaufałbym sam sobie. Życzę ci szczęścia. I wykorzystaj to jak najlepiej. Pocałunki nie wystarczają na długo.

Nie mógł tego powiedzieć wyraźniej, uznała Polly. Uzbrojeni wartownicy przy drzwiach przepuścili ich naprzód.

— Trzymajcie się ścian, drogie panie. I spieszcie się z tą szmatą.

Rozwarły się ciężkie wrota. Kilka strzał odbiło się od muru i wirując w powietrzu, poleciało dalej korytarzem. Kolejna przebiła białą flagę, którą Polly machała desperacko. W końcu rozległy się dalekie krzyki, potem brawa.

— Dobra, ruszajcie! — Wartownik pchnął ją naprzód.

Wyszła na jaskrawe światło dnia. Dla pewności kilka razy machnęła jeszcze flagą nad głową. Ludzie stali na dziedzińcu i na blankach dookoła. Były też trupy.

Kapitan w przesiąkniętym krwią mundurze przekroczył ciało zabitego i wyciągnął rękę.

— Możecie oddać je mnie, żołnierzu — powiedział.

— Nie, sir. Muszę dostarczyć pismo komendantowi i zaczekać na odpowiedź.

— Więc dajcie mi je, żołnierzu, a ja przyniosę wam odpowiedź. W końcu to wy się poddaliście.

— Nie. Tu chodzi o rozejm. To nie to samo. Muszę przekazać pismo osobiście, a pan nie stoi dostatecznie wysoko. — Przyszło jej coś do głowy. — Żądam spotkania z komendantem Vimesem!

Kapitan rzucił jej niechętne spojrzenie, a potem przyjrzał się uważniej.

— Czy jesteś jedną z tych…?

— Tak — odparła Polly.

— Zakuliście ich w łańcuchy i wyrzuciliście klucz?

— Tak — przyznała Polly. Czuła, że życie zaczyna się jej przewijać przed oczami.

— Musieli kicać całe mile, w kajdanach, ale za to bez ubrań?

— Tak!

— I jesteś tylko… kobietą?

— Tak. — Polly postanowiła chwilowo pominąć milczeniem to „tylko”.

Kapitan pochylił się i przemówił, usiłując nie poruszać wargami:

— Dołra rołota. Zuchy. Czas, zeły ktoś wreszcie dołozył tełu aroganckiełu draniołi! — Wyprostował się. — A zatem do komendanta Vimesa. Proszę za mną…

Kiedy szli przez centralną część twierdzy, Polly czuła na sobie spojrzenia setek oczu. Usłyszała kilka gwizdów, ponieważ było tu więcej żołnierzy, w tym kilka trolli. Nefryt schyliła się, chwyciła kamień i cisnęła w jednego. Trafiła prosto między oczy.

— Spokój! — Maladict zamachał nerwowo, gdy setka żołnierzy uniosła broń. — To była trollowa wersja przesłania całusa!

I rzeczywiście, trafiony troll machał do Nefryt, choć odrobinę niepewnie.

— Możemy na razie przerwać te miłosne igraszki? — zaapelowała Polly. — Mogą to źle zrozumieć.

— Ale przestali gwizdać — zauważył Maladict.

Coraz więcej ludzi przyglądało się, jak pokonuję kolejne partie kamiennych schodów. Polly widziała teraz, że nie da się zdobyć tej budowli. Każde schody były widoczne z góry, do każdego przybysza można było wymierzyć, zanim on sam cokolwiek zobaczy.