— Czy jeszcze coś mogę dla pana zrobić? — spytała. Al-Baszyr przysunął sobie małe krzesełko na kółkach i usiadł.
— Mnóstwo rzeczy.
— Jestem dość zajęta, panie…
— Chcę, żebyś dla mnie pracowała, April — przerwał jej al-Baszyr.
— W Tricontinental? W Houston?
— Nie. Dla mnie. Jako moja osobista asystentka. Podróże po całym świecie. Prywatne samoloty. Najlepsze hotele.
Al-Baszyr dostrzegł, że jest szczerze zaskoczona.
— Kobieta z twoim wykształceniem i ambicją może zajść o wiele, wiele dalej, jeśli tylko da sobie pomóc.
Zdumienie, jakie malowało się w jej oczach, znikło.
— Jestem zadowolona z mojej obecnej pracy, panie al-Baszyr.
— Asim. Mów mi po imieniu.
— Jestem zadowolona z tej pracy — powtórzyła.
— Zapłacę ci dwa razy tyle co tutaj. I będziesz mogła zaspokoić wszelkie zachcianki. Możesz żyć w luksusie.
April znów się uśmiechnęła.
— Nie mogę zostawić pana Randolpha, zwłaszcza teraz, gdy satelita jest prawie gotowy. Wie, że na mnie można polegać.
Och, chciałbym na tobie polegać, pomyślał al-Baszyr, po czym odparł:
— Cóż, może jednak się zastanowisz? Potrząsnęła głową.
— Porozmawiajmy o tym przy kolacji.
Na twarzy April pojawił się wyraz zrozumienia.
— Chętnie zjem z panem kolację, panie… Asim. Ale wyłącznie w celach towarzyskich. Nie zamierzam opuszczać Astro.
Al-Baszyr wzruszył ramionami, jakby poniósł klęskę.
— Doskonale. Wyłącznie w celach towarzyskich. Dziś wieczorem?
Dostrzegł, jak przelicza coś w głowie.
— Dziś nie mogę. Może w piątek?
— Dobrze. Niech będzie piątek.
I nie będziesz musiała w sobotę wcześnie wstać, żeby iść do biura, pomyślał.
WASZYNGTON, DYSKTRYKT KOLUMBII
Wiśnie zakwitły w tym roku bardzo wcześnie. Przez długie okna sali przesłuchań Senatu Dan widział delikatne różowe kwiatuszki na drzewach na zewnątrz. Była wiosna. Dan siedział przy pokrytym zielonym suknem stole dla świadków, a przed nim tłoczył się cały tłum reporterów; flesze migały tak często, że Dan momentami miał wrażenie, że jest pod ostrzałem.
Dan czuł się spięty, nieomal rozzłoszczony, gdy patrzył na Jane, siedzącą przed nim na skraju ławy. Przez ostatnie siedem miesięcy wszystko przebiegało wręcz wspaniale, a przesłuchanie przed Senatem było doskonałą okazją do ogłoszenia sensacyjnych wieści. Scanwelł poradził sobie doskonale w czwartkowych prawyborach i nagle znalazł się na czele stada walczącego o prezydencką nominację. A Jane była przy nim, krok w krok na drodze do Białego Domu. Dan zastanawiał się, kiedy ogłoszą, że są małżeństwem. Była tam, pięć metrów od niego i unikała jego wzroku.
Przynajmniej April została ze mną, powiedział sobie w duchu. Jeśli al-Baszyr rzeczywiście zaproponował jej pracę, to musiała odrzucić jego ofertę. Żadne z nich o tym więcej nie wspominało. Mała radzi sobie świetnie z zadaniami PR, pomyślał, gdy fotografowie wreszcie się odsunęli i czerwona poświata pod powiekami zaczęła blednąc. Nawet mimo tych ekoświrów pikietujących pod główną bramą, mamy wszędzie pozytywne opinie.
Senator Quill postukał metalowym rysikiem o drewnianą deskę u szczytu ławy i wszystkie rozmowy zaczęły cichnąć. Poprosił o ciszę i przedstawił jedenastu członków podkomisji. Dan zauważył, że kamery zgromadzone po drugiej stronie pomieszczenia przesunęły się powoli po całej ławie, a następnie zatrzymały na Quillu.
— Mamy także zaszczyt gościć senator Thornton, ze wspaniałego stanu Oklahoma, która przebywa tu z urzędu.
Jane skinęła głową i uśmiechnęła się uroczo, gdy kamery skupiły się na niej.
