Выбрать главу

— Wymknęłam się wcześniej z tłumu pod cmentarzem. Te pytania i odpowiedzi były dość przewidywalne.

— Ach, tak — mruknął Dan. Dostrzegł, że Adair i Tenny wspinają się po drabince i znikają we wnętrzu Cessny.

— Przyszło mi do głowy, że lepsze informacje uzyskam od pana, jak nie będzie pan otoczony tą całą resztą harpii i rekinów.

Dan uśmiechnął się mimowolnie.

— Znakomicie, w takim razie proszę pytać. Mogę pani poświęcić jakieś dziesięć minut.

Oczy jej błysnęły; szybko sięgnęła do torby i wyjęła miniaturową wideokamerę. Dan odruchowo wyprostował się i poprawił poły marynarki, żeby się nie rozchodziły. Muszę kiepsko wyglądać, pomyślał, ale mam to gdzieś, w końcu wracam z pogrzebu przyjaciółki.

— Panie Randolph — zaczęła Vicki, patrząc na niego przez wizjer kamery — czy to prawda, że — jak głosi plotka — pan i Hannah Aarons mieliście romans?

Dan poczuł się, jakby ktoś przywalił mu w żołądek kluczem nastawnym.

— Co to ma znaczyć? Chce mnie pani obsmarować w jakimś szmatławcu?

Odłożyła kamerę.

— Jestem reporterem od straszliwe nudnych spraw finansowych.

— Więc co, u cholery, próbuje pani osiągnąć?

Odpowiedziała mu z całkowitym spokojem.

— Próbuję zrobić reportaż, panie Randolph. Mój szef uważa, że Astro grozi upadek. Ale ja słyszałam, że sypiał pan ze swoją panią pilot oblatywacz.

— To pani słyszała jakąś zupełną bzdurę — warknął ze złością. — Hannah była mężatką, miała dziesięcioletnią córkę, na litość boską. Ona i jej mąż byli wspaniałym małżeństwem, a Hannah nie sypiała z nikim poza własnym mężem.

— Naprawdę?

— Naprawdę. I naprawdę ma mnie pani za aż takiego idiotę, żebym sypiał z własną pracownicą?

Wzruszyła ramionami.

— Krążą takie plotki, panie Randolph. Może pan pomoże mi je zdementować.

Potrząsnął głową.

— Nie mam zamiaru dementować takiej kompletnej bzdury. Nie będę tego w ogóle komentował.

Posmutniała.

— Nie zdementuje pan? Dan spojrzał na nią.

— Pani się dobrze bawi, prawda?

— Święte oburzenie zawsze mnie kręciło.

— Draństwo — mruknął Randolph.

— Jak pan zapewne zauważył — rzekła Vicki — wyłączyłam kamerę już dobrą chwilę temu.

— I co z tego?

— To z tego, że nie zamierzam obsmarować pana, ani pani Aarons, ani kogokolwiek innego. Po prostu próbuję zrobić reportaż.

Zwinął ręce w pięści i oparł je na udach. Próbował się uspokoić. Musisz to dobrze rozegrać, bo inaczej cię załatwi. Adair wystawił głowę przez okienko w kokpicie.

— Mam odpalać?

Dan machnął ręką, żeby jeszcze poczekał, nie spuszczając wzroku z Vicki.

— A jaki reportaż chce pani zrobić? — spytał.

Nie zawahała się ani na sekundę.

— Jakikolwiek, żeby tylko przestać być dziennikarzem od finansów. A tak naprawdę to chciałabym pracować dla Aviation Week.

— Wysoko pani mierzy.

— Czemu nie? Jestem tego warta.

— Naprawdę?

— Naprawdę, panie Randolph.

Dan wycelował kciuk w stronę samolotu.

— Dobrze. Chce pani polecieć z nami na wyspę Matagorda? Będziemy mogli spokojnie porozmawiać przez parę godzin.

Uśmiechnęła się szeroko.

— Mam bagaż w samochodzie. Tylko muszę oddać samochód do wypożyczalni.

Dan ruszył obok niej w stronę Corolli barwy burgunda.

— Poproszę kogoś, żeby odstawił samochód za panią.

— Poprosi pan?

— Jasne. Żaden problem. Współpraca z mediami to prawdziwa przyjemność.

Zaśmiał się, zastanawiając się, jak będzie wyglądała współpraca z jej strony.

ODLICZANIE PRZED STARTEM

Okazało się, że nie najgorzej.

