Выбрать главу

— Za chwilę będzie tu Ruth — powiedział. — Może wyjdziesz, żeby ją przywitać?

— Bardzo chętnie. — Morna wstała z uśmiechem i podeszła z mm do drzwi wejściowych. Gregg był trochę zdziwiony, że nic nie zrobiła z włosami ani nie zatroszczyła się o suknię — wiedział z doświadczenia, ze pierwsze spotkanie kobiet to sprawa delikatnej natury. I wtedy zauważył, że jej proste uczesanie nie ucierpiało w najmniejszym nawet stopniu, a i błękitna szata jest tak gładka i lśniąca, jakby dopiero co zdjęta z wieszaka. Dowiedział się jeszcze jednej dziwnej rzeczy o swoim gościu.

— Witaj, Ruth, cieszę się, żeś przyjechała. — Gregg podszedł do dwukółki, zatrzymał ją i pomógł Ruth wysiąść.

— Nie wątpię, że się cieszysz — odparła. — Słyszałeś o Wolfie Caleyu? Gregg ściszył głos.

— Słyszałem, że jest umierający…

— Właśnie. I co zamierzasz w tej sytuacji zrobić?

— A co ja mogę zrobić?

— Możesz wyruszyć na północ, jak tylko się ściemni, nie zatrzymując się po drodze ani na chwilę. To szaleństwo coś takiego ci proponować, ale ja bym została i zajęła się twoją przyjaciółką.

— To nie byłoby w porządku. — Gregg wolno potrząsnął głową. — Nie, zostanę tu, gdzie jestem potrzebny.

— Ciekawe, co zrobisz, jak przyjdzie po ciebie Josh Portfield ze swoją bandą.

— Ruth — szepnął Gregg zmieszany — wolałbym, żebyś mówiła o czymś innym, to zdenerwuje Mornę. Chodź lepiej, poznasz ją.

Ruth spojrzała na niego z niepokojem, ale bez protestów weszła do domu, gdzie Gregg dokonał prezentacji. Kobiety w milczeniu uścisnęły sobie ręce, a następnie — zupełnie spontanicznie — zaczęły się do siebie uśmiechać, bez zbędnych słów przyjmując role odpowiednio matki i córki. Gregg pojął, że doszło między nimi do porozumienia na płaszczyźnie, która nigdy nie będzie mu dostępna, i jego wrodzony lęk przed naturą kobiecą jeszcze wzrósł.

Z przyjemnością zauważył, że Morna spodobała się Ruth, która:

najwyraźniej oczekiwała potwierdzenia swoich najgorszych podejrzeń. To mu oczywiście ułatwi sytuację. Gdy kobiety weszły do domu, Gregg zajął się rozpakowywaniem przywiezionych przez Ruth rzeczy — wiklinowy koszyk chwycił między przedramiona, tak żeby nie forsować łokci. Kiedy wszedł z koszykiem do izby, zastał kobiety pogrążone w rozmowie; Ruth przerwała sobie tylko po to, żeby mu wskazać drzwi, w milczeniu nakazując wyjście.

Zadowolony wziął z półki paczkę papierosów domowej roboty i wyszedł do szopy, gdzie dojrzewała jego pulque. Wolał skręty, ale teraz, kiedy palce miał niezupełnie sprawne — a skręcanie papierosów wymagało precyzji ruchów — nauczył się obywać bez nich. Zasiadłszy wygodnie na stołku w kącie i zapaliwszy papierosa z zadowoleniem spoglądał na królestwo miedzianych rurek, retort i probówek do fermentacji pulpy kaktusowej. Świadomość, że w jego domu są dwie kobiety, z czego jedna ma wkrótce urodzić dziecko, napełniała go ciepłym poczuciem przydatności, którego nigdy do tej pory nie zaznał. Przez czas jakiś w obłokach aromatycznego dymu oddawał się marzeniom, w których Ruth była jego żoną, Morna córką, on sam zaś, znów w pełni sprawny i zdolny do pracy, głową rodziny, odpowiedzialną za jej utrzymanie.  Nie rozumiem, jak ty możesz tu siedzieć. — W drzwiach stała Ruth w szalu narzuconym na ramiona. — Przecież ten smród nie może być zdrowy.

— Jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodził — odparł Gregg, wstając. — Fermentacja jest częścią natury.

— Tak jak i krowie łajno. — Ruth wycofała się z szopy czekając na niego na zewnątrz. W poziomych promieniach czerwono zachodzącego słońca wyglądała zdrowo i apetycznie, dojrzała i odpowiedzialna. — Teraz już muszę wracać — powiedziała. — Ale przyjadę znów jutro rano i zostanę tak długo, aż to maleństwo przyjdzie bezpiecznie na świat.