Zwracając się do przewodniczącego podkomisji, młodego ciemnoskórego człowieka z czarnym wąsem i gęstą grzywą czarnych włosów opadających na kołnierz, senator Quill rzekł:
— Jesteśmy gotowi do przesłuchania pierwszego świadka.
Dan wstał, a urzędnik zaprzysiągł go. Potem usiadł naprzeciwko przewodniczącego, który siedział na tym samym poziomie co Dan, przy małym stoliku. Z twarzą bez wyrazu, głosem tak obojętnym, jakby był windą podającą numery pięter, poprosił Dana o podanie nazwiska i zawodu.
— Daniel Hamilton Randolph, dyrektor zarządzający i prezes zarządu Astro Manufacturing Corporation.
— Jeśli ma pan przygotowane oświadczenie, podkomisja wysłucha go teraz.
Dan pochylił się lekko w stronę ustawionych na stoliku mikrofonów.
— Mam przygotowane oświadczenie, ale wolałbym z nim poczekać, aż odpowiem na pytania podkomisji.
Młody prawnik wyglądał na nieco zaskoczonego i zwrócił się do siedzącego ponad nim Quilla. Dan utrzymywał powagę, ale ten moment konsternacji sprawił mu przyjemność. Quill skinął głową, a Dan rzucił spojrzenie Jane, na końcu stołu. Wyglądała na rozdrażnioną.
Przewodniczący podkomisji zaczął zadawać Danowi pytania dotyczące satelity energetycznego. Dan przygotował już film-prezentację i przez następne dziesięć minut pokazywał animowane obrazy na ekranie o dużej rozdzielczości, który wisiał na ścianie sali przesłuchań naprzeciwko miejsca dla dziennikarzy.
Kiedy film się skończył, prawnik rzekł:
— Podkomisja wysłuchała oświadczenia głoszącego, że satelita energetyczny, który przesyła wiązkę mikrofal na Ziemię, stwarza zagrożenie dla środowiska.
Dan skinął głową.
— Zapewne jest to oświadczenie Chathama i jego ludzi.
— Jaka jest pańska odpowiedź na to stwierdzenie?
— Czy te stwierdzenia mają jakiekolwiek poparcie naukowe? — spytał Dan z cierpliwym uśmieszkiem. — Czy pan Chatham posiada jakąkolwiek wiedzę w dziedzinie klimatologii, radiologii, jakiejś innej logii?
Kilka osób za nim zachichotało.
— Czy ktoś z jego grupy potrafi sam programować sprzęt AGD, nie prosząc o pomoc nastolatka?
Śmiechy, nawet pośród senatorów. Prawnik skrzywił się jednak i powtórzył:
— Jaka jest pańska odpowiedź na to stwierdzenie? Dan spoważniał.
— Przeprowadziliśmy szereg badań naukowych dotyczących skutków przesyłania mikrofal w atmosferze. Przedstawiłem podkomisji ich wyniki.
Zanim przewodniczący odpowiedział, Dan dodał:
— Wnioski z badań można streścić następująco: możemy rozproszyć wiązkę tak, by ptaki mogły przez nią przelatywać i by nic im się nie stało. Na terenach, gdzie znajdują się instalacje odbiorcze, można wypasać bydło. Znamy odpowiednie wartości liczbowe i dodaliśmy współczynnik bezpieczeństwa rzędu stu procent, żeby mieć pewność, że nie będzie żadnych ujemnych skutków.
— Film, który pan pokazał, nie wyjaśnia, w jaki sposób ma być rozpraszana wiązka — wtrącił senator Quill.
Zastanawiając się, czy to Jane podsunęła mu to pytanie, Dan rzekł:
— Panie senatorze, wiązka jest rozpraszana przez antenę nadawczą satelity. System rozprasza wiązkę już w chwili, gdy opuszcza ona satelitę. Awaria tego systemu powoduje natychmiastowe zaprzestanie przesyłania energii z satelity.
— Rozumiem — odparł Quill, choć wyglądał na zaskoczonego.
Pozostali senatorzy zaczęli zadawać Danowi pytania; każdy z nich chciał pokazać się przed kamerą choć na chwilę. Pytania przeważnie były banalne. Podkomisja jest po mojej stronie pomyślał Dan. Stopniowo pytania coraz rzadziej dotyczyły wpływu satelity na środowisko, a coraz częściej — samego działania satelity i wahadłowca.
— Odbył pan dwa loty wahadłowcem od czasu zeszłorocznej katastrofy — rzekł Quill.