— Trzy loty, panie senatorze — odparł Dan. — Pierwszy lot był bezzałogowy.
— A dwa ostatnie?
— W obu brali udział piloci i loty zakończyły się pełnym sukcesem.
— A ten pierwszy lot, ten, który zakończył się katastrofą? Dan miał starannie przygotowaną odpowiedź na to pytanie.
— Federalne Ministerstwo Lotnictwa i Krajowa Rada ds. Bezpieczeństwa w Transporcie doszły do wniosku, że przyczyną katastrofy nie była wada konstrukcyjna wahadłowca ani usterka w produkcji. Nasze przeprowadzone z powodzeniem loty drugiego wahadłowca wykazały, że przyczyną katastrofy było nieprawidłowe działanie silnika sterującego, i tę wadę usunięto.
— A czy FBI nie prowadzi dochodzenia w sprawie katastrofy? Czy nie istnieje możliwość, że przyczyną był sabotaż?
Rozległy się pomruki i reporterzy zaczęli szeptać do mikrofonów. Dan powstrzymał grymas. Ustalił z ludźmi z FBI z Houston, że dochodzenie będzie prowadzone w tajemnicy. Nie znaleźli i tak niczego. Ale nie istnieją żadne tajemnice, kiedy amerykański senator chce się pokazać w telewizji o zasięgu ogólnokrajowym. Głośno odparł:
— Panie senatorze, nie wiemy, co spowodowało awarię silnika. Ta katastrofa to zagadka nawet dla NASA.
— Czy to był akt terroryzmu? — spytał senator, patrząc prosto do kamery.
Dan potrząsnął ponuro głową.
— Proszę o to spytać FBI.
Kolejne pytania, ale żadne z nich nie było kłopotliwe. Wreszcie Quill spojrzał na drugi koniec stołu, na Jane.
— Zaprosiłem na to spotkanie senator Jane Thornton, ponieważ przedstawiła ona projekt ustawy umożliwiającej takim przedsięwzięciom jak pańskie, czyli związanym z nowymi technologiami, skorzystanie z nowych metod finansowania. Pani senator, czy ma pani jakieś pytania do świadka?
Jane wyprostowała się na swoim miejscu, a Dan pomyślał: mam dla ciebie jedno pytanie, pani senator, kiedy cię znów zobaczę?
— Panie Randolph — rzekła Jane, chłodno i oficjalnie — jakie skutki dla pańskiego przedsiębiorstwa miałaby ustawa umożliwiająca rządowi wprowadzenie gwarancji dla długoterminowych, nisko oprocentowanych kredytów?
Tydzień przed przesłuchaniem Dan przećwiczył z Jane odpowiedź na to pytanie. Niestety, tylko przez wideofon. W ciągu siedmiu miesięcy od jej niespodziewanej wizyty na wyspie Dan znalazł się z nią w tym samym pomieszczeniu dokładnie dwa razy i zawsze oddzielał ich tłum. I Scanwell.
Prawie odruchowo Dan przystąpił do omawiania zasad finansowania przedsiębiorstw zajmujących się nowymi technologiami.
— Wiążą się z tym trzy elementy — oznajmił podkomisji. — Po pierwsze, przedsiębiorstwa z branży nowych technologii to zawsze wielkie ryzyko. Na przykład w mojej branży każdy start rakiety wiąże się z dużym ryzykiem, choć staramy się je znacząco zmniejszyć.
Quill skinął głową i Dan odniósł wrażenie, że Jane musiała go już wprowadzić w temat.
— Po drugie — mówił dalej — przedsiębiorstwa z branży nowych technologii wymagają dużych nakładów inwestycyjnych. Satelitów i pojazdów kosmicznych nie da się budować oszczędnie.
— Mówi pan o miliardach dolarów? — spytał jeden z senatorów.
— Przynajmniej setkach milionów.
— A jaki jest trzeci element? — spytał Quill.
— Czas — wyjaśnił Dan. — Pieniądze inwestorów będą zamrożone przez dłuższy czas, może dziesięć lat, może dłużej.
— To nie będzie zwrot w ciągu dziewięćdziesięciu dni — wyjaśniła Jane z uśmiechem.
— Zdecydowanie nie — przytaknął Dan. — Gdyby złożyć razem te wszystkie trzy elementy: duże ryzyko, wysokie koszty inwestycji, długi okres zwrotu — widać, skąd się biorą problemy ze zdobyciem kapitału.
— Czy gwarantowanie przez rząd długoterminowych, nisko oprocentowanych pożyczek byłoby pomocne? — spytała Jane.
