— Może — odparł stanowczo Dan.
— Denny, poszedłbyś do baru i przyniósł mi parę oliwek do drinka? — rzekła Jane.
O’Brien spojrzał na Jane, potem na Dana i znów na Jane, po czym odparł:
— Jasne.
Wytoczył się z boksu i ruszył do baru, który był teraz pełen gości.
Jane pochyliła się nad stołem.
— O co chodzi? — zwróciła się do Dana.
— Nie chcesz wiedzieć — potrząsnął głową. Zacisnęła usta.
— Naprawdę musisz się w tym tygodniu skontaktować z kimś z Wenezueli?
— Tak.
— Dan, nie chciałabym zrobić nic, co mogłoby mieć negatywny wpływ na finanse Morgana.
— Nic takiego się nie stanie — odparł, po czym cicho dodał: — Ja walczę o życie. Scanwell może sam o siebie zadbać.
O’Brien wrócił z dwoma oliwkami na wykałaczce, niesionymi z gracją nad serwetką. Gdy wsuwał się z powrotem do boksu, Jane rzekła:
— Dobrze, Dan. Każę jednemu z moich ludzi skontaktować się z Departamentem Stanu jutro z samego rana.
— Dzięki — odparł Dan.
Nagle skończyły się tematy do rozmowy. Dopili drinki tak szybko, jak tylko się dało. Dan przez chwilę wyjaśniał O’Brienowi, jakie korzyści ekonomiczne wiązały się z masową produkcją wykorzystywanych przez nich rakiet na paliwo stałe; produkowano je seryjnie, nie pojedynczo. Nie wspomniał o tym, że Astro Corporation miało cały magazyn rakiet nośnych, których amerykański Urząd Skarbowy nie pozwalał zdjąć ze stanów magazynowych.
WYSPA MATAGORDA, TEKSAS
Było prawie południe, kiedy April poczuła delikatny zapach jaśminowych perfum i oderwała wzrok od ekranu. Przy jej biurku stała zadziorna ruda piękność o nosie upstrzonym piegami i uśmiechała się. Miała na sobie białą koszulkę i szorty.
— Pana Randolpha nie ma w biurze — rzekła April.
— W czym mogę pomóc?
— Wiem, pan Randolph pojechał do Waszyngtonu, prawda?
— spytała Kelly Eamons.
— Powinien wrócić jutro — odparła ostrożnie April.
— Tak naprawdę przyszłam porozmawiać z panią, nie z panem Randolphem.
Zanim April zdołała odpowiedzieć, ruda wyjęła cienki portfel z kieszeni szortów i otworzyła go.
— Agent specjalny Kelly Eamons, Federalne Biuro Śledcze.
April wstała. Była o kilka centymetrów wyższa od Eamons, długonoga i szczupła. Stojąc po dwóch stronach biurka, wyglądały jak topmodelka i pełna wigoru teksańska pomponiarka. Jeśli ona ma przy sobie broń, pomyślała April, przyglądając się Eamons, nie mam pojęcia, gdzie ją schowała.
— A o czym chce pani ze mną rozmawiać? — spytała April.
— Jestem tylko asystentką pana Randolpha.
Eamons przyjrzała się April jasnymi, błękitnozielonymi oczami.
— Założę się, że wie pani więcej o tym, co się tu dzieje, niż pani szef.
— To stary banał, pani agent specjalny, wszystkowiedząca sekretarka.
— Może będziemy sobie mówić po imieniu? Jestem Kel I nie bądź taka skromna.
April nie odwzajemniła uśmiechu.
— Dobrze. Co chcesz wiedzieć?
— Może porozmawiamy przy lunchu?
— Miałam zjeść tutaj, przy biurku.
— Jedźmy do motelu. Jedzenie tam nie jest rewelacyjne, i mam fundusze na specjalne wydatki. Wuj Sam stawia.
Zastanawiając się, czy takie słowa w ustach agenta FBI propozycja, czy rozkaz, April wzruszyła ramionami.
— Dobrze. Czemu nie?
Eamons pozwoliła, by April zawiozła ją do motelu swoi Sebringiem, z opuszczonym dachem; ciepłe, gorące powietr; znad Zatoki rozwiewało im włosy. Sala jadalna była praw pusta, choć najbliższa konkurencyjna restauracja była w Larrc gdzie trzeba było płynąć promem. Zajęły boks na końcu sal tylko w jednym siedzieli goście.