— Myślałem, że w soboty pracujesz w sklepie.

— Pracuję, ale Sam będzie musiał sobie jakoś poradzić beze mnie. Nie mogę tak zostawić tej małej, żeby sama rodziła. A ty byłbyś dla niej mniej niż bezużyteczny.

— Ale co sobie Sam pomyśli?

— Nieważne, co pomyśli Sam, powiem mu, ze kwękasz. — Ruth przerwała na moment. — Jak myślisz, Billy, skąd ona może być?

— Nie umiem ci powiedzieć. Mówiła coś o Nowym Orleanie. Ruth zmarszczyła czoło na znak dezaprobaty. — Nie mówi tak, jak mówią ludzie z Luizjany, a poza tym ma jakiś obcy sposób myślenia.

— Zauważyłem — powiedział Gregg z naciskiem.

— Na przykład mówi tylko o urodzeniu syna, co? Zupełnie nie przyjmuje do wiadomości, że to by równie dobrze mogła być córka.

— Mhm. — Gregg pomyślał o szybkościach początkowych rewolwerów. — Ciekaw jestem bardzo, przed czym ona ucieka. Twarz Ruth złagodniała nieoczekiwanie.

— Czytałam dużo o kobietach ze szlachetnych rodów… dziedziczkach i różnych takich… którym zabraniają uznania własnych dzieci, dlatego że ojcowie są z gminu.

— Ruth Jefferson — powiedział wesoło Gregg — nie wiedziałem, że się krzątasz po tym skromnym, starym sklepie z głową pełną takich romantycznych historii.

— Nic podobnego. — Ruth poczerwieniała. — Ale to jasne jak słońce, że Morna musi pochodzić z bogatej rodziny i że najprawdopodobniej ma z nią jakieś kłopoty.

— Możliwe. — Greggowi przypomniało się potworne przerażenie, jakie dostrzegł w jej oczach. Instynktownie wyczuł, że to musiało być coś więcej niż lęk przed rozgniewanymi rodzicami, ale postanowił nie sprzeczać się z Ruth. Stał i słuchał cierpliwie jej opowieści o tym, jak to położyła Mornę spać, jak przygotowała jemu łóżko w drugim pokoju i co Gregg ma zrobić rano na śniadanie.

— A whisky dziś zostaw w spokoju — zakończyła. — Nie chciałabym, żebyś gdzieś leżał w pijanym widzie, kiedy ta mała dostanie w nocy bólów. Słyszysz mnie?

— Słyszę cię, a poza tym i lak nie miałem zamiaru pić. Czy myślisz, że dziecko rzeczywiście urodzi się w niedzielę, tak jak Morna mówi?

Ruth usadowiła się w dwukółce i zebrała lejce.

— Wiesz co, sama nie wiem dlaczego, ale wierzę, że lak będzie. Do zobaczenia, Billy.

— Dzięki, Ruth. — Stał i patrzył, dopóki dwukółka nie znikła mu z oczu za skalną ostrogą wzgórza, na którym stał jego dom, a następnie odwrócił się i wszedł do środka. Drzwi sypialni były zamknięte. Zrobił sobie na podłodze posłanie z koców, które mu zostawiła Ruth, ale nie był usposobiony do spania. Chichocząc cicho z poczucia winy nalał sobie szczodrą ręką kukurydzianej whisky z kamiennego dzbana, który trzymał w kredensie, i usadowił się na jednym ze swoich naj wygodniejszych krzeseł. Żar zachodzącego słońca wypełnił pokój łagodnym światłem i Gregg sącząc whisky-towarzyszkę doznał w swojej roli psa łańcuchowego dziwnego uczucia satysfakcji.

Dopuścił nawet promyk nadziei, że Morna zostanie u niego dłużej niż przez owe sześć dni, które sobie zaplanowała.

O świcie obudził się wystraszony — siedział na krześle, z pustym kubkiem zaciśniętym w ręce. Odstawiając kubek jęknął głośno; przy próbie zgięcia ręki w łokciu poczuł się tak, jakby odpryski szkła wbijały mu się w nagie nerwy. Musiało być w nocy zimno i odkryte ramiona zesztywniały mu jeszcze bardziej niż zwykle. Wstał z trudem i z przerażeniem stwierdził, że zarówno koszulę, jak i spodnie ma całe wymięte. Przyszło mu do głowy, że mężczyzna żyjący samotnie powinien mieć ubranie nie gniotące się, takie jak…