— Już jest — odparł Dan. — Od kilku miesięcy Astro działa dzięki pożyczkom z sektora prywatnego. Jestem pewien, że zaproponowana ustawa bardzo by nam pomogła.
— Skoro już panu pomogła — zażartował jeden z senatorów — to może wcale nie musimy jej wprowadzać?
Paru innych senatorów zachichotało uprzejmie. Dan zauważył, że Jane to nie ubawiło. Stłumił chęć odgryzienia się dowcipnisiowi.
— Czy są jeszcze jakieś pytania do świadka? — spytał Quill rozglądając się po senatorach. — Jeśli nie, świadek jest wolny.
— Zanim odejdę, chciałbym złożyć krótkie oświadczenie. Quill zmierzył Dana wzrokiem.
— Jeśli istotnie jest krótkie, proszę bardzo.
Dan nie skomentował uwagi senatora.
— Chciałem tylko powiedzieć państwu, że za dwa tygodnie zaczynamy przesyłać energię z satelity na Ziemię.
W pomieszczeniu zapanowała wrzawa. Wszystkie kamery wycelowano w Dana. Reporterzy powyciągali telefony komórkowe i zaczęli do nich wrzeszczeć. Senatorzy obrzucali się wzrokiem, a pozostali zgromadzeni zaczęli nagle gadać jeden przez drugiego.
Pośrodku tego wszystkiego Rick Chatham poderwał się na równe nogi, aż jego koński ogon znalazł się w powietrzu.
— Nie możecie tego zrobić! — wrzasnął. — Uzyskam nakaz sądowy!
Quill zaczął postukiwać w drewnianą tabliczkę, coraz mocniej; z jego twarzy można było wyczytać, że się niecierpliwi, by w końcu poczerwienieć ze złości. To jednak nie pomogło. Reporterzy otoczyli Dana i zaczęli wywrzaskiwać pytania. Była wśród nich Vicki Lee, ale Dan nie patrzył na nich, szukał wzrokiem Jane. Jej krzesło było puste. Już wyszła.
MIĘDZYNARODOWY PORT LOTNICZY DUBAJ
Asim al-Baszyr szedł po dywanie barwy piasku, ozdobionym zakrzywionymi łukami, które miały przypominać ślady, jakie zostawia wiatr na pustyni. Korytarz terminalu imienia Szejka Raszyda zdobiły złote repliki palm. Turyści i pielgrzymi kłębili się w sklepach bezcłowych, gdzie, ku uciesze żądnych zakupów podróżnych, wystawiono towary z całego świata. Al-Baszyr w równym stopniu gardził sprzedającymi, jak i nabywcami. Za oknami terminalu widział jaskrawe biurowce i hotele, w tym trzydziestopiętrowy, przypominający żagiel hotel Burj al Arab. Typowo zachodnia ostentacja, zżymał się w duchu. Zamiast opierać się zalewowi krzykliwej zachodniej kultury, imitują ją, w sposób czasem karykaturalny.
Kiedy wkroczył do prywatnego gabinetu, który dla niego zarezerwowano, Egipcjanin już tam był; w kiepsko dopasowanym lnianym garniturze wyglądał żałośnie. Al-Baszyr oczywiście miał na sobie ręcznie szyty jedwabny garnitur w kolorze granatowym.
Nie, pomyślał, Egipcjanin nie jest smutny; jest przerażony i zaniepokojony. Ta cała sprawa z satelitą energetycznym przekracza jego możliwości.
Al-Baszyr dostosował się do życzeń Dziewiątki, która zażądała, by spotkali się twarzą w twarz; Egipcjanin upierał się przy muzułmańskim Bliskim Wschodzie, gdzie byliby stosunkowo bezpieczni. Stosunkowo, pomyślał al-Baszyr z uśmieszkiem. Armia Stanów Zjednoczonych okupowała Dubaj i pozostałe emiraty; mimo okazjonalnych samobójczych zamachów bombowych Amerykanie umacniali swoje panowanie nad Zatoką. Ale to się niedługo zmieni, pomyślał al-Baszyr.
Egipcjanin siedział tyłem do okna i widocznej za nim panoramy wieżowców. Umundurowany pracownik lotniska nalał im kawy i dyskretnie wyszedł.
— Wyglądasz na zaniepokojonego, bracie — rzekł al-Baszyr do Egipcjanina.
— Randolph planuje uruchomić satelitę za dziesięć dni.
— Triumfalnie ogłosił to podczas przesłuchania w Senacie w zeszłym tygodniu. — Al-Baszyr ujął delikatną filiżankę i pociągnął łyk kawy.
— To odważny gest.