— Sum? — spytała Eamons, unosząc wzrok znad jednostn nicowego menu. — Jak myślisz, jest świeży?
— Posłuchaj, Kelly — odparła April — przy mnie nie musi! odgrywać komedii. Powiem ci wszystko, co wiem. Niepotrzeł ne mi te rustykalne rytuały.
Eamons wyglądała na szczerze zaskoczoną.
— Ale ja uwielbiam suma! Praktycznie się na nim wychc walam.
— Gdzie?
— W małym miasteczku Kildare Junction, w hrabstwi Cass. Niedaleko Texarkany.
— A, jesteś z Teksasu?
— Urodziłam się tu i wychowałam. Studiowałam na Un wersytecie Longhorn w Austin.
April odprężyła się trochę. Ale tylko trochę. Podeszł barmanka, Eamons zamówiła suma, a April sałatkę.
— Coś do picia?
— Cherry Coke poproszę — rzekła Eamons.
— Mrożoną herbatę — poprosiła April — Niesłodzoną.
— Więc jesteś dziewczyną z południa — rzekła Eamons, gdy kelnerka odeszła. — Wirginia?
— Czytałaś moje akta osobowe.
— Jeszcze nie. To ten akcent. Uwielbiam identyfikować ludzi po akcencie. Południowo-zachodnia Wirginia? Hill Country?
April musiała przyznać jej rację.
— Czy panie pozwolą zaprosić się na drinka?
April uniosła wzrok i zobaczyła znanego jej technika, uśmiechającego się do nich nieśmiało z piwem w dłoni. Wal-ly Berardino, przypomniała sobie. Z zespołu elektroników. Informatyk.
— Już zamówiłyśmy, Wally — rzekła łagodnym tonem.
— Och — rzekł, po czym zwrócił się do Eamons — czy my się znamy? Chyba cię tu nigdy nie widziałem.
Zanim April zdołała się zastanowić, co odpowiedzieć, Eamons uśmiechnęła się uroczo i odparła:
— Jestem tu nowa. Szukam pracy. Berardino potrząsnął ze smutkiem głową.
— Dziewczyno, źle trafiłaś. Wszyscy się zastanawiamy, kiedy to wszystko się rozleci.
Uśmiech Eamons nie zbladł ani o miliwat.
— No cóż, ale przynajmniej próbowałam, nie?
— Pewnie.
Berardino najwyraźniej nie miał już nic do powiedzenia. Uśmiechnął się do Eamons i wrócił do baru wolnym krokiem.
— Nie lubię mówić wszystkim, że pracuję w FBI — rzekła Eamons prawie szeptem. — To onieśmiela ludzi. Zwłaszcza facetów.
April milczała. Na stole pojawiło się jedzenie i zaczęły jeść, rozmawiając. Mówiła głównie April, czasem zachęcana jakimś pytaniem Eamons. Kiedy skończyły jeść, April ogarnął smutek.
— Więc doktor Tenny został zabity, a potem znaleźli Pete’a Larsena…
— Powieszonego.
— Miejscowa policja mówi, że to samobójstwo.
— Ja tak nie uważam.
— Nie wiem, co robić — wyrzuciła nagle z siebie Apn zaskoczona tym, jak okropnie się czuje. — Chcę pomóc Rai dolphowi, ale nie wiem jak.
Eamons pokiwała głową ze współczuciem.
— Masz rację. Ale to nie twój problem, tylko mój.
— Ale ja chcę mu pomóc!
Eamons milczała przez dłuższą chwilę, przyglądają się April tymi swoimi błękitnozielonymi oczami. W końc spytała:
— Naprawdę chcesz mu pomóc?
— Tak!
— Dlaczego?
April zawahała się przez chwilę.
— Lubiłam doktora Tenny’ego. Był dla mnie jak wielki szorstko się zachowujący wujek. I chodziłam z Pete’em Lar senem. Nie był jakimś” szczególnie atrakcyjnym facetem, ale ktoś go zabił, zamordował; chcę, żeby ten ktoś został złapany i ukarany.
— A Dan Randolph?
Przez ciało April przeszedł dreszcz. Przejrzała mnie. pomyślała.
— To Randolph potrzebuje pomocy, prawda? — podsunęła łagodnie Kelly.
April skinęła głową, bojąc się odezwać, żeby nie powiedzieć, że kocha Dana.
— Dobrze — rzekła cicho Eamons. — Sądzę, że możesz mu pomóc. Ale to może być niebezpieczne.