Kiedy wylądowali na firmowym lądowisku na wyspie Matagorda, Dan nie zabrał Vicki do swojego jednopokojowego mieszkanka na półpiętrze w hangarze, tylko zawiózł ją do motelu Astro, kilka mil od lotniska.

— Jaguar kabriolet! — rzekła Vicki, najwyraźniej pod wrażeniem, patrząc, jak Dan wrzuca jej bagaż i swoją zniszczoną torbę do bagażnika.

— Dziesięcioletni — mruknął, wsuwając się za kierownicę. — Spędzam więcej czasu, leżąc pod nim, niż za kierownicą.

Vicki skinęła głową, jakby myślała, że to po prostu usprawiedliwianie rozrzutności.

Właścicielem motelu formalnie była Astro Corporation, ale prowadziła go, ciesząc się dużą niezależnością, rodzina z hrabstwa Calhoun, która z przyjemnością połączyła hotelarstwo z tym, czym zajmowała się pokoleń: wynajmowaniem łódek rybackich i oprowadzaniem turystów myśliwych po starannie zaaranżowanych „dzikich miejscach” wyspy. Choć motel liczył sobie dopiero pięć lat, już miał nieco zapuszczony wygląd. Rodzina, która go prowadziła, rzadko tu zaglądała; woleli przepuszczać zyski w Las Vegas, oddając je krupierom i automatom do gry.

Vicki najwyraźniej nie przejęła się atmosferą motelu. Nie sprzeciwiała się, kiedy Dan zameldował ją jako gościa firmy i wrzucił do pokoju własną torbę razem z jej bagażem. Były tam dwa wielkie łóżka, takie same j ak w każdym innym pokoju. Zjedli razem kolację w restauracji; nie zwracała większej uwagi najedzenie, próbując skłonić Dana, by opowiedział jej historię swojego życia. Pomyślał, że jej obojętność na rozkosze stołu to dobry znak, biorąc pod uwagę jakość jedzenia. Opowiedział jej starannie opracowaną historię o tym, jak pracował w kosmosie dla Yamagaty, a potem postawił sobie cel zbudowania pierwszego satelity słonecznego dla Stanów Zjednoczonych.

Najwyraźniej to, że pójdą ze sobą do łóżka, traktowałajako coś zupełnie naturalnego. Dan nie miał nic przeciwko, a nawet martwił się, że będzie jej przykro, jeśli tak się nie stanie. „Nie zna piekło straszliwszej furii…”, przypomniał sobie cytat. Poza tym już tyle czasu minęło od jego ostatniej przygody. Parę miesięcy. Miał wrażenie, że lat.

Kiedy obudził się następnego ranka, Vicki nadal spała twardo obok niego. Wymknął się z łóżka i poszedł do łazienki, zastanawiając się, czy ta przyjemna kotlowaninka w pościeli uciszy plotki o nim i Hannah, czy tylko pogorszy sprawę. Za każdym razem, kiedy myślisz gonadami, napomniał siebie, pieprzysz w gruncie rzeczy samego siebie.

Spojrzał na pulchne ciało Vicki w zmiętej pościeli i zaśmiał się w duchu. E tam, źle nie było, dodał.

Wyjął swoje przybory toaletowe z torby podróżnej, którą zostawił na pustym łóżku, i zamknął cicho drzwi, po czym zaczął poranną toaletę. Wziął prysznic, umył zęby i zaczął się golić. Patrząc w lustro na pokrytą pianą twarz, zaczął myśleć oJane.

Nie widziałem jej… ile to już lat? Pięć? Nie, do licha, prawie sześć. A ja nadal o niej myślę. Ostatniej nocy w łóżku z Vicki wyobrażałem sobie, że to Jane Thornton, kobieta, w której zakochałem się tyle lat temu, kobieta, która odeszła z mojego życia i wróciła do rodzinnej Oklahomy, żeby zająć stanowisko senatora Stanów Zjednoczonych.

Zaciął się. Do licha! Miłość to ból.

Gdy wyszedł z łazienki, Vicki siedziała na łóżku, skromnie przykryta kołdrą, i rozmawiała przez telefon komórkowy. Uśmiechnęła się do niego, nie przerywając ani na sekundę.

Dan poprosił ją gestem, żeby odłożyła telefon, co też zrobiła, zakrywając mikrofon wolną ręką.

— Muszę wracać do biura w Houston — rzekła — bo jeśli nie…

— Nie chcesz zobaczyć startu rakiety?

— Startu rakiety? Dan pokiwał głową.